Rozdział 19

362 28 9
                                    

Wrogowie nie dali nam nawet chwili wytchnienia. Kiedy straciliśmy z oczu Rubena, Blake zajrzał na chwilę do korytarzy pod nami. Wychodząc z nich oznajmił, że lepiej jeśli pójdziemy przodem. Moje myśli krążyły wokół naprawdę wściekłego Alucarda, który - sądząc po głośnym śmiechu - naprawdę dobrze się bawi, tam na dole.

Kiedy opuściliśmy ruiny kościoła, deszcz zaczął niemiłosiernie uderzać nas wielkimi kroplami. Pogoda już całkowicie się popsuła, co uniemożliwiało nam namierzenie Lykana.

- Użyj węchu. - Zaproponował Blake, patrząc na okolicę. Przed nami droga, za nami las. - Jak się nie mylę, a rzadko się to zdarza, to wilki mają niesamowity zmysł węchu.

To co mówił wampir mogło okazać się prawdą, lecz nie byłam pewna czy akurat mi się to uda, biorąc pod uwagę, że nigdy nie ćwiczyłam swoich zmysłów.

Skupiłam się więc na zapachu Rubena, przypominając sobie co zawsze czułam, kiedy obok niego stałam. Chłopak pachniał drogimi perfumami i ziółkami babci.

- Mam! - Odparłam szybko i czmychnęłam na tyły kościoła.

- Czekaj! - Blake złapał mnie za łokieć i zatrzymał w miejscu. - Patrz. - Ręką wskazał na drogę, skąd dostrzegłam grupkę nadjeżdżających postaci. - Ja ich znam.

Obróciłam się w kierunku gości na koniach.

- Ja też. - Powiedziałam z nikłym uśmiechem. - Michael! - Pomachałam przyjacielowi, który zatrzymał konia parę metrów od nas. Z tego co zauważyłam było ich więcej, a na jednym z nich siedziała Richard.

- Cześć mała - Mężczyzna zsiadł z wierzchowca i podszedł do mnie, zamykając w morderczym uścisku. Stęknęłam z bólu. Ramię nadal mnie bolało, a umiejętności regeneracyjne wcale nie działały tak jak powinny. - Tak dawno cię nie widziałem. Myślałem, że ktoś cię porwał, że się zgubiłaś, albo...

- Nie bądź mięczak. - Głos Tamary uciszył szloch mężczyzny. Dziewczyna podeszła do naszej grupki i posłała mi hardy uśmiech. - To nam nie pomoże z Lykanami.

Wiedzieli?

~ Oczywiście. Są łowcami. Myślałem, że po swojej grupie przyjaciół oczekujesz czegoś więcej.

- Alucard? - Obróciłam się z nadzieją, że za moimi plecami zobaczę wampira. Nagle na ramionach poczułam ciężar i zaraz poleciałam do tyłu. Oparłam się plecami o ciało Alucarda z westchnieniem. Uniosłam głowę do góry, gdzie napotkałam szczęśliwe, czerwone tęczówki.

- Zaprosiłem twoich przyjaciół, aby nam pomogli.

Michael podszedł do mnie i ujął moje dłonie w swoje ręce. Jego twarz była smutna czyli coś musiało się stać.

- Kruszyno.... - Zaczął z wahaniem.

Stało się coś naprawdę nie dobrego.

- Twój ojciec... on.... - Poczułam jak Alucard mocniej ściska moje ramiona. Ból w ramieniu ustał tak nagle jak się pojawił. - ... on nie żyje.

Usłyszawszy słowa Michaela, zamurowało mnie. Otworzyłam szeroko oczy, a moje źrenice zwęziły się w szparki.

- Żartujesz... - Szepnęłam z uśmiechem. Michael lubił stroić sobie ze mnie żarty. Kiedy mężczyzna z powagę na mnie spojrzał, moja mina zrzedła, uśmiech stracił blask, a oczy przygasły. Uścisk wampira znów stał się mocniejszy.

- Kochanie...

Zaczęłam się szarpać, rwać, wyrywać byleby tylko.... właśnie co? Co chciałam zrobić?

Hellsing || My badOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz