Rozdział 35

63 5 0
                                    

Samodzielnie

Kamba
Otworzenie oczu,było dzisiaj dla mnie nie rada wyzwaniem.Od razu po ich otworzeniu,musiałam je zamknąć przez nagłe płomienie słońca,oświetlające lwią jaskinię.Kiedy już doszłam do siebie,ziewnęłam przeciągle i przeciągnęłam się z łatwością.Zdziwiło mnie na chwilę,dlaczego nikogo nie ma w jaskini.Po chwili jednak,przypomniałam sobie i bardzo tego żałowałam.Marzyłam,żeby ten dzień dobiegł już końca.Lecz na nic moje prośby.Chciałam już zwiać,lecz zatrzymało mnie chrząknięcie.Odwróciłam się i ujrzałam przed sobą dwie sylwetki.Białą i pomarańczową.Wise i Taje zaśmiały się,na widok mojej miny.
-Denerwujesz się?-spytała Taje i polizała mnie w czubek głowy
-Tak..co jeśli mi się nie uda?
-Kamba,nawet nie wiesz,jak ci zazdroszczę,-powiedziała Wise i podeszła bliżej mnie,-każdy chciał by mieć pierwsze polowania,a na przykład MY (chodzi o Wise,Taje,Kilio,Busarę i Nyeusi) nie mieliśmy takiej szansy.
-Upoluj dużo antylop,-dodała Taje,kiedy nagle ktoś mnie zawołał.Z ociąganiem się,wyszłam z jaskini.Od razu,dopadło mnie wiele spojrzeń.Każdy chyba chciał,zobaczyć moje polowanie..Uśmiechnęłam się dopiero,na widok Przyjaciela-mojego partnera.Podbiegłam do niego i się przytuliliśmy.Odsunęłam się na chwilę i przyjrzałam się lwu z uśmiechem.Nie był już tym samym lwiątkiem,którego kiedyś znałam.Wydoroślał teraz.Jego niegdyś mała czarna grzywka,stała się teraz dużo większa.W sumie...ja chyba też wydoroślałam i jak powiedział kiedyś Busara,wypiękniałam.Polizałam partnera w policzek,westchnęłam ciężko i ruszyłam na polowanie.Dziś,tylko ja z nastoletnich lwic,miałam przejść przez pierwsze polowanie.Musiałam sobie tylko przypomnieć lekcje,które dał mi Przyjaciel.Właśnie...muszę w końcu dowiedzieć się jak ma na imię.Ale nie teraz.Teraz,miałam ważniejsze sprawy na głowie.Użyłam swoich wszystkich zmysłów,by znaleźć swoją "ofiarę".Padła nią zebra,pasąca się na polu.Schyliłam się i bez szmeru,zaczęłam się zbliżać.Musiałam przypomnieć sobie wszystkie lekcje,które dał mi złoty.Wystawiłam więc pazury i obnażyłam kły.Byłam coraz bliżej,wiatru nie było.Przygotowałam się i z rykiem,skoczyłam na zwierzę.Ono jednak zrobiło unik i zdołało uciec.Bolało mnie całe ciało,jednak mimo tego,ruszyłam,poszukać kolejnego celu.Tym razem,bała to antylopa.Powtórzyłam wcześniejsze czynności,tym razem jednak,z zamierzonym skutkiem.Mogłam,w końcu,zaciągnąć zdobyć do białej skały.Byłam z siebie,bardzo dumna,podobnie jak inni,kiedy zajadali moją antylopę.

Wise
Kamba z radością,przyciągnęła do nas antylopę.Wszyscy zaczęli jeść i oklaskiwać młodą lwicę.Kamba-jeszcze niedawno mniejsza od mojej łapy,teraz stała się prawdziwą lwicą.Uśmiechnęłam się i zmęczona po stadnym obiedzie,położyłam się.Cieszyłam się,jak zawsze spokojem panującym na naszej ziemi.Przymrużyłam oczy i chciałam już zasnąć,jednak nie dane mi to było.Poczułam kogoś łapki na plecach i po chwili,pociągnięcie za ucho.Nie trzeba było dwóch sekund,żeby zgadnąć,że to..
-Nora!
Zielonooka z radością,stanęła pod moją łapą.Chwilę później,pojawił się koło przybranej siostry Huru.Za nimi,podeszli jeszcze zaspani Lajla i Ndoto.Spojrzeli na mnie błagalnie i już wiedziałam,o co poproszą.
-Mamo?-zaczęła Nora
-Jesteśmy już więksi i chcielibyśmy się zapytać,-dopowiedział się Huru
-Czy moglibyśmy,sami...-teraz odezwał się Ndoto
-Wyjść na sawanne,-zakończyła Lajla
-No nie wiem dzieci..-zaczęłam,lecz nie dane mi było skończyć.
-Prosimy!!!!
-No dobrze,ale tylko do zachodu słońca,moje lwiątka kochane,-zaśmiałam się i ostatni raz spojrzałam na gromadę,zanim wybiegła z jaskini.Moje maluchy,tak szybko dorastają.Były jedynymi lwiątkami w królestwie,od kąt większość stała się starsza.Moje dzieci,były że sobą bardzo żyte.Huru pomimo iż,nie był ich prawdziwym bratem,bardzo kochał swoje rodzeństwo.Można go jednak było łatwo zdenerwować,kochał rywalizację,zwłaszcza z Norą.Lwiczka także kochała rywalizację z bratem,była wielką optymistką i dość szalona.Bałam się tego trochę,w końcu to przyszła królowa.Ndoto bywał strachliwy,ale był także przyjacielski.Najgorsze było to,że nie potrafił nikomu odmówić.Co do Lajli...była nieśmiała.Z tego co zauważyłam,kochała obserwować gwiazdy i ogółem niebo.Bywała i radosna i smutna.Świetnie rozwiązywała konflikty,z resztą od dzieciństwa.Nie było tajemnicą,że była uważana za najpiękniejsze lwiątko w królestwie.Ciągle myślałam,nad słowami Moto.Czy ona rzeczywiście,może mieć dar ryku przodków?
Nie chce na razie o tym myśleć.Zamknęłam z powrotem oczy i dałam się ponieść do krainy snów.

Narrator
Dzieci Wise,z radością udały się na sawanne.Było to ich pierwsze,samodzielne wyjście.Nie były już maluchami.Lewkom zaczynały rosnąć grzywy,a właściwie grzywki.Rodzeństwo było zgrane,że sobą.Właśnie teraz,zwinnie przeskoczyły przez kłodę,stojącej na samym środku.Uśmiechnęli się,na widok motyli.Posłali sobie także porozumiewawcze spojrzenia i zaczęli się skradać w ich stronę.Jeden z nich,usiadł na kamieniu.Ndoto zauważył to i zaczął się do niego skradać.Kiedy przygotował się do skoku,motyl odleciał,a on uderzył w kamień.Rozmasował bolące miejsce i z niedowierzaniem spojrzał w dal.Pierwszy raz widział tyle zwierząt,kwiatów i trawy.Zawołał cicho rodzeństwo,by także mogli to zobaczyć.Jeden słoń,kiedy tylko zobaczył królewskich potomków,zatrąbił.
-Idziemy popływać?-zaproponowała Lajla
-Możemy,-powiedział Ndoto i chciał już ruszać ku wodzie,jednak zatrzymał go brat.
-A może się urządzimy wyścig?
-Tak,-powiedziała Nora
-Lepiej..
-Ndoto,gonisz,-zawołała Nora i pacnęła brata w bok.Ten stał chwilę skołowany,lecz później pobiegł za siostrą.Huru także dołączył do zabawy,natomiast Lajla stała chwilkę z boku.Westchnęła głośno i spięła się na wielki głaz.W oddali dostrzegła sylwetkę ojca i wujków.Jeszcze dalej,stado pasących się antylop.Po chwili,zeszła z kamienia i pobiegła do rodzeństwa.Tak jak oni,skoczyła do wody.Chlapali się,kiedy zawołała ich Wise.Lajla,Ndoto i Nora,wyszli pośpiesznie z wody,natomiast Huru pomału.Nie chciało mu się,z powrotem wracać do nudnej jaskini.Lajla uwielbiała chłodne powietrze i przebywanie na dworze,zwłaszcza w nocy.On tak jak siostra,lubił przebywać na dworze,ale w dzień.Poza tym on wolał z kimś,a ona sama.Zaśmiał się na chwilę,wyobrażając sobie,jak bardzo są do siebie podobni,mimo iż nie są spokrewnieni.Dalej jednak,nie chciał wracać.
Odwrócił się,kiedy poczuł za sobą ruch.Za nim stała Wise.Wpatrywała się w syna,a następnie złapała go w pysk i zaniosła do rodzeństwa.Cała piątka się położyła.

Zrobiła Lea

-Czemu kazałam nam,tak wcześnie wracać,-spytał Huru

-Ponieważ pomału zapada zmrok,-odparła,-mam nadzieję,że tej nocy,Lajla się nie wymknieSpojrzała na córkę,a ta się uśmiechnęła.-Wiesz mamo,że uwielbiam być wolna,a nocą czuję się najlepiej-Wiem kochanie***Wszyscy w jaskini już spali,no prawie wszyscy.Lajla wyszła z łap matki.Jej rodzeństwo spało między Moto a Wise.Lajla uśmiechnęła się na ten widok i próbowała zejść z podwyża. Zeskoczyła z wielkim trudem.Cicho przeszła przez śpiących,by znaleźć się na zewnątrz.Weszła na sam szczyt,położyła się plecami do ziemi i spojrzała w niebo.Uśmiechnęła się i zaczęła szukać kolejnych kształtów na niebie,oraz wsłuchiwać się w szum wiatru.Uwielbiała noc i żałowała,że musi nie postrzeżenie wrócić do jaskini.

Historia Wise:Tom 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz