~ Oh, - Czyjeś westchnienie ulgi. - Moja mała łowczyni.
Coś przeleciało koło mojego ucha ze świstem. Otworzyłam szeroko oczy, by zobaczyć jak Lykan z rykiem rozdzierającym powietrze cofa się do tyłu. Kurczowo ściskał swoją prawą część twarzy, z pomiędzy jego łap ciekła krew.
- Co jest?! - Krzyknął zdezorientowany Jae-Ha.
Oderwał się ode mnie i tak samo jak stwór zaczął się cofać do tyłu. Rozejrzałam się dookoła, by mieć jakiekolwiek pojęcie co się dzieje. Wszyscy zastygli w bezruchu wpatrzeni we mnie, Jae-Ha i Rubena pod postacią bestii. Nie wiedziałam co się właściwie stało, czy Blake zaczął strzelać ze swojego pistoletu, czy Walter zaatakował Lykana swoimi nićmi.
- Uciekaj Lilith! - Krzyknęła Integra, nacierając na pozostałą dwójkę wrogów, którzy tak samo jak ja nie mieli pojęcie co się dzieje.
Jej miecz przeciął powietrze między mną, a Jae-Ha, który skontrował to swoim sztyletem.
~ Lilith... - Usłyszałam głoś Alucarda, a raczej poczułam jego myśl.
- Alucard?
Integra zablokowała nadciągającego na mnie czarnowłosego. Jej miecz błysnął rozcinając krople deszczu i skontrował się z ostrzem wroga,
- Na co jeszcze czekasz! Uciekaj. - Krzyknęła, zwracając się do mnie i odpychając czarnowłosego.
Raz jeszcze spojrzałam za siebie, gdzie Ruben wił się na ziemi, kurczowo trzymając się za krwawiące oko. Następnie zwróciłam się w stronę rezydencji, przy której stała reszta. Pokuśtykałam do nich, cały czas oglądając się za Alucardem, którego nigdzie nie mogłam dostrzec.
Walter nagle wyprzedził mnie, mrugając do mnie okiem. To samo zrobiła Tamara rozciągając swoją włócznię. Na schodach zauważyłam także Michaela, który napinał swój łuk. Strzała przeleciała mi nad głową, lecąc wprost na Dunalla, który nadal walczył z tatą. Czarne płomienie muskały delikatnie powietrze i cięły jak dzikie ostrza ciało starca. Ten natomiast odpierał ataki swoim mieczem.
- Kochanie. - Michael podbiegł do mnie i chwycił w pasie, pomagając mi usiąść na jednym schodku. - W porządku? Znaczy...eeee... wiem, że boli, ale wyjdziesz z tego tak?
Zaśmiałam się krótko. Michael zawsze się o mnie martwił, dlatego uważałam go za starszego brata.
- Tak. - Odparłam. - Potrafię się regenerować, ale to wymaga czasu.
- A co z tobą? - Spytałam z troską. Chodź Michael wyglądał na zdrowego, to coś mi w tym wszystkim nie zgadzało.
Mężczyzna ukląkł na przeciwko mnie i położył mi dłoń na ramieniu. Czyli coś się stało.
- Pamiętasz jak mówiłem, że mam swój honor, i że umrę jako łowca?
Kiwnęłam głową na znak, że doskonale go rozumiem, ale moje spojrzenie wyrażało totalną dezorientację.
- No, więc... - Zawahał się i zaśmiał nerwowo.
- Zmieniłem go w wampira, inaczej, by umarł. Miał w swoim ciele truciznę. Gdybym miał ją wyssać, to umarłyby mi na rękach, a tak żyje i ma się dobrze. Na marginesie, czarna woda nie jest odtrutką na trucizny. - Obok Michael'a zmaterializował się Blake.
- Tak, właśnie kochanie. - Mężczyzna zabrał rękę i wstał. - A po za tym chcę dożyć twojego ślubu i chcę zobaczyć moje wnuki... znaczy twoje dzieci.
Zamarłam w bezruchu. Spojrzałam wpierw na Michael'a, potem na Blake'a, który strzelał do Dunalla. Przetrawiłam powoli informację, nabrałam głębokiego wdechu i wypuściłam powietrze.