Chapter Sixteen

1.1K 58 8
                                    

Minął tydzień. Luna spokojnie wróciła do domu. Matteo ciągle się nią opiekował. Nie było dnia kiedy do niej nie przyszedł. Bał się ją opuścić. Zbyt bardzo ją kochał. Postanowili wyjechać. Razem. Muszą odpocząć od niepotrzebnych kłótni, Wiliama oraz brata Matteo. No właśnie. Jego brat. Nie było słychać od niego żadnych oznak życia. Tak jakby zapadł się pod ziemię. Jednak trzeba pamiętać jedno. Zło nigdy nie śpi.
- Gotowa na wyjazd, skarbie? - zapytał z troską, zamykając bagażnik.
- Z tobą zawsze. - musnęła jego usta i wsiedli razem do samochodu chłopaka.

***

William zmierzał na spotkanie. Nie miał bladego pojęcia, że Luna wyjechała. Nigdy nie odwiedził jej w szpitalu. Choćby nie wiem jak bardzo chciał to zrobić, nie mógł. Musiał grać zgodnie z planem. Planem, który pogrąży szatynke w jeszcze większej rozpaczy. Planie, który zrujnuje jej dotychczas szczęśliwe życie.
Usiadł na ławce i czekał aż przyjdzie jego wspólnik. Wspólnik, którego każdy dobrze zna. Wspólnik, którego wszyscy szukają. Wspólnik, który pragnie zemsty na Valente.
- I jak tam Luna? - dosiadł się do Williama.
- Nie widziałem jej dzisiaj. - jego towarzysz tylko zakpił. - O co ci chodzi? Dlaczego się śmiejesz? Zresztą dlaczego pragniesz ją skrzywdzić?
- Za to, że jest z moim bratem! - w jego głosie można dostrzec gniew.
- Przypominam ci, że to moja była!
- Więc dlatego powinniśmy się na niej zemścić! Jednak dopiero jak wróci. - William był zdezorientowany. - Nie powiedziała ci, że wyjechała na małe wakacje z moim braciszkiem? - William posmutniał.
- Zróbmy to. - jego wzrok przyjął gniew. - Zróbmy to... Chris.
- Najlepsi przyjaciele po tylu latach w akcji. - posłał mu złowrogi uśmiech.
- W rzeczy samej.

***

Luna razem z Matteo odpoczywała w domku letniskowym jego rodziców. Leżeli na kocu, przytuleni do siebie. Byli szczęśliwi. W końcu mogli być razem. Tydzień bez bliskości jest jak wieczność. Trzy minuty bez swojej bliskości jest jak trzy godziny. To stało się dla nich codziennością. Bycie blisko siebie.
- Matteo? - spojrzała na niego.
- Tak, kochanie? - skierował swój wzrok na jej zielone oczy.
- Kocham cię, wiesz? - chłopak tylko się uśmiechnął.
- Wiem, skarbie, wiem. Ja ciebie też. - przygarnął ją do siebie bliżej i otulił mocno swoimi silnymi ramionami.
Dziewczyna ułożyła się wygodnie i zamknęła swoje oczy, w celu odpłynięcia do krainy Morfeusza.
Czy to on? Czy jej się przewidziało? Czy to był jej prześladowca?
- William, kto to był? - podeszła do ukochanego.
- Nikt skarbie. - przygarnął ją do siebie.
Czy aby na pewno?  Czy nie oszukujesz jej?  William każdy wie, że jesteś w stanie to zrobić.
Przez jej głowę przechodziło mnóstwo wspomnień z Williamem. Czyżby jej serce chciało jej coś powiedzieć?
- Znowu się spotykamy. - poczuła jego szept na swoim karku.
- Co za przypadek... W końcu chodzimy do tej samej szkoły. - oznajmiła ironicznie.
- Może masz ochotę wyskoczyć na imprezę? - spojrzała na niego z góry do dołu.
- Z tobą nigdy.  - wyminęła go zwycięsko.
- Nie opuszczaj mnie nigdy, Matteo. - szepnęła. Miała nadzieję, że chłopak tego nie usłyszy. Jednak jego słuch jest wyostrzony na słowa Valente.
- Nigdy tego nie zrobie. - musnął jej czoło.

***
I mamy nowy rozdział.

Jak myślicie co planuje William i Chris?

W końcu poznaliście imię brata Matteo.

Czy spokój Matteo i Luny zostanie zagłuszony?

Rozdział wyjątkowo krótki.

Czekam na wasze opinie, uwielbiam je.

Strangers • LutteoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz