Rozdział 0.4

860 99 8
                                    

18 czerwca

Jughead zaraz po wywodach Betty pośpiesznie, (nawet nic nie tłumacząc Archiemu) wybiegł z domu przyjaciela. Biegł z prędkością światła, jakby nagle zapominając o swoim złym samopoczuciu. Bał się co będzie jak informacje dojdą do rudowłosego. Będzie zły? Przestanie się z nim przyjaźnić? A może nawet będzie się go brzydzić?
Nie był w stanie nawet opisać jak bardzo zły był na swojego przybranego brata. Nigdy nie był wobec niego okay, ale to już był cios poniżej pasa. Jak mógł!?
Tony rozesłał każdemu kogo miał w kontaktach zdjęcie twojego listu Jug...
Słowa Betty krążyły w jego głowie i nie był w stanie ich powstrzymać. Najgorsze jest to, że Tony miał w kontaktach Archiego. Więc wystarczyło, że Archie zajrzy na telefon i odczyta wiadomość, a ich przyjaźń definitywnie się skończy.
Nie wiem skąd go miał Jug, ale pismo...pismo jest naprawdę twoje. Wiem to, znam je. I oh, to jest list do Archiego, gdzie wyznajesz mu miłość...
Wiedział doskonale, o jaki list chodzi. Miał dotrzeć do Archiego, ale nie teraz i nie w taki sposób... Przecież będzie teraz pośmiewiskiem. Do tego jeszcze straci dwójkę przyjaciół, Archiego i Veronice, a bardzo tego nie chciał. Potrzebował ich. Teraz pozostanie mu jedynie Betty. Nikt więcej.
Ale tam wyznajesz, znacznie więcej niż miłość do niego... Dlaczego? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Przecież wiesz, że możesz mi zaufać.
Jego telefon zaczął wibrować, ale nawet nie zamierzał spoglądać na ekran. Odetchnął z ulgą, gdy zobaczył znane mu doskonale miejsce. Jego dawny dom, dawny dom jego ojca. Kucnął i wyjął spod doniczki klucz, który czekał tam na czarną godzinę. Na chwilę, gdy będzie potrzebować być sam. Czyli na ten właśnie moment. Przekręcił klamkę i wpadł do pomieszczenia z hukiem drzwi. Na jego ciele pojawiła się spowodowana zimnem gęsia skórka, ale mało go to w tym momencie obchodziło. Zsunął się po ścianie na podłogę i ukrył swoją twarz w dłoniach, przecierając już całe czerwone oczy.
Moja rada jest taka Jug, pogadaj z Archim i tak niedługo się o wszystkim dowie, a uwierz mi lepiej będzie, jak usłyszy to najpierw od ciebie...
Prawą ręką zacisnął z całej siły drugą, by skupić się bardziej na bólu fizycznym. Ale nie wyszło. Zmarszczył brwi, a po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Musi być jakieś rozwiązanie, musi... Może uda mu się wmówić przyjacielowi, że to jedynie jakieś głupie żarty? Ale skoro Betty rozpoznała jego charakter pisma, czy rudowłosy też go nie rozpozna? Nerwowo wstał z zimnej podłogi i wyjął z plecaka resztki jego tabletek nasennych. Wiedział, że nie powinien ich brać, ale musiał choć na chwilę zasnąć, potrzebował odpoczynku. Nalał do szklanki wody z kranu i połknął trzy tabletki, dla lepszego efektu. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tak robić, ale czy może być gorzej niż jest obecnie? Rzucił się na starą, poniszczoną kanapę i po chwili popadł w senną krainę...
Rano obudził się z strasznym bólem głowy. Przetarł oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Był w mieszkaniu jego taty, czyli to nie był sen... Podszedł do komody, na którą rzucił telefon i go odblokował.
13 nieodebranych połączeń od Archiego, 10 od Betty i 2 od Veronici, oraz 54 nowe wiadomości.
Z cichym westchnieniem z powrotem odłożył telefon. Nie miał ochoty ani do nikogo oddzwaniać, ani czytać wiadomości, bał się bowiem co mogą one zawierać. Może zachowanie te było dość samolubne, szczególnie w stosunku do Betty, która starała się mu pomóc, ale obecnie mało go to obchodziło. Jedyne na czym w stanie był się skupić to fakt, że jego tajemnica wyszła na jaw i będzie musiał ponieść tego konsekwencje. Niestety, chcąc, czy niechcąc musiał powiadomić kogokolwiek, że żyje. Zatem już po chwili wykręcał numer do swojej przybranej mamy.
-Jug? Wszystko okey? Jak się czujesz?- od razu został zaatakowany masa pytań.
-Tak... Zostanę dzisiaj u kolegi na noc, dobrze?
-U Archiego?
Przez ciało Jugheada przeleciały dreszcze na wspomnienie imienia obiektu jego westchnień.
-Nie, nie u Archiego...u Kevina... Zadzwonię później, dobrze? Potrzebuje odpocząć- westchnął, starając się nie rozkleić.
-Ehh...dobrze. Jughead? Trzymaj się...- rozłączył się, czując jak w jego oczach ponownie zbierają się łzy.
-Juggy! Patrz na mój nowy trik na deskorolce!- krzyknął uradowany rudowłosy chłopiec, biegnąc z deską w stronę przyjaciela siedzącego na ławce z książką.
Ten drugi niechętnie podniósł głowę znad książki i przyjrzał się uważnie Archiemu. Zaśmiał się pod nosem, kiedy rudzielec zamiast przejechać po chodniku na niebieskiej deskorolce, upadł na podłoże. Wiedział, że tak to się skończy. Zostawił na ławce książeczkę o zwierzątkach i szybko podbiegł do chłopca, by sprawdzić czy nic mu się nie stało, a gdy zobaczył na jego kolanku zadrapanie, z którego wypływała krew nieźle się przestraszył.
-Arch! Ty krwawisz!!-krzyknął klękając obok rudowłosego.
Rudzielec zachichotał na reakcję kolegi i położył brudna rączkę na jego chudym kolanku.
-To tylko małe zadrapanko Juggy! Nic mi nie będzie- uśmiechnął się i pomału wstał, na co drugi zrobił to samo i stanął w pobliżu rudego chłopca w razie czego, jakby zaraz miał zemdleć.
-Nieprawda! Jak ubrudzisz tą ranę to może dojść nawet do....do zapalenia... Mama mi mówiła! Jak nie wierzysz to zapytaj rodziców!-burknął pod nosem.
Archie uśmiechnął się do przyjaciela i usiadł na ławce, na miejscu, na którym wcześniej siedział czarnowłosy.
-Ciesze się, że cię mam Juggy. Moja mama mówi, że się bardzo o mnie troszczysz i że jesteś...jesteś... Życzliwy? Chyba to pozytywna cecha, tak myślę, bo ty masz same pozytywne cechy, wiesz? Jesteś najlepszym przyjacielem! Przyjaciele na zawsze?- zapytał rudzielec, wyciągając w stronę Jugheada mały paluszek.
Jughead uśmiechnął się od ucha do ucha i chwycił swoim małym paluszkiem, paluszek kolegi.
-Przyjaciele na zawsze!
Po policzkach Jugheada spływał potok łez. Nie mógł uwierzyć, że ta przyjaźń trwająca już kilkanaście lat może tak nagle się skończyć. Nie wyobrażał siebie życia bez Archiego, to on go zawsze bronił, to on prawie codziennie chodził z nim po szkole do Pop's... On był po prostu jego jedynym, prawdziwym przyjacielem. A człowiek to istota społeczna i potrzebuje kontaktu z ludźmi, potrzebuje przyjaciół, znajomych. Potrzebuje chociaż tego jedynego przyjaciela. A on właśnie go tracił...
A najbardziej przerażała go myśl, że nie jest w stanie temu zapobiec. Ponieważ nie jest w stanie zapanować nad swoimi emocjami, czyż nie? Jednak nie mógł siedzieć nieustannie w domu i nic nie robić. Dlatego postanowił od razu działać. Chwycił telefon do ręki i szybko znalazł w kontaktach numer Betty.
-Ju...
-Betty!? Wytłumaczę ci wszytko później, potrzebuje podwózki, przyjedź po mnie i pojedziemy do mojego taty, proszę, potrzebuje go odwiedzić.

Przepraszam za wszystkie błędy! Tekst pisany pochyłą i pogrubiona czcionką to wspomnienia( tak w razie czego napisałam, wolałam się upewnić😂❤)
Oczywiście gorąco zachęcam do gwiazdkowania oraz komentowania...i do następnego!

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz