Rozdział 28

63 5 0
                                    

Odnajdę cię córeczko...

Biały lew siedzi na szczycie białej skały.Patrzy swoimi czerwonymi oczami w dal.Po chwili,zamyka oczy a kiedy je otwiera..nie widzi już tego pięknego widoku.Widzi ciemność..Głosy wiją się w jego głowie.Traci nad sobą panowanie,uderza w coś łapą.Dopiero później zauważa,że ofiarą której zadał cios,było małe lwiątko.Zbliża się do niego i dopiero po chwili zauważa,że to on jest tym krwawiącym lwiątkiem....

Obudziłam się niemal natychmiast.Oddech miałam przyspieszony,oczy szeroko otwarte.Musiałam przyzwyczaić mój wzrok,do porannego światła.Najgorsze sny,to te z tym lwem.Każda sytuacja z nim była inna.Raz próbował mnie zabić,a raz widziałam tylko jego oczy w ciemności.Dzisiaj pojawiła się nowa scenka,jak zaatakował lwiątko.Już nie wiem,co mam myśleć.Nie chce denerwować Moto lub przyjaciół,a Matibabu na dwa dni z Rafą,poszli na jakiś zjazd szamanów.Popatrzyłam na partnera i maluchy.W tedy zamarłam.Nigdzie nie było Lajli.Rozejrzałam się po jaskini,po czym skoczyłam na równe łapy.-Wstawać!!-krzyknęłam,na co stado się obudziło niemal od razu,-Lajla zniknęła!-Co?-Moto podszedł do mnie,-jak to możliwe?-Mnie się pytasz!-wydarłam się lecz po chwili,po moich policzkach spłynęły łzy,-gdzie nasza córka?NarratorOd paru godzin,na Białej Ziemi trwały poszukiwania księżniczki Lajly.Porywacz,nie pozostawił po sobie żadnego śladu,a zapach już wywietrzał.Wise siedziała w jaskini i płakała.Przyjaciele próbowali ją pocieszyć,ale na marne.Lwiątka wyczuwając zły stan matki,także zaczęły płakać.Tego dnia,niebo pokryły czarne chmury.Może,był to znak od duchów przodków? Jedno było pewne,Wise nie porzuci nadziei.Na granicy..Kamba czeka na kogoś,przy pniu drzewa.Wpatruję się swoimi czerwonymi oczami,w dal.Otaczają ją drzewa bez liści i krzewy.W końcu,dostrzega coś na horyzoncie.-Hej,-odzywa się lwiczka i podbiega do lewka,-wiedziałam,że przyjdziesz-Jak,że bym mógł nie przyjść...zwłaszcza teraz-Znowu cię uderzył,-westchnęła Kamba.Wiedziała,że ojciec lewka go biję.Rozmawiała właśnie z lewkiem,poznanym na strachoziemi.Tym,którego imię było tajemnicą.Uśmiecha się do niego nieszczerze,dalej czując się niezręcznie.Pamiętała,jak parę dni temu..udało jej się go namierzyć i tak zaczęli się spotykać na granicy,potajemnie.Nawet najlepsza przyjaciółka Kamby,Julii,o tym nie wiedziała.-Niestety tak,-z rozmyślań wyrwał Nzuri,smutny głos lwiątka,-tym razem również mojego starszego brataDopiero teraz,Kamba dostrzega,że za lewkiem stoi brązowy lwiak.Ten sam,co zaledwie miesiąc temu,chciał ją zaatakować-Witaj Shetan,-warknęła brązowa-Witaj Kambo,-powiedział z nutką sarkazmu,-cieszę się,że pozwoliłaś nam zamieszkać na Białej Ziemi..-Co?-Tak Kambi,-powiedział jasno złoty lewek,-nie chcemy już do niego wracać,a wiem że ty zawsze mi pomożesz-Tobie tak,ale jemu...-zawachała się przez chwilę.Wiedziała,że bracia są że sobą bardzo związani,ale wiedziała też,że Shetan jest złośliwy i nie ma dla niego miejsca,na ziemi spokoju.Z drugiej jednak strony,przyjaciel Kamby,może z nią zamieszkać i...może staną się kimś więcej niż przyjaciółmi? Wybór był oczywisty.-Także mu pomogę,-uśmiechnęła się sztucznie.Brązowy wystawił oczy w zdziwieniu,a jasnozłoty przytulił Kambe.-Dziękuję -Spoko,tylko najpierw musimy namówić Moto,bo Wise ma...dużo problemów ostatnio.Król na pewno się zgodzi...-Więc chodźmy,-powiedział unosząc brew Shetan-No zgoda,ale chce wiedzieć...jak mam się zwracać do was?-Do mnie...-lekko złoty zbliżył pyszczek do brązowej,-mów przyjacielu,bo me imię poznasz z czasem-Więc poczekam miły,-zaśmiała się i zaczęła iść w kierunku białej skały,za nią dreptał lewek nazywany przyjacielem.Shetan patrzył chwilę za nimi...-A mnie nazywaj swoim koszmarem,-szepnął i poszedł za nimi.***-Jakbym dopadł tego porywacza,to bym go...pozabijał,-warknął Bahati -Pomogę ci,-Koda przybił piątkę przyjacielowiLwiczki zaśmiały się.Tak właśnie wyglądało,zwykłe popołudnie lwiątek.Zabawy,pogawędki itd. Shani przytuliła się do syna Kilio,natomiast Kora do Kody.Idia i Bora,stały z tyłu.Córce Busary,nie doskwierał brak partnera,ale co innego Idii.Marzycielka,marzyła o wielkiej miłości.Miała nadzieję,że ona wkrótce stanie na jej drodze.Podbiegła do zbiegowiska i stuknęła łapą siostry,krzyczącGonisz.Zaczęła uciekać,a Kora ją gonić.Inni także przyłączyli się do zabawy.Ganiali się tak długo,puki nie przyszli ich rodzice.Nikt nie chciał,żeby lwiątka przebywały same w nocy.Zabrali ich do jaskini.Busara i Mto,wzięli dzieciaki na plecy i pobiegli ku skale.Po udanej kolacji,wszystkie lwiątka i te starsze i małe,zasnęli w łapach rodziców.Tylko Wise nie spała.Stała na szczycie białej skały i patrzyła w gwiazdy.-Odnajdę cię córeczko...

Historia Wise:Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz