Rozdział XXXVI

133 12 57
                                    

*Yiuś*

-Więc?Jaki mamy plan?

-Musimy poczekać aż ten debil się ocknie.-Wskazałem na nieprzytomnego klona.

Po chwili jednak w koncu się ocknął.

-Witamy.-Irelka wzięła się pod boki.

-Mh.-Demon był na chwilę oszołomiony ale szybko odzyskał rezon.-Uwolnijcie mnie.

-Nie ma mowy.-Skrzyżowałem ramiona.-I zmień się w swoją prawdziwą postać,bo czuję się niekomfortowo...-Zmienił się w siebie i spojrzał na mnie wymownie.

-Czy teraz zostanę uwolniony?

-Chyba cię coś boli.-Irelka zmierzyła go zabójczo.-Najpierw wszystko nam powiesz.

-O czym mam mówić?-Skrzywil się.

-Nie udawaj,że nie maczałeś w tym palców...-Oburzyłem się.-Doskonale wiesz o co nam chodzi.Gdzie on jest?

-Myślisz,że ci powiem?-Uśmiechnął się krzywo.

-Nie masz wyjścia.-Irelka zaczęła mu grozić.

-Bo?

-Bo ci przypierdolę!-Kopnela demona,a ten cicho krzyknął.

-Brutalnie.-Kiwnąłem głowa.

-Mów!-Irelka krzyknela,ponownie kopiac demona.

-Wiem gdzie go zabrali...-Jeknal,gdy Irelka znów go kopnela.

-To nas tam zaprowadz.-Poleciłem.-Chyba mam plan.Szykujcie się.Niedługo wyruszamy.A ty-Zabiłem demona wzrokiem.-Nic nie kombinuj...Odwiaz go.

-Na pewno?-Irelka spojrzała na mnie pytająco.

-Wie co się z nim stanie jak straci moje zaufanie.-Kiwnąłem głowa i odszedłem do innego pokoju.

*Jaś*

Ocknalem się z lekkim bólem głowy.Światło trochę mnie oslepilo i sprawiło,że zakręcilo mi się w głowie.
Podniosłem się i spojrzalem przed siebie.Taca z jedzeniem.Akisu.Mimowolnie się uśmiechnalem.Głód doskwierał mi bardzo,więc od razu wziąłem się za posiłek.W sumie zastanawiam się ile jeszcze mi zostało.Nawet nie wiem jak mają się mnie pozbyć...I ciekawe co z Yiusiem...

Po chwili usłyszałem dziwne krzyki...jakieś znajome...

Cóż...może kogoś też chcą uśmiercić...

*Yiuś*

Ta kobieta jest genialna.Kilku strażników zbiegło do Irelki,która krzyczala w nieboglosy,że jej wody odchodzą.Demon zmienił się w strażnika i udało nam się wspiąć do twierdzy.Było chłodno i ciemno.Nieprzyjemne miejsce...

-No?To gdzie go przetrzymuja?-Spojrzałem na demona,który rozglądal się po połaci ciemnej przestrzeni.

-Tego już nie wiem...-Wzruszył ramionami.-Wybacz,ale nie mogę wiedzieć wszystkiego.

-W porządku.-Kiwnąłem głowa.-Rozdzielmy się.-Ja idę w dół,a ty na górę.Tylko bez numerow.

Rozdzieliliśmy się.

Ciemność pomieszczenia sprawiała,że ciężko było mi cokolwiek dostrzec.Lekkie,czerwone światło nie oswietlało do końca wszystkiego.W ciemności dostrzegłem postać siedząca w celi.Podszedłem bliżej.Doskonale znam tego człowieka.

-W koncu cię znalazłem.-Podszedłem do kraty.

-Miło cię widzieć.-Jaś spojrzał na mnie wesoło.-Co ty tu robisz?

-Wyciągam cię stąd.-Wyjalem wsuwke i zacząłem wyłamywać zamek.W koncu mi się udało.

-Mój rycerz.-Jaś zachichotał,a ja podałem mu rękę.

-Potem mi podziekujesz.-Kiwnąłem głowa.-Teraz musimy stąd spierdalac.Szybko.

Ruszyliśmy w stronę schodów.Niby wszystko miało iść idealnie ale po chwili plan poszedł się jebac.

-Łapcie ich!-Za nami pojawiła się obstawa.

Ruszyliśmy do przodu najszybciej jak potrafiliśmy.

-Chodźcie tu!-Przed nami pojawił się demon,który pomógł nam zwiac.Jednak nadal mieliśmy towarzystwo...
Mieczobuty jednak się przydały...
Bieglismy tak jeszcze dłuższa chwilę.Rany,ale to męczące...
Nagle Jaś się potknął i wypiepszył.Stanąłem i podleciałem do niego.W korytarzu było już widać niechciane towarzystwo.

-Leć,bo cię złapią.-Jaś spojrzał na mnie rozkazujaco.

-Bez ciebie nigdzie nie idę.-Wystawilem do niego ręce ale je odepchnał.

-Leć i się nie buntuj.

-Nie zostawię cię,słyszysz!-Rozpłakałem się mimo własnej woli.Już raz go straciłem.Nie mogę sobie pozwolić na takie błędy.

-Idź,błagam cię.Ja sobie poradzę.Potem się spotkamy.Obiecuję.

-Obiecujesz?

-Tak.Leć już.

-Ale..-Nie chciałem go tak porzucić...

-Yi,nie utrudniaj.Proszę.Idź już.-Wskazał palcem przed siebie.Krzyki strażników były coraz glosniejsze.

-Nie trać czasu i leć!-Spojrzał na mnie,a ja po prostu nie mogłem się przeciwstawić...Obrocilem się wstecz i jeszcze raz spojrzałem na Jasia.

-Nie zrób nic głupiego...-Odwrocilem się od niego i zacząłem biec.

*Yasou*

Yi na szczęście nie dziwaczył i udało mu się uciec na czas.Wyjąłem broń,gotowy do obrony.Walka rozpoczęła się na dobre.Kilku napastników udało mi się pokonać ale nie mogłem się skupić i walczyć w pełnej krasie.Było zbyt ciemno i ciasno bym mógł rzucić tornadem.Przeciwników było za dużo...fala...natłok...Walka z nimi zaczęła mnie powoli męczyć.Zawsze męczy mnie walczenie w nie swoim stylu,w końcu otrzymałem kilka ran.Co za brak skupienia...Ale tutaj nie da się normalnie funkcjonować...Kilku kolejnych padło,jednak fala rośnie.Zapach krwi przecina powietrze.Pokonałem nastepnych.Liczba się zmniejsza ale czuję coraz wieksze zmęczenie,lekki upust krwi też swoje robi...W końcu potknalem się o ciało i padlem.Ciężko było mi się podnieść, ciężko złapać za rękojeść miecza.Niewielu napastników zostało ale samemu nie dam rady...a może dam...o ile się podniose...Prawie mi się udalo ale poczułem obcas,przyciskajacy mnie do ziemi.Znów mnie mają.Co za hańba...Spojrzałem na gościa, który stał nade mną i trzymał wlocznie,gotowy na atak.

-Uczyń mi tę przysługę i zabij mnie teraz,bym nie musiał umierać ku uciesze ludu...Chcę zachować honor.-Spojrzałem na niego wyczekujaco.Czy proszę właśnie o swoisty dar łaski?Wolę zginąć w walce niż z powodu niesprawiedliwości.Mężczyzna chwilę się zawahał i potem ugodzil mnie włócznia.Ból był przeokropny ale to lepsze niż śmierć za nie swoje czyny.
Odsunal się ode mnie i po prostu odszedł.Chciał dac mi zejść z własnymi myślami.Czuję jak słabnę...gasne.Obraz zaczął mi się trochę rozmazywac.

-Zabawne...-Lekko się usmiechnalem.Co za ironia losu... Ból był coraz potezniejszy,czuję jak dlonie zastąpią się we własnej krwi.

-Do cholery...Ile można umierać...

Z każdą chwilą czułem się coraz gorzej.Coraz bardziej słaby...Yi...Obiecałem mu,że wrócę...Znów wszystko mi się rozmazało.To znaczy,że go nie zobaczę?Nie usłyszę jego głosu?Już prawie nie czuję bólu...Prawie nie czuję już niczego...

-Przepraszam Yi...-Spojrzałem w lekko oświetlony sufit.Wydał mi się jeszcze ciemniejszy niż był wcześniej...

-Przepraszam...-Szepnąłem cicho.Ogarnelo mnie lekkie uczucie chłodu.Mimowolnie wyciągnalem rękę w górę,jakbym chciał coś złapać.

-Kocham cię Yiuś.-Kolejna fala bólu...

Wszystko zgasło i rozmylo się w czerni...

Wiem,że krótkie ale tak musi być bo wczesny spoiler fabuły niewskazany xd

Pozdrawiam

A wgl

Jak tam w szkołach?

Ja,Koty i Assassyni |Yasuo ✖Master Yi |ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz