Rozdział 13

974 60 5
                                    

Minęło 10 dni odkąd siedzę w tej jebanej piwnicy. Za każdą próbę wydostania się czy też protestowania ponosiłam konsekwencję. Kiedy przynosił mi jedzenie karmiąc mnie nie chciałam jeść. Byłam głodna ale .. no.. więc stwierdził, że specjalnie nie jem więc dostawałam za każdą odmową mocne uderzenie biczem w miejscu dawnych blizn. Wybrał to miejsce iż nie miałam tam skóry tylko mięśnie na wierzchu także bolało 2x bardziej niż w skórę. Za każdą próbę wydostania się wbijał mi gwoździe do prawej ręki. Aktualnie mam ich 14.. Wyciągnął mi gwóźdź z prawej dłoni bo stwierdził, że będzie w chuj bolało ... i miał rację... pierdolony psychopata..

Mam opuchnięte oczy z powodu ciągłego płaczu. Nie śpię w nocy tylko czuwam czy nie przyjdzie znowu Daniel. Już pierdoli mnie to czy przeżyję czy nie .. liczy się dla mnie tylko Tomek..

Usłyszałam kroki dochodzące ze schodów. Pewnie znowu idzie z michą żarcia jednak myliłam się. Fakt.. Był to mój oprawca jednakże nie sam. Trzymał za rękę posiniaczonego małego przyjaciela.

-Tomek! Skarbie! - z moich oczu znowu poleciały strumyki łez - Ty chory pojebie! Co ty mu zrobiłeś?!

-Jeszcze jedno takie słowo, a mały dostanie - pokazując, że nie żartuje przyłożył mu nóż do policzka.

-Nie! Przestań! Dobra! Dobra! ... Tylko proszę nie rób mu krzywdy..

Opuściłam głowę w dół i zaczęłam płakać. Słysząc, że idzie w moją stronę zerknęłam co chce zrobić. Niestety nie mogłam liczyć na to, że się mnie posłucha. Zawiązał ręce Tomka wiszącym z sufitu łańcuchem tak, że chłopiec stał na palcach. Rozerwał jego koszulkę, a małemu poleciała jedna pojedyncza łezka. Trzymał się lepiej ode mnie. Byłam z niego dumna, że jest taki dzielny. Daniel podszedł do drzwi zamykając je i powrócił do nas.

- A więc.. - zaczął - mam dla siebie pewny deal..

-Jaki? - zmarszczyłam brwi wiedząc, że jego propozycja będzie nie korzystna dla mnie.

- Powiesz mi gdzie jest wasza siedziba to puszczę ciebie i twojego syna..

- Skąd mam pewność, że nas wypuścisz? - nawet nie zwróciłam mu uwagi, że to nie mój syn.

- Żadną .. ale życie dziecka jest ważniejsze, nieprawdaż? Dam ci chwilę na zastanowienie .. jak wrócę to masz zdecydować .. jednak uprzedzam .. powiesz coś czy zrobisz cokolwiek.. mały oberwie.. - i wyszedł zostawiając mnie samą z Tomkiem.

-Skarbie! Jak się trzymasz? Gdzie cię przetrzymują? Traktują cię źle?

- A nie widać? - odpowiedział chłopiec. Widać, że bardzo cierpiał, a ta cała sytuacja wpłynęła na jego psychikę - Bili mnie .. grozili, że cie zabiją! Sylwia! Zrób coś! - do jego oczów napłynęły łzy.

- Tylko nie wiem co .. - opuściłam głowę rozmyślając. Nie mogę zdradzić ludzi, którzy są dla mnie jak rodzina. Jednak wpadłam na pomysł. Rozglądając się wokół zauważyłam nóż na skraju blatu. Nie miałam jak go dosięgnąć rękami więc skacząc z krzesłem przybliżyłam się do niego. Na ślepo próbowałam złapać narzędzie.

-Bardziej w lewo - usłyszałam głos Tomka. Po słuchając się jego rady trzymałam już ostrze w rękach. Ale nie na długo .. Rozcinając sznur wokół moich dłoni niechcący opuściłam broń na dół na podłogę, a że podłoga była zrobiona z betonu rozległ się hałas na całe pomieszczenie. Daniel to usłyszał.. Wparował do środka i ze wściekłością podszedł do mnie. Patrzył się na mnie ze złoscią w oczach ale po chwili na jego twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech.

- Andrzej! Chodź na chwilę - wezwał jakiegoś wysokiego umięśnionego mężczyznę. Nie powiem był przystojny i jakby nie okoliczności może by coś z tego wyszło.

- No? - zapytał się patrząc na mnie i chłopca z pytającą miną. Wyglądał jakby nie wiedział co się tu dzieje. Daniel podszedł do mnie od tyłu i podniósł krzesło na, którym siedziałam kładąc na przeciwko chłopca.

- Trzymaj ją tak żeby nie mogła się ruszyć .. - powiedział stanowczo, a szatyn kiwnął głową i zrobił tak jak mu kazano. Andrzej trzymając mnie za ramię tak samo jak ja obserwował Daniela. Mężczyzna wziął do ręki bicz i podszedł do Tomka. Ja od razu zaczęłam płakać bo wiedziałam, że nic z tego dobrego nie wyjdzie.

- A więc .. miałaś się zastanowić ale ty wolałaś sprawdzić moją prawdomówność.. Także masz co chciałaś .. a więc wolisz 50 czy 30 uderzeń?

- Bij mnie ile chcesz! Nie dam ci satysfakcji ..

- Ciebie? Haha .. a więc niech będzie 45, okey? - odwrócił się do Tomka. - Liczę! Jeden! - i uderzył z całej siły w brzuch malca.

-Nie!! - szarpałam się jednak podwładny nie pozwolił mi nic zrobić.

- Dwa! - kolejne uderzenie w brzuch i krzyk chłopca

-Przestań! - mówiłam zrozpaczonym głosem.

-Trzy!... Cztery!. .. Pięć!... - za każdym kolejnym ciosem chłopak bardziej krzyczał.

- Ty skurwysynie!! - nie wytrzymałam jednak po chwili bardzo tego pożałowałam.

- Co?! - odwrócił głowę w moją stronę. Wkurwiony na moje słowa uderzył tym razem w twarz Tomka. Od razu pojawiła się czerwona plama. - Jak śmiesz! - zaczął krzyczeć w moją stronę - Gdybyś mnie posłuchała to by mały nie cierpiał! A teraz patrz! - odwrócił się znowu i nie powstrzymując się cios za ciosem obrywał malec przez moją głupotę. Uderzał z całej siły w brzuch, nogi, ręce, a nawet parę razy w twarz. Płacz mój i bitego Tomka nie przeszkadzały mu w robieniu kolejnej krzywdy. Kątem oka widziałam, że Andrzej miał otwartą gębę ze zdziwienia. Jemu również poleciały łzy.

- Czterdzieści pięć! - krzyknął zadowolony z siebie mężczyzna puszczając bat zwrócił się do mnie. Podniósł moją głowę, którą miałam spuszczoną nie chcąc widzieć cierpienie małego. - Jesteś z siebie dumna? - zapytał puszczając mój podbródek i chcąc mieć pewność, że nie spróbuje się wydostać oplątał mnie sznurem przybijając gwoździem końcówkę do mojego krzesła, który wbił się do moich pleców. Jednak nie wydałam z siebie żadnego dźwięku bólu. - Wrócę tu! - Zagroził mi palcem wychodząc z Andrzejem z piwnicy zamykając drzwi na klucz. Popatrzyłam się na chłopaka. Zemdlał.

-Tomek! - mówiłam z nadzieją, że mnie słyszy - Mały! Obiecuję, że cię ochronię! Błagam! Wybacz mi! - zalałam się łzami. Nie wiedząc kiedy zasnęłam.

+++++++++++++++++

Dziękuję za 200 wyświetleń *.* <3

Jestem ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz