Jae-Ha zaprowadził nas do małej kafejki oddalonej od miejskiego zgiełku. Cisza i spokój emanowały z wnętrza budynku i pozwalały poczuć się jak w domu. Szyld nad kawiarenką miał na sobie srebrne zdobienia, a napis "Sweet Melody" wyryty był w drewnie. Mogłam dostrzec jak osadzone w nim dziwne kamienie połyskują delikatnie, kiedy małe promienie słońca otrą się o nie. Środek kafejki nie był ekskluzywny, a domowy. Nie było tu najnowszych urządzeń pierwszej klasy, pięknych boksów i witających klientów kelnerek. Za ladą stał tylko jeden barista o krótko ściętych, brązowych włosach i tego samego koloru oczach.
Jego uśmiech przywitał nas miło, a gestem ręki zachęcił do zajęcia specjalnego miejsca. W tamtej chwili myślałam, że barista zna Jae-Ha i, że zmiennokształtny jest tu stałym klientem, lecz jak się później dowiedziałam mężczyzna o brązowych włosach był kimś w rodzaju informatorem. Jae-Ha opowiedział nam jak się poznali i na czym mniej więcej polega jego praca, a gdy do naszego stolika przyniesiono trzy parujące, ciepłe kawy, czarnowłosy przeszedł do rzeczy.
- Więc czego ode mnie oczekujesz? - Spytał z nonszalancją, upijając łyk kawy.
- Jak mogłeś już zauważyć... - Pierwszy odezwał się Richard, łypiąc na mnie okiem. Ja natomiast byłam pogrążona w myślach i hipnotyzowałam kawę. - Lilith nie panuje nad sobą.
- Nie nad sobą, a nad emocjami.
Richard dotknął mojego ramienia, a ja od razu poderwałam głowę do góry. Nasze spojrzenia skrzyżowały się i kiwając porozumiewawczo głową spojrzeliśmy na czarnowłosego, którego uśmiech był jeszcze szerszy niż dziecka.
- Pamiętasz jak tamtej nocy zjawiłeś się u mnie w pokoju? - Jae-Ha oparł głowę na ręce i spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. - Pomogłeś mi zapanować nad szalejącymi emocjami. Czułam wtedy spokój i... coś jeszcze.
- Brom - Odparł Jae-Ha, bawiąc się serwetką.
- Słucham? - Richard oparł dłonie na stoliku, który mimo przytwierdzenia do ziemi, lekko się zakołysał. - Dałeś jej brom?
- Nie bój się. - Czarnowłosy machnął na niego ręką i odchylił się do tyłu, wyglądając przez okno.
- Jak mam się nie bać cholerny psie. - Richard opuścił swoje miejsce i podszedł do Jae-Ha, którego w trzy sekundy postawił na nogi. Łapiąc go za ubranie, podniósł do góry. Czarnowłosy jak gdyby nigdy nic, oparł dłonie na jego nadgarstkach. - Lilith ma problemy z sercem, a ty jej jeszcze pakujesz jakieś świństwo?
Mogłam przyglądać się tej sytuacji i pozostać bierną lub też zabrać sprawy w swoje ręce i uspokoić dwójkę narwanych dzieci. Ciężki wybór.
- Powiecie mi o co chodzi? - Spytałam ze spokojem. Richard spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić, a Jae-Ha zaśmiał się. Ten typ powoli mnie wkurzał.
- Brom jest stosowany w przemyśle chemicznym. Produkuje się z niego gazy łzawiące i trujące....
- Ale też jako lek uspokajający.
- W dużej mierze jako trucizna....
- Ale nie zawsze.
- ZAMKNIJ SIĘ KUNDLU.
Nie wytrzymałam. Wstałam od stołu, przewracając przy okazji moją kawę. Podeszłam do obydwóch panów i spojrzałam na nich złowrogo. Czułam jak powoli wilcze uszy pojawiają się na mojej głowie, a ogon łaskocze nogi.
- Oooo - Zaskoczenie Jae-Ha nie miało granic. - Możemy to przetestować.
Richard oderwał się od czarnowłosego i chwycił mnie za ramię ciągnąc w stronę wyjścia. W ostatnim momencie, kiedy tato łapał za klamkę, zatrzymałam się łapiąc się stolika. Ta scena musiała wyglądać naprawdę śmiesznie.