Rozdział 25

735 47 7
                                    


Spacerowałyśmy po małym lasku. Mimo tego był piękny. Usłyszałam szum wody.

- Nie chcę tam iść.. Wracajmy już.. - powiedziała zmęczonym głosem Alicja kiedy pokazywałam palcem w stronę wody z chęcią zwiedzenia go.

- No dobrze.. To chodź! - uradowana podskoczyła i wracałyśmy do domu.

Będąc pod bazą jednak zmieniłam decyzję i zwróciłam się do mojej małej znajomej:

- Wiesz co? Może idź już do domku, a ja jeszcze pójdę się rozglądnąć, dobrze?

- A nie będziesz się bać?

- Nie nie będę. Idź! Dobranoc Skarbie! - przytuliłam ją i postanowiłam pójść w miejsce gdzie słyszałam ten piękny dźwięk. Zawsze lubiłam małe jeziorka, wodospady czy nawet szum wody.

Przeszłam  kawałek drogi i natrafiłam na te miejsce. Było piękniej niż w tamtej bazie. Było to malutkie jeziorko jak i również mały wodospad na górce. Jednak jedna rzecz sprawiała, że było majestatycznie... dwa małe jelenie pijące wodę. Podchodziłam powoli do nich. Niestety stanęłam na gałęzi i rozproszyłam zwierzaki. Popatrzyły się na mnie i uciekły w prawo znikając za drzewami.

- No stary! Szacunek! - usłyszałam za sobą męski głos. Postanowiłam nie uciekać, a zobaczyć kto to był. Schyliłam się i szłam przed siebie.

- No wiesz! To było bardzo proste! - zobaczyłam i słyszałam wyraźniej dwie smukłe sylwetki. Szli przed siebie powolnym krokiem. Przykucnęłam przy krzaku i wsłuchiwałam się w ich rozmowę.

- Najgorzej było z małym - ciągnął dalej blondyn - Ale! Poradziłem sobie!

- No słuchaj.. - odezwał się szatyn - Ja bym tego nie potrafił zrobić!

- A co to w tym trudnego? Podchodzisz, wbijasz nóż w gardło i tyle! I patrz jakie masz trofeum! - wyciągnął z worka głowę jakiego chłopczyka. Chciałam puścić pawia.

- No! Niezły! Będzie kolejny do naszej kolekcji! - zaśmiali się razem. Czyli oni częściej to robili.... i już nie zrobią...

Rozglądałam się jeszcze czy nie ma żadnego sznura czy coś w tym stylu. I znalazłam! Był trochę krótki ale musiał mi starczyć. Wyciągnęłam nóż i cierpliwe przeczekałam skryta za krzakiem aż mnie ominął. Kiedy już to nastąpiło po cichu podeszłam najpierw do szatyna ( bo szedł z tyłu) uderzyłam go końcówką noża w głowę. Był on dość twardy bo był zrobiony z żelaza.  Krzyknął z bólu i złapał się za głowę krzywiąc się przy tym. Podbiegłam do blondyna, który w tym momencie odwrócił się do mnie i wbiłam mu nóż w brzuch. Również się schylił i korzystając z dobrego momentu przewróciłam go na ziemię i kucając przy nim związałam znalezionym sznurem dłonie, które miał za plecami. Odcięłam niepotrzebny kawałek i wstałam. Zostawiłam leżącego na brzuchu mężczyznę i podeszłam do drugiego. Trochę się opamiętał jednak zanim się zorientował co się w ogóle dzieje kopnęłam go w brzuch i również jak z poprzednim związałam jego dłonie resztką sznurka.

- Co? - odezwałam się. - Kogo najpierw wypatroszyć? - Zaczęłam się śmiać.

- Czego od nas chcesz?! - odezwał się blondyn. Podeszłam do niego, przewróciłam na plecy i siadając na jego brzuch z psychicznym uśmiechem rzekłam patrząc mu się prosto w oczy:

- Chcę słyszeć od was krzyki bólu! - wystrzegał oczy i nie wiedział co powiedzieć - Tak jak ten chłopczyk co go zabiłeś! - na te słowa zwrócił wzrok na kolegę. Szatyn również popatrzył się w blondyna.

- Ale skąd wiesz? - odezwał się mężczyzna leżący koło mnie.

- Widziałam i słyszałam..

- Kurwa! - wykrzyczał blondyn - Ale wiesz co? - zmienił mu się ton głosu - Przypominasz mi kogoś..

- Kogo niby? - zdziwiona zapytałam.

- Faktycznie! - odezwał się szatyn przyglądając się mi - Czy... Nie.... - znowu popatrzył się na blondyna.

- Co nie? - zapytałam zirytowana.

- Czy .. Twoja mama miała na imię... Marta?! - wtedy to ja wystrzeżyłam oczy.

- Ale... skąd wiesz?! - spytałam i widziałam ich strach w oczach. W końcu blondyn powiedział coś co mną wstrząsnęło.

- To była prostytutka... I ... Była ... Z.. Marcinem w ciąży... czyli z tobą..

- Co?! Prostytutka?! Chyba wam się coś pomyliło...

- Nie! - odezwał się szatyn - Masz z .. 16 lat, prawda? - kiwnęłam głową - właśnie! 16 lat temu twoja mama była prostytutką jednak nadal była z Rafałem (czyli z moim ojcem) i on o tym nie wiedział. Tańczyła w pewnym klubie i później.. no domyślasz się chyba.. I kiedy dowiedziała się o ciąży zerwała ze mną kontakt. Wiem tyle, że kiedy Rafał się dowiedział iż nie jest ojcem tego dziecka chciał z nią zerwać. Mimo tego, że Marta przekonała go aby pozostali razem on dalej jej nie ufał. Po 8 miesiącach skontaktowałem sie z nią. Powiedziała, że nienawidzi tego dziecka i że odda cię mnie kiedy się narodzisz. Jednak Rafał się nie zgodził na to... Córuś! Uwierz naprawdę chciałem się z tobą skontaktować ale .. nie miałem jak!

Analizowałam każde jego zdanie. Nie mogłam w to uwierzyć.. Nie chciałam...

- Czyli... - w końcu odezwałam się mało co nie płacząc - to ty jesteś powodem przez, który matka mnie znienawidziła? - powiedziałam powoli i pełnym złości głosem marszcząc brwi. Popatrzył się na mnie z szokiem jednak przytaknął. Trzymający nóż w dłoni  wbiłam mężczyźnie, który leżał pode mną  celując prosto w oko. Wyciągałam i znów wbijałam ostrze w gałkę oczną zakrywając usta blondyna próbującego się wydostać jednak na marne. Krew tryskała wszędzie nawet na krzyczącego o zaprzestanie szatyna leżącego koło nas. W końcu kiedy z oka nic nie pozostało przeleciałam nożem po szyi doprowadzając go do śmierci. Nie byłam z tego zadowolona. Wstałam z niego.  Popatrzyłam chwilę na niego jak krztusi się własną krwią. Odwróciłam głowę w stronę ... mojego ojca. Podeszłam i tak samo jak u blondyna przewróciłam go na plecy i  usiadłam na brzuchu.

- Obyś piekł się w piekle! - krzyknęłam przez łzy i otwierając jego usta wbiłam mu nóż. Nie chciałam z nimi się bawić.. nie po tych słowach.. Chciałam tylko żeby zdechli. Gdy wyciągnęłam nóż wbiłam kolejny raz jednakże w szyję i wstałam. Widziałam, że się męczy jednak pozostawiając go na powolne wykrwawienie się ruszyłam do bazy. Nie odchodząc daleko usłyszałam jego ostatnie słowo:

- Có... Cór.. r.. Córuś! - Popatrzyłam na niego i już nie kaszlał.. nie krztusił się... leżał martwy na ziemi z wyciągniętą ręką do mnie i otwartymi oczami. Nie wiem czemu ale podeszłam do niego płacząc i zakryłam jego powieki jak i blondynowi, którego imienia nadal nie poznałam.

Było już ciemno kiedy dotarłam do bazy. Przez łzy zobaczyłam, że wszyscy już są w domach. Przeskoczyłam przez płot i udałam się do mojego domku. Zamknęłam za sobą drzwi, umyłam się zostawiając nasiąknięte krwią ciuchy na podłodze w łazience i poszłam do pokoju. Położyłam się i próbowałam zasnąć. Po dwóch godzinach rozmyślania nad tym wszystkim usnęłam.

Jestem ZombieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz