Rozdział IX

193 17 18
                                    

*Yasuo*

Ten no...ogólnie jakiś czas potem,dżungla...no Amazonia?Coś w ten deseń...

Muszę przyznać,że od tego momentu przestaje lubić długie spacery,zwlaszcza wtedy kiedy natura próbuje cię zabić.Oczywiście przejscie lądem jest niemożliwe,bo tam doslownie wszystko morduje,ale rzeka tez nie jest najlepszym wyborem lecz niestety jedynym.Jak rozwali mi się tratwa,to zostaje mi nic innego jak skoczyć z wodospadu.Swietnie,nieprawdaż?

Tratwa,a raczej jej zwloki sunely się leniwie po rzece,a ja zaczalem się zastanawiać czy jak sie zdrzemne to czy dane mi bedzie jeszcze ujrzeć światło słońca.
Zaczelo się robić coraz gorecej,wrecz duszno ale nie dziwne,że w takich chaszczach brakuje tlenu.

-Swietnie-Mruknalem z ironią-Cóż za piękny dzień na wycieczki...

Nie udalo mi się skończyć,ponieważ coś przegryzlo mi wioslo,sprawiajac że tratwa sunela się jeszcze wolniej.

-No kurwa swietnie...

Po chwili wpadłem na pomysł,że może jednak bezpieczniej będzie iść lądem,więc szybko przenioslem się wlasnie na ten teren,po chwili patrzac jak wielka ryba łamie tratwe w pół,przegryzajac z zapalem drewniane deski.Odetchnalem z ulgą,bo wlasnie wiosło ocalilo mi życie.W sumie to nie zostało mi nic innego jak iść dalej.Nie mam najmniejszego zamiaru dac się zezrec...

I wtedy jakby na zawolanie w cieniu pojawiła się kocia postac,ale to nie był taki zwykły pospolity kotek.Kotek,aczkolwiek duży,nie żebym przepadal za duzymi kotkami,zdecydowanie wolę te mniejsze.

-Chodź,chodź Kiciusiu-Rzucilem w stronę zblizajacego się jaguara-Zaraz ci wpierdole,cieszysz się-Momentalnie przygotowalem miecz,czekajac az zaatakuje.

Zwierzę czekało w krzakach,licząc że go nie widzę i przestane się na nim skupiać.Piepszony kot jest naprawdę sprytny.Patrzylismy tak na siebie,oboje zabojcy,licząc na błąd ze strony drugiego,jednak jak narazie wszystko było martwa ciszą.
Wzialem kamień i rzucilem w kurwia,który po otrzasnieciu się z uderzenia pognal w moją stronę.

-Błąd-Odparlem,przecinajac biegnącego jaguara na pół,patrząc jak rozpolowione ciało spada na ziemię.

Wokoło nadal byla martwa cisza,przerywana darciem mordy jakiegoś dzikiego wyjca.

Wzialem moja zdobycz,bo się przyda i postanowiłem,że dziś sobie odpuszczę wędrówkę i zaczne z rana.Udalo mi się znaleźć zaciszne miejsce we wnetrzu lasu,ale nadal moglo mnie coś zezrec.

-No koteczku-Zmierzylem martwe zwierze,rozpalajac ognisko-Nie chciales się ze mna zaprzyjaznic,to zjem cię na kolację.

Ten monolog z boku wyglądałby pewnie dość dziwacznie,ale piepszyc to,w buszu nikt nie słyszy.

Kiedy ognisko rozpalilo się już calkiem dobrze,zajalem się robieniem z kotka czegos zdatnego do jedzenia,a pomogl mi w tym patyk i mój przyjaciel sztylet.Po szybkiej kolacji spojrzalem na resztki zwierzecia i wpadlem na pomysł,że przyda mi się jego skora,więc czekała mnie noc spedzona na jej obrobce.Ależ ciekawie.Może mnie coś nie zezre...

******************************

Wczoraj udalo mi się na chwilę zasnąć,ale wciąż czulem niedosyt z powodu braku snu.Jednak jest bonus-jeszcze żyje.Z ta pozytywna mysla,zwinalem się szybko,szykujac do wedrowki.

-Papa,Kotku-Spojrzalem na resztki mojej wczorajszej zdobyczy-Cieszę się,że wszedles mi w drogę...

Chyba całkowicie oszalalem,bo rozmawiam ze zwłokami...

Słońce jeszcze tak nie grzalo,więc dało się iść dalej,chociaż przedarcie się przez ten gąszcz roślin nie należy do najprzyjemniejszych zadań.Wędrówka z każdą chwilą robi się coraz uciazliwa,a fakt że się zgubilem tylko barwi sytuację ironią.Mam nadzieję,że znajdę to,po co tu jestem.Drzewa zaczęły się jakby mnożyć i od razu zrobiło się ciemniej i jakby...przyjemniej,pod ich zacienionymi koronami.Wydaje mi się,że czas mija okropnie wolno,a mi działa to na nerwy.

Ja,Koty i Assassyni |Yasuo ✖Master Yi |ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz