Rozdział LXII

99 8 21
                                    

*Yiś*

-Irelko,skąd masz te rzeczy?-Uniosłem brew,gdy ujrzałem Noxiańskie zbroje dumnie niesione w rękach Irelki.

-A,tak sobie dopadłam Noxiański obchód...-Wyszczerzyła się lekko.Że też poradziła sobie sama...

-To nawet lepiej.Wezmą nas za żołnierzy.-Odparłem lekko ucieszony.Lepsze to niż taranowanie na oślep...

-Tylko się nie stresuj,słonko.-Zmierzyła mnie.-Bo znowu coś spierdolisz...

Speszyłem się,a Irelka zaczęła gadać że żartowała.Mi to nie pomogło...Co jak nam się nie uda...złapią nas...Zabiją...

-Czyli dzisiaj o zmroku?-Spojrzałem na Irelkę i Zeda,a oni pokiwali głowami.Nie ukrywam,trochę się bałem...-To może pójdę się zdrzemnąć i nabrać sił...-To bedzie dobry pomysł.Po drzemce będę miał jaśniejszy umysł...

************************************
W Noxiańskiej zbroi czuję się jakoś...Brudny...Dziwne uczucie...Zbyt ciężka zbroja,przystosowana do mordu...

-Ogarnęliście się?-Irelka zmierzyła mnie,a ja niepewnie pokiwałem głową.Bałem się jak diabli...

Przejrzałem się w ciemnej wykutej stali.Czułem się całkiem inną osobą.

-Weźmy się do roboty...-Zacząłem.Mamy ważną misję...

-Będę tu na was czekać.-Irelka oznajmiła,chowając wóz w krzakach.-Jak coś,to powiedzcie że wracacie z obchodu.

Kamienne schody kojarzyły mi się z drogą na egzekucję...Noxianie są praktyczni i niebezpieczni...

-Trzeba będzie zejść na dół do cel.-Szepnąłem do Zeda.Nikt nie zwracał na nas uwagi.Całe szczęście.Dopiero w lochach strażnik nie ominął nas w ciszy.

-A wy co tu robicie?-Zmierzył nas z lekko uniesioną brwią.

-Skończyliśmy obchód i chcemy zmienić wartę...-Odparłem szybko.

-Z własnej woli?-Przyjrzał mi się uważnie.-A,młode buzie...świeżo po akademii...No zgoda,w końcu nauka to podstawa.

-Też tak sądzę.-Odparłem,zdobywając się na wymuszony uśmiech.

Te lochy są ogromne...Jak ja tam znajdę Yasa...

*Yas*

Stukot kroków wybudził mnie z półsnu.Ciekawe kto teraz przyjdzie mnie podręczyć?Mam wrażenie,że ostatnio złamali mi rękę,bo pojawił się już charakterystyczny obrzęk.Zacząłem się nawet zastanawiać czy przyjdzie mi tu umrzeć.Chyba zaczyna brać mnie jakaś choroba...Albo mam Juz halucynacje...

Metalowe buty zatrzymały się przed moją celą.Ręce niepewnie szukały klucza...Trochę niezdarnie...
Siedziałem przy ścianie,spodziewając się okrucieństwa ale kroki ostrożnie pojawiły się w celi...
Światło lampki raziło mnie w oczy.W końcu przysłali zabójcę?

Lampka nagle upadła na ziemię.Postać z cienia zbliżała się...Co knuje...
Drgnąłem,szykując się na jakiś cios w twarz.

-Ciii...Spokojnie Yasuo,to ja.-Znajomy głos sprawił że obróciłem głowę i ujrzałem parę zmartwionych zielonych oczu.-Co oni Ci zrobili...-Lekki dotyk na policzku,którego tak dawno nie doświadczyłem...Gdybym miał siłę łasiłbym się jak kot...

*Yiś*

Patrzyłem na Yasa z niedowierzaniem.Strzępy ubrania wisiały na nim,odsłaniając kawałki ciała.Skóra i włosy pokryte brudem,krwią...Czymś jeszcze,cholera nawet nie wiem co to...
Włosy skołtunione...Nie cierpi kołtunów...
Opuchnięta ręką nie wyglądała najlepiej.Chyba złamana...
Spojrzałem mu w oczy.Twarz też prezentowała się kiepsko.Został dotkliwie pobity,sądząc po spuchniętej,przekrwionej wardze i siniaku na policzku...
Wyglądał jakby stracił nadzieję i sens życia...

Ja,Koty i Assassyni |Yasuo ✖Master Yi |ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz