Rozdział 0.3

910 94 17
                                    

17 czerwca

Tony zdezorientowany przyglądał się kartce. Słowa znajdujące się na papierze delikatnie mówiąc go zaskoczyły. Czego, jak czego, ale tego to się nie spodziewał. Uśmiechnął się złośliwie, gdy wpadł na jeden  jego genialnych pomysłów. Szybko zrobił prawie już rozładowanym telefonem zdjęcie, dokumentując czarne mazgroły i z podekscytowaniem wyszedł z pokoju brata. Już wiedział, że wywoła niezłą burzę.
Jughead przetarł zaspane oczy
i rozejrzal się po pomieszczeniu, w którym się obecnie znajdował. Już po sekundzie wiedział gdzie jest, pokój Archiego. Wszystkie wydarzenia zaczęły pojawiać się w jego jeszcze trochę bolącej głowie. Zemdlał, najprawdopodobniej z braku snu. Pielęgniarka stwierdziła, że musi obejrzeć go lekarz, ponieważ ona nie znalazła przyczyny nagłej utraty przytomności młodzieńca. A potem... najwyraźniej Archie zabrał go do domu, jego domu.
-Jak się czujesz?
Obrócił się w stronę Archiego, który siedział na fotelu na przeciwko niego w samych bokserkach. Ciemnowłosy przymknął lekko oczy i złapał się za głowę. Co on narobił! Przecież Bob i Angela go zabiją!
-Dasz mi telefon?-wydukał,
a rudowłosy podał mu urządzenie.
Jug zmarszczył brwi, gdy na małym ekranie nie zobaczył ani jednego nieodebranego połączenia. Oni też o nim zapomnieli? Nie, to do nich niepodobne.
-Ah, no tak! Nie masz się o co martwić. Zadzwoniłem do Angeli i wszystko wyjaśniłem. Wiedzą, że jesteś u mnie- wyjaśnił, zauważając zaskoczenie chłopaka.
Jughead pokiwał jedynie wdzięcznie głowa i ponownie upadł na łóżko. Od dawna tak długo nie spał, więc chciał trochę się nacieszyć. Z resztą, gdyby mógł spać całymi dniami, byłby najszczęśliwszym człowiekiem na ziemii. Młodzieniec był tak bardzo wykończony, że nawet  nie zwracał już uwagi na obiekt jego westchnień, siedzący nieopodal z gołą klatą. Tak właściwie, przyjaźniąc się z Archim od lat, przywykł już do takiego widoku.
-Rozumiem, że dzisiaj nie wybieramy się do szkoły?- zaśmiał się Archie, widząc jak jego kumpel, znowu zaczyna zasypiać.
No tak...szkoła. Prawie o niej zapomniał! Zależało mu na jego frekwencji, mimo, że mogłoby zdawać się to dość dziwne, no bo halo planuje samobójstwo, a jakieś nieobecności w szkole go obchodzą? Co z nim nie tak!? Prawda jednak była taka, że mimo, iż jego życie całkowicie straciło kolorowe barwy, miał nadzieję że wszystko cudem się ułoży i zostanie na tym świecie jeszcze trochę. Smutne, że nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, że tak naprawdę jest.
Lekko podniósł się z łóżka, co sprawiło że w jego głowie świat zawirował.
-O nie! Nigdzie się nie ruszasz. Nie po tym jak mi zasłabłeś w szkole, nie ma mowy. Mój tata się zgodził byś został dzisiaj u mnie, z resztą wiesz, że mój ojciec kocha cię jak drugiego syna. Mówię ci, był bardzo przejęty, gdy opowiedziałem mu co się stało... A twoi opiekunowie również stwierdzili, że lepiej będzie jak nie pójdziesz dzisiaj na zajęcia. Luzik, mało brakuje do końca roku, nic się już praktycznie nie dzieje. Zrobię ci solidne śniadanie, dam tabletkę na ból głowy, a gdy już ci przejdzie możemy pograć w gry komputerowe! Spędzimy razem dzień, będzie fajnie, zobaczysz!
Jughead uważnie słuchał zaplanowanego dnia przez swojego przyjaciela i podziwiał entuzjazm, który od niego tryskał, gdy wszystko opowiadał ciemnowłosemu. Po chwili rudzielec zniknął za drzwiami zapewne po tabletki i jedzenie, a Jughead pomału wstał z łóżka i zaczął przyglądać się fotografii stojącej na biurku przyjaciela. Zdjęcie było już dość stare, ale zawsze wywoływało na twarzy Juga uśmiech. Na obrazku znajdowało się troje małych istot. Z prawej strony malutka, uśmiechnięta blondynka z dwoma warkoczykami , w lewym rogu stał uśmiechnięty od ucha do ucha kruczowłosy chłopczyk, który za sobą ciągnął swoje ukochane sanie. Z biegiem lat dla Jughead'a było to niemożliwe jak chłopczyk ten z taką przeszłością mógł kiedykolwiek byc szczęśliwy. Po środku natomiast stał mały mężczyzna z troszkę rudawym kolorem włosów. Jedną ręką obejmował przyjaciela, a drugą przyjaciółkę. Dzięki jego szerokiemu uśmiechu można było zauważyć, że brakuje mu jednego ząbka. Biedny nie wiedział wtedy, że gdy tylko się odwróci blondyneczka strzeli mu śnieżna kula prosto w twarz, a drugi chłopczyk będzie musiał go pocieszać, że dziewczynki nie są na tyle silne by wypadły mu wszystkie zęby od uderzenia go w twarz śnieżka.
Zdjęcie to było niezwykle sentymentalne dla całej trójki, ponieważ pokazywało ono ich przyjaźń, od najmłodszych lat, kiedy była jedynie ich trójka. Żadnego Kevina, a szczególnie żadnej Veronici, która zabrała Jugowi sprzed nosa jego najlepszego przyjaciela, a zarazem ukochanego. Może gdyby nie było Veronici miałby jakieś szanse?
-Kocham je, pokazuje jak potrafiliśmy cieszyć się sobą nawzajem. Tylko ja, ty i Betty od początku, aż do końca- powiedział Archie, który nawet nie wiadomo skąd się znalazł.
I Veronica.
-Czemu nic nie powiedziałeś nam o Veronice? Betty chyba cię ukatrupi-mruknął Jughead sięgając po kanpki przyrządzone przez Archiego.
-Chciałem poczekać, aż nasza relacja się ustabilizuje. Nie wiedzieliśmy, co do siebie czujemy i nie chcieliśmy nikomu mówić o naszym pseudo związku, dopóki nie będzie to pewne- westchnął.
-Ale to już pewne?-spytał Jug, modląc się, aby przypadkiem nie załamał mu się głos.
-Tak, raczej tak- uśmiechnął sie.- Wiesz ona jest taka.. inteligentna i przepiękna, a do tego ma świetny gust!
Tak, gust do chłopaków ma świetny-pomyślał Jughead.
-Wpadłeś po uszy stary- usmiechnął się sztucznie.
Wolał, aby to jego przyjaciel komplementował, a nie Lodge. Jednak rozumiał przyjaciela, Veronica była bardzo ładna i rzeczywiście była w stanie oczarować chłopaków. On nie miał z nią szans.
-Szkoda, że zerwaliście z Bets, moglibyśmy organizować podwójne randki. Uważam, że powinniście tak w ogóle  do siebie wrócić, świetnie razem wyglądaliście i mam wrażenie, że teraz przez nią jesteś smutny... Ale to wasza decyzja i oczywiście ja szanuję, ale mówię ci uwielbiałem cię z Betty razem! Shippowałem was, czy jak to tak mówią te dziewczyny, nie wiem. Zjadłeś? Bierz tabletkę i gramy!- zabrał pusty talerz od kolegi i podszedł szybko do komputera, by go włączyć, a w tym czasie Jughead szybko połknął tabletkę, w czym z resztą miał już wprawe przez prawie codzienne branie tabletek na sen.
Po chwili chłopcy już siedzieli obok siebie na fotelach i zawziecię walczyli o zwycięstwo w wirtualnych wyścigach samochodów, a po całym pokoju roznosiły się śmiechu i krzyki. Oboje byli w lepszym świecie i jedyne czym się przejmowali to metą i sobą nawzajem. A Jughead nawet dotąd nie zdawał sobie sprawy jak bardzo tęsknił za takimi wieczorami, jak tęsknił za posiadaniem Archibalda tylko dla siebie. W pokoju Archiego zapomniał o złu tego świata i przerastających go problemach, jednak nie na długo. Cóż, życie musiało bardzo go nie lubić. Grę chłopakom przerwała znana dobrze ciemnemu muzyczka, przez co rzucił się na telefon, a gdy tylko na ekranie zobaczył imię "Betty" od razu przeszczęśliwy odebrał. Pewnie Betty się o wszystkim dowiedziała i po prostu się martwiła.
-Juggy?- usłyszał jej nerwowy głos, co nie oznaczało nic dobrego.
-To ja- zaśmiał się cicho, próbując lekko rozładować napiętą atmosferę.
-Mamy problem, poważny problem. Chodzi o Toniego...
Bo to co piękne, bardzo szybko się kończy.

Taki troszkę spokojny, luźniejszy rozdziałek przed burzą. Przepraszam za wszystkie błędy, gdyż mój mózg o 1 w nich już nie pracuje😂
Ps. Czy tylko mnie denerwuje troszkę fakt, że w drugim sezonie Riverdale dochodzi tyle nowych postaci i wgl strasznie dla mnie kombinuj, jeszcze podobno mają być elementy magii, dla mnie mocna przesada...

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz