Rozdział XX

214 16 97
                                    

*Jaś*

Na drodze po ktorej zmierzałem, było przerażająco pusto.Fakt powolnego zmierzchu jeszcze bardziej napawał niepokojem i do tego to uczucie bycia obserwowanym...
Wytłukłem sobie z głowy te głupoty i niewzruszony pokonywałem dalszą trasę.Co jakiś czas z głębi lasu wydobywało się skrzeczenie jakiegoś sierściucha i było tak irytujące,że z przyjemnością użyłbym kuszy,gdybym ją miał.
Uczucie,że nie jestem tu sam było jakby...silniejsze niż dotychczas.Sprawiło,że rzuciłem za siebie okiem ale z tyłu nie ma nic niepokojącego...prawda?

Droga dłużyła się i ściemniło się nieznacznie ale jeszcze dało się coś dostrzec.Po raz kolejny uczucie bycia obserwowanym dało mi się we znaki.

-No kurwa,pokaż się!-Rzuciłem ze zdenerwowaniem,bowiem nie bawiło mnie to,a las lekko przerażał...

I w tym momencie drzewo nade mną lekko się poruszyło.Ale przecież nie wieje...
Nagle bardzo bliziutko przeleciało zakrzywione ostrze kosy,tak precyzyjnie że gdybym się nie odsunął odcięło by mi głowę.
Zmierzyłem jeszcze raz czubek drzewa i wychyliła się z niego nieznana mi osoba.

-Dzień dobry!-Ten psychopata,który chciał mnie zajebać zeskoczył w dół i rzucił na mnie rozbawionym spojrzeniem.

-Chyba raczej dobry wieczór...-Odparłem chłodno w jego stronę.Nadal się gniewam,że prawie odciął mi głowę.

-Nie pouczaj mnie-Koleś w warkoczyku zmierzył mnie z lekkim rozdrażnieniem.-Chyba ktoś się zdenerwował...

-Nie czesto zdarza się,że tacy jak ty próbują odciąć mi głowę...-Rzuciłem na niego wymownym spojrzeniem,a on uśmiechnął się...wesoło?

-A szkoda,że się odsunąłeś.-Postać westchnęła i zaczęła bawić się kosą.Chory pojeb jak nic.

-Nie ścina się ludziom głów-Skarciłem go,biorąc się pod boki.-To niegrzeczne.

-Chuj z grzecznością-Wesoły kolega z choinki machnął ręką ze znudzeniem.-Dobra,kończmy z tym.Połóż swoją śliczną główkę na tym pieńku,to zobaczymy czy jesteś tak wytrzymały,jak psy Pawłowa...

-Najpierw bedziesz mnie do tego pieńka musiał przykuć-Zmierzyłem go wyzywająco.-Wtedy z rozkoszą będę twoim Ludwisiem XVI.

-Uroczo.-Właściciel kosy chwycił swoją broń w obie ręce,a ja momentalnie wyjąłem swoją.

Walka rozpoczęła się od tego,że co chwilę blokowałem uderzenia napastnika,a on był chyba coraz mniej z tego zadowolony.

-Teskno mi do tego pieńka...

-Myślałem,że nie bedziesz się stawiał...

-Czasem myślenie nie popłaca,lub boli.

Trafiłem po raz kolejny w kosę,a potem ramię kolegi,który zasyczał ale hardo się trzymał.

-A czasem i to i to...-Wzruszyłem ramionami,uchylając się przed cięciami kosy.

-No weź...przestań się ruszać!-Pan z warkoczem najwyraźniej nie był zachwycony z moich idealnych uników.

Walka z każdym krokiem zaczęła się przenosić,aż w końcu toczyła się bardzo blisko krawędzi urwiska.Otarłem krew z nosa i zmierzyłem zmęczonego kolegę,który nie był rad,że jeszcze żyję.

-Nie nudzi ci się to?-Rzuciłem z lekkim rozbawieniem.-W innym wypadku postawiłbym ci wódkę ale skoro chcesz mnie zabić...

-Zatkaj się już!!-Postać oburzyła się i zaczęła machać kosą na oślep.

-Naprawdę nie chcesz wódki za darmo?-Zmierzyłem go wesoło,tuż przed samą krawędzią klifu.-Więcej dla mnie.

-Pierdol się!!!-Pan z kosą był już bardzo bardzo zdenerwowany.

Ja,Koty i Assassyni |Yasuo ✖Master Yi |ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz