Rozdział XVIII

191 13 112
                                    

*Aone*

Powoli zaczęło mi doskwierać uczucie bezużyteczności,które w pewnym momencie stawało się tak uciążliwe,że aż nudne.
Zmierzyłem znużonym spojrzeniem pokój,aż wreszcie naszedł mnie pewnien kontent.
Pchnąłem się niepewnie w górę i udało mi się podeprzeć o ścianę,znajdująca nieopodal.Z lekkim uczuciem bólu,wykonałem kilka pokracznych kroków i udało mi się wyjść z pokoju.Przede mną była o wiele trudniejsza przeszkoda-schody.
Chwyciłem się kurczowo ściany i zacząłem powoli schodzić w dół.Na jednym ze stopni straciłem równowagę i zleciałem ze schodów,dość hałasując.
Nim zdążyłem się znów podnieść,wyczułem za sobą czyjąś obecność.

-Ekhem...ekhem...-Cyśka zmierzyła mnie rozgniewanym spojrzeniem,a ja uśmiechnąłem się z zażenowaniem.-Nie powinieneś być przypadkiem w łóżku?

-Wiem,ale trochę mi się nudziło...-próbowałem znów się dźwignąć ale wydałem z siebie tylko ciche syknięcie.

-Mogłeś się jeszcze bardziej połamać.-Dziewczyna odparła tak matczynym tonem,że myślałem iż wkrótce zacznie krzyczeć coś w stylu:MASZ SZLABAN,MŁODY CZŁOWIEKU!
Znów uśmiechnąłem się z nutą zażenowania.

-Przepraszam.-W tym momencie wróciła moja przyjaciółka nieśmiałość.

-W porządku-Cysia pokiwała głowa.-Nic ci nie jest?

-Chyba nie.-Posłałem jej uspokajający uśmiech,a ona zaczęła mi pomagać z dotarciem do pokoju.

-I bez sztuczek,bo zacznę zamykać cię na klucz...

-Nie obawiaj się,będę grzeczny.-Machnąłem ręką i uśmiechnąłem z lekkim rozbawieniem.

-A słyszałeś o tej serii morderstw?-Cysia zmierzyła mnie badawczo.

-Oswieć mnie-Istotnie ciekawie się zapowiada.

-Zabójca szatkuje swoje ofiary dość brutalnie...nie wiem ale gazety o tym huczą,w wiadomościach też coś było...

-Interesujące...-Złożyłem ręce w gest Sherlocka Holmesa.

-Uważaj na niego.-Dziewczyna nagle zmarkotniała.

-Przecież mam złamaną nogę...-Wzruszyłem pytająco ramionami.

-Ale uważaj...-Chwyciła moją dłoń,sprawiając że zaróżowiły mi się policzki.

-Będę.Obiecuję.-Pokiwałem głowa,a ona się uśmiechnęła.

-To skoro mówiłeś,że się nudzisz,to odrób mi matematykę.

-W ten sposób się jej nie nauczysz...-Uśmiechnąłem się wymownie.

-Piepszyć matematykę,mam rozprawkę do napisania.Ty też powinieneś o czymś pomyśleć.Masz złamaną nogę,nie ręce...

-Dobra,zrobię ci tą matme.Tylko przestań zrzedzic.-Zbyłem ją uśmiechem,a ona podała mi zeszyt.

-No to powodzenia i miłej zabawy.

-Widzisz jak sie cieszę?-Poslalem jej wymowny usmiech-Że parabola mojej radości wychodzi ci poza zeszyt.-Zrobiłem głupią minę,a Cysia roześmiała się i zabrała za romantyczne spotkanie z Mickiewiczem.

*Yass*

Miasto,do którego udało mi się zawitać,było dość duże i tętniło życiem.Po kilku spacerkach wokół tych samych budynków,zrozumiałem że się zgubiłem.Świetnie.Ruszyłem z niesmakiem w innym kierunku,opuszczając port i po chwili jakiś powalony koleś napatoczył mi się pod nogi,straszliwie skomląc i histeryzując.

-O co ci chodzi,dziwny człowieku!?-Zmierzyłem go z zaskoczeniem i lekkim rozgniewaniem.

-Bo ja...pomocy...bo mój dom...nawiedzony...pomocy!-Zaczął chlipać i udało mi się zrozumieć tylko strzępki jego wypowiedzi.

Ja,Koty i Assassyni |Yasuo ✖Master Yi |ZAKOŃCZONE✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz