Rozdział 22

772 52 0
                                    

- Coś jest nie tak.. - nigdy od niej nie słyszałam słowa "Kocham Cię" skierowanych w moim kierunku. Odmieniło jej się?

Myślami powróciłam do Maćka. Wybrałam jego numer i nacisnęłam zieloną słuchawkę.

- Kurwa... - wyszeptałam. Że też nie pomyślałam doładować sobie telefonu przed apokalipsą. Może w pobliskim sklepie będzie jakaś karta czy coś? Zabrałam ze sobą nóż, pistolet z dodatkowymi nabojami, telefon, paczkę L&M oraz zapalniczkę. W sumie w paczce jest całe gówno.. jedyne 5 szlugów.. muszę jakoś skołować kolejną pakę.

Przeszłam przez ulicę i podążałam do sklepiku koło lodziarni. Po paru minutach byłam już przed wejściem. Na drzwiach wisiała tabliczka z napisem "Otwarte".
- Chyba zapomnieli zmienić - zaśmiałam się - Ale żarty na bok.

Otworzyłam powoli drzwi. O dziwo znajdowały się jeszcze produkty m.in. chipsy, pasztety, różnego rodzaju kiełbas czy też szynek, konserwy, chleby i picia. Niestety połowa była już niejadalna.

Podeszłam do lady. Jednak od samego wejścia była jakaś dziwna woń. Odwróciłam głowę i rozglądałam się jednakże niczego nie znalazłam. Powróciłam do szukania jakiejkolwiek karty. Zeszłam pod ladę i kopałam w jakiś szufladach.

- Apsik! - moje szukanie przerwał właśnie ten odgłos. Podniosłam głowę do góry. Zobaczyłam małą rączkę zza półki. Wstałam i po cichu podchodziłam do tej osóbki. Będąc koło mebla słyszałam jej ciężki oddech i specyficzny zapach. Słyszałam również jej szloch. Byłam pewna, że to dziewczynka. Bała się mnie.

Wychyliłam się i widząc moją mordę wystrzeżyła oczy ze strachu. No bez przesady aż taka paskudna nie jestem..

- Nie bój się! Nic ci nie zrobię - mówiłam powoli kucając kolo niej. Widać było, że już nie cyka się tak mnie.

- B-bo - jąkała się połykając słone łzy - z-zgubiłam si-sie - tarła dłońmi opuchnięte oczy.

- Chodź pójdziemy do mnie i mi wszystko opowiesz, dobrze? - przytaknęła. Pomogłam jej wstać i razem wyszłyśmy kierując się w stronę mojego mieszkania. Zapomniałam nawet po co tak naprawdę udałam się do sklepu. Chociaż życie dziewczynki było ważniejsze od mojej głupiej karty.

- Chcesz coś zjeść? Jesteś głodna? - zaprzeczyła. Jedak wiedziałam, że kłamała bo słyszałam jej burczący brzuch. Byłyśmy w domu wiec wiedziałam, że mam ciastka na polce w kuchni. Poszłam po nie zostawiając małą samą w moim pokoju.

W drodze do kuchni przystanęłam koło lustra. Zauważyłam zmianę. Moje niegdyś białe, krótkawe włosy były teraz czarne i długie do pasa. Podnosząc moją ulubioną bluzkę z czaszką do góry zobaczyłam, że nie są już tak widoczne moje kości z czego się cieszyłam. Szczerząc zęby zobaczyłam, że również powrócił ich biały blask co mnie ucieszyło jeszcze bardziej. Jednak opłacało się ugryźć tamtego palanta.

Będąc już w kuchni sięgnęłam po pudełko i wróciłam do niej. Speszyła się kiedy grzebiąc w komodzie zauważyła mnie.

- Co ty robisz? - trochę zdenerwowanym głosem rzekłam to dziewczynki - Nie przyprowadziłam Cię tutaj żebyś przeszukiwała całą zawartość domu!

- P-przepraszam ja... - opuściła głowę dodając - nie chciałam ci robić kłopotu więc szukałam cos do jedzenia.. - z oka poleciała jej mała, pojedyncza łezka.

- Skarbie... - cała złość przeminęła. Była bardzo grzeczna.. aż za bardzo.. - To nie jest problem naprawdę! - podeszłam i usiadłam koło niej obejmując ją ręką i podając ciastka - Proszę!

Jestem ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz