Rozdział 11

582 43 7
                                    

Mój tymczasowy pobyt w rezydencji Alucarda przedłużył się, co niechybnie wpłynęło na moje samopoczucie. Codziennie chodziłam ospała i przybita, olewając każdego na swojej drodze do jadalni i z powrotem do łóżka. Ciepła i miękka pościel stała się moją ostoją, kiedy na dworze padał deszcz. Wielkie krople wody stukały nieznośnie o parapet, lecz moje myśli błądziły wokół wspomnień, przez co nie zwracałam najmniejszej uwagi na przytłaczający hałas. W nocy ciężkie kotary pozostawały odsłonięte, abym mogła spoglądać na tarczę srebrnego księżyca oraz migoczące gwiazdy.

W tym wszystkim zastanawiał mnie jeden fakt. Jeśli moja matka była zmiennokształtna, to czy nie powinnam odziedziczyć po niej jakiś cech? Czy może akurat ominął mnie zaszczyt posiadania puszystego ogona i uszu. Chociaż z drugiej strony wydawało się to do przyjęcia, ponieważ nie chciałam latać na akcje i wyglądać jak polujący pies. Gdybym chciała dowiedzieć się więcej na temat swojej matki, musiałabym spytać o to Richarda, a jak na razie jakakolwiek chęć zamienienia z kimś słowa nie przychodziła mi łatwo.

Kiedy zegarek w mojej komórce wybił dziesiątą w nocy, przewróciłam się na drugi bok, usilnie próbując zasnąć. Nigdy dotąd nie dręczyła mnie bezsenność, lecz teraz była ona wręcz niepożądana.

Głowa pulsowała mi tępym bólem, a organizm domagał się snu. Nie miałam do wyboru wiele, więc postawiłam na jakieś tabletki, które może uda mi się znaleźć w kuchni. Szybko wygrzebałam się spod ciepłej pościeli i potruchtałam do szafy, wyciągając z niej długą, szarą bluzę. Miałam na sobie jedynie krótkie spodenki i bluzkę na ramiączkach, więc nałożywszy na siebie kolejną warstwę ubrania poczułam się, jakbym miała na sobie wielki worek.

Otworzywszy drzwi wyszłam na korytarz, uprzednio rozglądając się na boki czy, aby na pewno nie śledzi mnie jeden, stary i chamski wampir z przerośniętym ego niczym wieża Babel. Zrobiłam kilka kroków zachowując czujność, po czym biegiem skierowałam się w stronę kuchni. Ze schodów praktycznie spadłam i gdyby nie poręcz, zaliczyłabym bolesny upadek. Ponownie rozejrzałam się dookoła mając w nadziei, że Alucarda nie ma w domu.

- Witaj Panienko - Niemal podskoczyłam ze strachu, słysząc na sobą czyiś głos. Obróciłam się na pięcie dostrzegając Waltera, którego zdążyłam poznać kilka dni temu. - Czy coś się stało? Dlaczego Panienka jeszcze nie śpi?

Naprawdę w tamtym momencie dziękowałam w duchu, że to nie był Alucard.

- Nie mogę zasnąć. - Odparłam bez przekonania.

Mężczyzna uśmiechnął się miło, po czym skinął na mnie ręką, abym poszła za nim. Będąc już w kuchni Walter zajrzał do kilku szafek zabierając z nich tabletki. Następnie nalał do szklanki letniej wody i oddał w moje ręce.

- Po tym na pewno będziesz mogła zaznać spokojnego snu.

- Na pewno? - Spytałam z podejrzeniem.

- Na pewno. - Potwierdził

Dziękując lokajowi za pomoc udałam się do swojego tymczasowego pokoju. Zasiadłam na łóżku, od razu połykając dwie tabletki, które prawdopodobnie pomogą mi zasnąć. W między czasie zapaliłam małą lampkę stojącą na szafce nocnej obok łóżka. Z szuflady wyjęłam książkę, którą pożyczyłam z biblioteki wampira, po czym zabrałam się za jej czytanie. Jednak im dłużej zagłębiałam się w fantastyczny świat lektury, tym trudniej było mi zasnąć. Miałam pewne wątpliwości co do działania tych tabletek. Nie mogłam się na nie uodpornić, ponieważ nigdy nie miałam z nimi styczności.

Spojrzałam na wyświetlacz komórki, który wskazywał równą północ. Byłam już lekko podirytowana tym wszystkim. Nie chciałam jednak nic mówi Walterowi, ponieważ lokaj dbał o cały dom sam i teraz zapewne odsypia. Mogłam też poprosić o pomoc Alucarda, który...

Hellsing || My badOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz