Rozdział XXXII

224 11 62
                                    

Tak ogólnie to Yi wyzdrowiał,minął jakiś czas,Jaś postanowił że wywlecze Yi z domu i pojechali sobie nad morze,a bobo zostawili z Irelką (znaczy Zedem ale to jest to samo)I w tym momencie są urodzinki pewnego kota...A tak wgl to nawet upalny ten listopad xd...

*Yasou*

-Wstawaj leniu!-Pogoniłem Yi,zdejmując z niego kołdrę.Podniósł się z poduszki i zmierzył mnie zabójczo.

-Dałbyś się wyspać...

-Ależ dałem ci się wyspać.Gdybym tego nie zrobił,wstałbyś o czwartej.-Posłałem mu uśmieszek i zabrałem poduszkę.

-Oddaj mi ją!-Yiuś próbował ją złapać,aż wreszcie usiadł urażony.

-Przestań się dąsać.Zrobiłem ci śniadanie.Powinieneś być wdzięczny.

-To się dobrze składa,bo burczy mi w brzuchu.-Yi uśmiechnął się i wywlekł z łóżka.

-W końcu zlazłeś z tego łóżka.-Dałem mu papu.-To co chcesz dziś robić?

-Spać.-Uśmiechnął się złośliwie,a ja przewróciłem oczami.

-Nie prześpisz całego dnia.Chcesz przespać własne urodziny?

-No tak...Zapomniałem o nich.A odpowiedź brzmi:czemu nie.

-Nie denerwuj mnie.-Zmierzyłem go z udawanym urazem.

-Dobra,dobra.Może ty masz dla mnie coś ciekawego...Zastanów się,a ja coś na siebie włożę.

-Może chcesz trochę mojego wspaniałego gustu?-Zmierzyłem go z rozbawieniem.

-Chcesz mi grzebać w szafie?To chyba kiepski pomysł.Ty przecież nie masz gustu...-Yi zachichotał złośliwie,a ja zabiłem go wzrokiem.

-Dobra,dobra.-Westchnął cicho.-Tylko mnie nie rozbieraj...

-To potem.-Ucałowałem go w uszko i zaciągnąłem do szafy.

-O nie...-Westchnął rozbawiony.

-Czemu zabrałeś ze sobą te ohydne sweterki?Jak można to nosić!?-Zmierzyłem rządek kardiganów,które wisiały na wieszakach.

-Sam jesteś ochydny.Mówiłem,że masz inny gust.Albo i go nie masz...

-Cóż...Muszę sobie radzić z tym co mam.-Wziąłem beżowy sweter, który był jeszcze w miarę znośny i wpakowałem Yiusiowi w ręce.-Na to jeszcze mogę patrzeć.-Zacząłem grzebać w szufladzie za koszulką.

-Zaczynam się bać tego jak skończę...-Zmierzył mnie,gdy kopałem w szufladzie za czymś co nie wypala oczu.

-A to od Soraki dostałeś?-Wyjąłem w końcu białą koszulkę z kieszonką,na której były banany.

-Nie.-Yiuś wzruszył ramionami.-Tylko od Irelki.

-Hm.Banany mi się dobrze kojarzą,więc może być.-Rzuciłem mu koszulkę w ręce i zacząłem szukać jakichś spodni.

-Ty zboczuchu.-Yi uśmiechnął się wymownie.

-Poczekaj do wieczora.-Uśmiechnąłem się pod nosem.-Zobaczysz co dla ciebie mam.

-Nie mogę się doczekać...-Yi mruknął wesoło i mierzył mnie,jak grzebałem mu w szafie.

-Boże jakie okropne.-Rzuciłem w kąt spodenki we flamingi i zacząłem szukać dalej.

-Jak twoja twarz.-Yi zachichotał ciesząc się udaną ripostą.

-Nie przeginaj.Bo cię zgwałcę.-Zmierzyłem go zabójczo.-Twoja riposta była beznadziejna.

Ja,Koty i Assassyni |Yasuo ✖Master Yi |ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz