Rozdział 13

452 44 7
                                    


Uschłe gałęzie odznaczały się dziwnymi, czarnymi i wątłymi pasami na tle szarego nieba. Ciężkie, burzowe chmury nadchodziły razem z porywistym wiatrem. Słońca nie było. A może nawet było, tylko schowane ze strachu za kłębowiskiem cumulonimbusami. Zimny zefir wkradał się pod poły płaszczy każdej z trzyosobowych grup, które raźnym krokiem zmierzała w stronę pewnej rezydencji.

Na czele konwoju szedł starszy, siwiejący mężczyzna. Jego twarz pokrywały liczne szramy i zmarszczki, lecz oczy nadal tętniły pełnią życia. Rosły i wyprostowany z dumnie uniesioną głową przewodził grupie zmiennokształtnych.

- Ruben! - Zawołał Marko głośno, aby spośród tłumu wywołać młodego chłopaka o ciemnych włosach. - Chodź no tu.

Ruben wyłonił się zza pleców mężczyzny tak szybko, że ten potrzebował chwili, aby zarejestrować, iż chłopak już obok niego stoi.

- Słucham? - Młody włożył ręce do kieszeni czarnych spodni, chroniąc je przez zimnem.

- Jak ta twoja koleżanka miała na imię... - Marko zastanowił się. Starość dawała o sobie znać. I nadchodziła zbyt szybko.

- Lilith - Wtrącił Ruben, uśmiechając się.

- A tak Lilith. Powiedz. - Złote oczy spoczęły na zabłąkanym uśmieszku Rubena - Jak zamierzasz ją skłonić do tego, by do nas dołączyła. Ona ma przy sobie wampira i jeśli już zrobiła sobie z niego sługę, to możesz mieć pewien problem. A... i jeszcze.... poczekaj. - Marko usilnie próbował sobie przypomnieć o pewnej rzeczy, która zaprzątała jego głowę od czasu, kiedy opuścili organizację. - Ona nie wie, że jej przybrany ojciec nie żyje?

- Nie, jeszcze nie. - Ruben spuścił wzrok. Nagle czubki jego butów okazały się całkiem interesujące. Nie chciał mówić Lilith o śmierci swojego przybranego ojca. Byłoby to porażką na całej linii i jednym z powodów, aby dziewczyna do nich nie dołączyła. Ale z drugiej sprawy jak on może zatajać przed nią taką tajemnicę.

- I ma się nie dowiedzieć. Jeśli się tak stanie...

- Wiem co się stanie Marko.

Starzec spojrzał na niego zdziwiony. Takiego błysku w jego złotych oczach jeszcze nie widział. I może już nigdy nie zobaczy, więc lepiej się zawczasu mu przyjrzeć. Marko machnął ręką w bliżej nieokreślonym kierunku, przywołując do siebie jeszcze jednego mężczyznę. Jego długie, czarne włosy związane w kucyk zakołysały się pod wpływem szybkiego ruchu, a płaszcz podwinął do góry ukazując jego tradycyjne, japońskie odzienie.

- Witaj psiaku - Jae-Ha zmierzwił włosy Rubena, na co ten zaczerwienił się, aż po czubki uszu. Jego ogon zaczął wariować, więc chłopak szybko schował go pod płaszcz. - Stało się coś?

- Tak - Odparł Marko. - Pójdziesz razem z Rubenem zwerbować nowego członka. I bez żadnych numerów Jae-Ha - Starzec pogroził mu palcem, jak dziecku, które coś zbroiło.

Ruben doskonale wiedział o czym mówił Marko. Wyskoki czarnowłosego były znane w całej organizacji i każdy wiedział, że jego ładna buźka nie jest tylko na pokaz. Jeśli na horyzoncie objawiła mu się jakaś niewiasta, on od razu zakasał rękawy swojego czerwonego Changshan'a* i biegł przed siebie. Uwodziciel z niego niezły. Potrafi w kilka sekund omamić kobietę, potem zaciągnąć ja do łóżka.

- Nie ma sprawy staruszku. - Uśmiech Jae-Ha powiększył się ukazując garnitur białych zębów razem z kłami. Zaraz jednak został zdzielony po głowie. - Au... za co to? Przecież nic jeszcze nie zrobiłem?

- Właśnie - Groźna mina Marko przywołała go do porządku - I nic nie zrobisz. Zrozumiano?

- Tak - Odparł mężczyzna, chcąc się już oddalić, jednak raz jeszcze poczuł przenikliwy ból w głowie.

- I nie jestem stary.

****

Od ponad dziesięciu minut wpatrywałam się w swoje odbicie, niezdolna do wypowiedzenia ani jednego słowa. Po czasie zapomniałam też, że wstrzymuję oddech i gdy zdałam sobie z tego sprawę krew zmroziła moje żyły. Widok odmienionej mnie całkowicie zmiękczył moje nogi. Chwyciwszy się za głowę, przypadkowo dotknęłam wilczego ucha. Zatrzymałam rękę w martwym punkcie, lustrując moje poczynania w lustrze.

- Chyba żartujesz... - Szepnęłam, niepewna czy będzie mnie stać na coś więcej, niżeli westchnięcie. Odsunęłam się od lustra skonsternowana i zaczęłam krążyć po pokoju. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach, a kątem oka co chwilę dostrzegałam jak mój ogon chodził w lewo i prawo. Powoli moja koncentracja nad myślą: jak to się stało, ulatywała niczym liść na wietrze. Totalnie nie potrafiłam się skupić. Dlaczego to się stało? W jakim celu? Jak? Może to był wytwór mojej wyobraźni? Miałam omamy? Z niewyspania czy z przemęczenia? Może nadal śnię?

Moje dziwne i zniekształcone przez kreatywność myśli przerwał szczęk zamka i dźwięk otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę, widząc jak czyjaś ręka zaciska się na wrotach. Spanikowana zaczęłam wzrokiem przeszukiwać pokój. Gdzie mogłabym się ukryć? Czy zdążę? Czy mam szansę zatuszować, to co się ze mną stało?

- Lilith - Znajomy głos dotarł do moich uszu. Alucard już wchodził do pokoju, kiedy ja w tym samym czasie dostrzegłam drzwi łazienki. W ekspresowym tempie dopadłam klamki i weszłam do środka. - Miałaś przyjść...

- Tak, wiem - Odparłam szybko. Moje serce biło jak oszalałe. O mały włos. - Biorę prysznic i wpadnę do ciebie za dwadzieścia minut. - Przysięgłabym, że słyszałam jego cichy śmiech.

- Może mógłbym ci pomóc. - Nacisk na drzwi zwiększył się, kiedy wampir oparł się o nie plecami.

Spuściłam dłonie wzdłuż ciała przyciskając je do zimnych kafelek. Bałam się tego, że odkryje co się ze mną stało. Czy będzie zły? Na pewno będzie chciał się dowiedzieć jak to się stało. Jednak na to pytanie nawet ja nie umiałam odpowiedzieć.

- Nie! - Zaprzeczyłam stanowczo. - Poradzę sobie sama, zboczeńcu. - Na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na zamek, jednak ręka Alucarda była szybsza. Uścisk na moim nadgarstku był mocny i zimny, a szarpiąc się, pomagałam mu tylko wejść do środka. Całkowicie zapomniałam o zdolnościach wampira. - Alucard puszczaj. Natychmiast!

Siła z jaką przeniknął przez drzwi dosłownie odrzuciła mnie do tyłu. Oparłam się plecami o kabinę prysznicową, czując jej zimno. Czerwone oczy wampira błyszczały niebezpiecznie, jakby ktoś je podpalił.

- Nie rozkazuj mi - Warknął z ponurą miną. Zaraz jednak na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. W tym momencie Alucard wydawał mi się szaleńcem, którego czynów nie można przewidzieć. Był jak bestia, która może zaatakować w każdej chwili. Dopadnie cię, zanurzy kły w szyi, a ostre pazury rozetną skórę. Krew będzie wszędzie.

- Ja...ja... - Jąkałam się, nie wiedząc co powiedzieć. Kątem oka dostrzegłam lustro wiszące nad umywalką. To co w nim zobaczyłam zdziwiło mnie jeszcze bardziej, niż wampir, który niebezpiecznie się do mnie zbliżał. Czując jego zimny oddech, orzeźwiłam się nieco powracając do rzeczywistości. Wyrwałam swoją rękę z jego żelaznego uścisku i oparłam dłonie na umywalce, przyglądając się dokładnie swojej postaci. - Nie ma? - Dotknęłam ręką głowy, by przekonać się, że moje przypuszczenia były prawdziwe. I jak się okazało, wcale się nie myliłam.

- Stało się coś? - Spytał skonsternowany Alucard. Jego twarz wyrażała zainteresowanie tym co właśnie robiłam.

Odetchnęłam z ulgą, czując jak kamień spada mi z serca. Jednak zaraz uczucie niepewności zasiało ziarno w mojej głowie. Czy to naprawdę były omamy? Sen? A może po prostu wyczyn mojej chorej wyobraźni?

- Nic nic się nie stało. - Zdobyłam się na cień uśmiechu odwracając się do wampira. Jego dłonie zaraz spoczęły na moich biodrach. Wampir naparł na mnie ciałem, na co ja musiałam ustąpić i cofnąć się o krok do tyłu. Zimne kafelki wywołały dreszcze na mojej skórze. Syknęłam z bólu. Jego uścisk był stanowczo za mocny.

- Pomogę ci z kąpielą.

Hellsing || My badOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz