**10**

1K 81 4
                                    

Wzięłam głęboki oddech, i uchyliłam drzwi. To co zobaczyłam, totalnie mnie zaskoczyło
Ta cała krew, ojciec Leo z pistoletem w ręku i...i dwóch zabitych ludzi. Do moich oczu nabierały się słone łzy. Nie dałan rady. Postanowiłam dać im wylecieć. Nie spodziewałam się, że przez ten cały pobyt w Londynie moje życie zmieni się o 180 stopni.
-Nat... Nat proszę wróc do domu. Nie wybaczę sobie jeśli coś Ci się stanie. Rozumiesz? NIE WYBACĘ!- krzyknął Leo, a mi znów naleciały łzy do oczu. Wybiegłam jak najszybciej z domu, zabierając tylko bluzę i telefon. Gdy wychodziłam z domu poczułam jak drętwieję mi ręka.
-Kurwa-syknęłam cicho.
-Zamknij się. Jesteś nam potrzebna.-powiedział jakiś mężczyzna.
-Kim wy do chuja jesteście?-fuknęłam.
-Twoim nieszczęściem.-powiedział ciągnąc mnie za włosy, i śmiejąc się.-masz nie stawiać żadnych oporów, bo będzie kara, i to ostra.-dopowiedział
-Tsa.. napewno się zastosuję-odpowiedziałam z ironią. Słyszałam otwieranie drzwi. Po chwili rażące światło z lampy na suficie, oświeciło mnie. Mężczyzna rzucił mną na łóżko, po czym z szyderczym uśmiechem zapytał.
-Mówiłem, że będzie kara?- nic nie odpowiedziałam tylko wzruszyłam ramionami. Dostałam jeden cios w brzuch, a drugi w twarz. Zrobił tak jeszcze kilka razy. Nie powiem, trochę bolało. Bił tak, żeby nie było widać śladów. Pięć ostatnich ciosów zadał tak mocno, że z policzka i brzucha zaczęła lecieć krew.
-Zaraz przyjdzie tu Marcus. Jest o wiele ostrzejszy ode mnie, radzę Ci być posłuszną.-Marcus? Nie, napewno nie. To nie on. Przecież jest milion ludzi o imieniu Marcus. Szanse, że to jest on są nijakie. Z moich rozmyśleń przerwał mi hałas otwierających drzwi.
-Gdzie ta szmata?-głos hm.. nie podobny do Marcusa, jednak dobrze zbudowana sylwetka i włosy mówiły o wiele co innego. Obrócił się. Spojrzał na mnie, spuścił głowę na dół i zapytał.
-Natalie?
-Tak. Tak, ta szmata według Ciebie.-uśmiechnęłam się ironicznie.
-Ja.. ja przepraszam... ja nie wiedziałem, że to ty...
-Co mnie to kurwa obchodzi? Nie jesteś upoważniony żeby obrażać tak innych ludzi. Nawet tych, których nienawidzisz. To co przed chwilą powiedziałeś utwierdza mnie w przekonaniu, że jesteś kurwa jebanym dupkiem. Nienawidzę, nienawidzę Cię rozumiesz?-do moich oczu po raz setny napłynęły łzy. On podszedł, chciał mnie przytulić, jednak odepchnęłam go od siebie. Nadal czułam do niego wstręt.
-Po co tu jestem? Wypuścicie mnie? Zobacze kiedyś rodzinę?
-Nie wiem, szef kazał Cię porwać. Raczej nie.-powiedział bez żadnych uczuć.
-Wynocha stąd! Nie chce Cię znać!-chłopak nie reagował, stał na środku pokoju i mi się przyglądał. Nagle zaczął podchodzić na stanowczo niebezpieczną odległość. Bałam się, lecz na twarzy próbowałm to ukryć. Udało mi się. Kopnęłam go w nos, a później w przyrodzenie. Zwijał się z bólu. Chciałam uciec, jednak Marcus szarpnął mnie za włosy, w skutek czego upadłam na podłogę i zemdlałam. Oprzytomniałam. Marcus siedział i trzymał mnie za ręke, zwinnie ją zabrałam. Gdy to poczuł zawołał chłopaków.
-Ile byłam nieprzytomna?-zapytałam.
-Około 6 dni.- na moją minę wszyscy się zaśmieli. Gdy już otworzyłam buzię chłopak mnie wyprzedził- Spokojnie, spokojnie. Wezwaliśmy lekarza. Stwierdził, że nic Ci nie będzie, a jak się obudzisz musisz wziąć tabletki.-pokazał na szafkę przy łóżku. Powiem szczerze, że wcześniej jej nie widziałam.
-Wow, jakbyś czytał w moich myślach-chłopak na moje słowa tylko zaczął się śmiać.
-Stefan. Nazywam się Stefan Salvatore-powiedział mi chłopak.
-Natalie. Natalie nie powiem jaka.-chłopcy znowu zaczęli się śmiać, a Simon wygonił ich z pokoju.
-Po co ich wyganiałeś?-spytałam zaniepokojona.
-Spokojnie, nic Ci nie zrobię. Chciałbym Ci opowiedzieć moją historię. Też zostałem porwany i wiem co przeżywasz.
-Co? ZOSTAŁAM PORWANA?-znowu. Znowu te cholerne łzy. Gdy Simon to zobaczył podszedł do mnie i mnie przytulił. Miłe z jego strony. Po chwili mi przeszło. Chłopak zaczął opowiadać jak został porwany, jak zabili jego babcię i mamę. Miał zaledwie 7 lat, a katowali go niemiłosiernie. Z tego co wywnionskowałam jego Ojciec sam tu działał i go bił. Stefan i Lukas go uratowali. Szczerze? Nigdy się przy żadnej opowieści tak nie płakałam. Moje oczy były całe czerwone. Nagle do pokoju wszedł, a raczej wtargnął Marcus. Kiedy zobaczył, że płaczę zaczął się wydzierać na cały głos i okładać Stefana pięściami.
-Marcus! Przestań to nie on! On nic mi nie zrobił!-gdy to nie działało na chłopaka zaczęłam piszczeć i to naprawdę głośno. Nagle wszyscy, którzy byli w pomieszczeniu zemdleli. Dziwne? Zaczęłam wołać o pomoc. Po chwili, jednak chłopcy sami się przebudzili.
              ***3 godziny później***
Nudziło mi się tak bardzo, że zaczęłam mówić sama do siebie. Tak właśnie rozmawiałam sama ze sobą. Przekręciłam się na drugi bok.
-Ała- krzyknęłam. Kurwa co to jest? Zaczęłam grzebać, a raczej molestować moją kieszeń ze spodni. Otóż co to było? Mój ukochany telefon. Sprawdziłam facebooka, twittera, instagrama. Chwila, przecież mam telefon mogę zadzwonić do rodziców. Wybrałam numer rodzicielki i zadzwoniłam.
Pierwszy sygnał...
Drugi sygnał...
Trzeci sygnał...
Czwarty sygnał...
Piąty sygnał...
Szósty sygnał...
I poczta głosowa. Kolejny raz żałuję, że moi rodzice pracują. Wolałabym być biedna, ale mieć tą cholerną miłość rodzicielską. Postanowiłam zadzwonić do taty. Może on odbierze? Miał być w końcu na urlopie.
Pierwszy sygnał...
Drugi sygnał...
Trzeci sygnał...
Czwarty sygnał...
Piąty sygnał...
Szósty sygnał...
I poczta głosowa znowu...
Nie wierzę. Wiecie co? Najbardziej tęsknie za moim psem. Leon. Szybko schowałam telefon do kieszeni i zaczęłam wołać chłopaków. Przyszli jak w zegarku.
-Przywieźcie mi psa. Proszę.-Chłopacy tylko zakpili, jedyny Stefan puścił mi oczko, chyba oznaczało, że przywiezie mi Leona.
      ****Tydzień później****
-Nie wierzę rozumiesz? Nie wierzę, nie ufam ci ani trochę. To nie może być prawda.-znów zaczęłam płakać. Uderzałam pięściami o tors Marcusa, on tylko mnie przytulił. Tego potrzebowałam, nawet od takiego dupka jak on.
-Mam jeszcze jedną złą nowinę-powiedział chłopak, a ja z bezsilności upadłam na ziemię. Mac pomógł mi wstać i dodał na jednym wdechu.-Poszperałem w twoich dokumentach, i dowiedziałem się, że twoi rodzicie, to nie twoi rodzice.-po raz kolejny dodał- Jesteś adoptowana, uznałem, że powinnaś znać prawdę. Dziwi mnie to, że masz siedemnaście lat, a rodzice nadal Ci nie powiedzieli.
-Em.. wiedziałam to już od dłuszżego czasu. Około trzech lat, także niczym nowym mnie nie zaskoczyłeś. Jednak to, iż nie jestem ich prawdziwą córką nie zmienia faktu, że ich kocham i traktuje jak prawdziwych rodziców i nic nigdy tego nie zmieni.-po tych słowach usłyszeliśmy Stefana wołającego chłopaków, w tym Marcusa. Chwilę później dwa strzały, które trudno było usłyszeć. Modliłam się, żeby nic nie stało się Stefanowi. Tak bardzo go uwielbiałam.
-Zostań tu i nikomu nie otwieraj, tu masz klucz, zamknij drzwi. Jeśli usłyszesz siedem puknięć to znaczy, żebyś się chowała.-powiedział po czym wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami. O nie, nie, nie. Nie zostane tu. Muszę zobaczyć co dzieję się ze Stefanem, uwielbiam go.
________________________________
1100 słow. Beng najdłuższy rozdział w życiu💞🏭 Obiecałam, że będzie długi więc jest.💕💕 Lowee🌌

Uprowadzona | M.G, P.WOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz