Rozdział 2.3

168 24 8
                                    

9 lipca

Ostatnia noc dla Jugheada nie należała do najlepszych. Nie potrafił zasnąć. Jak Betty mogła to zrobić? I dlaczego to zrobiła? Jak mogła go zostawić? Rozpaczliwie potrzebował teraz czyjejś obecności. Dlatego zarówno wieczorem, jak i rano próbował dodzwonić się do Archiego, który jednak nie odpowiadał. Fakt, ostatnio się pokłócili, ale naprawdę liczył, że rudy przestanie zachowywać się jak dziecko i łaskawie da znak życia. Naprawdę teraz pragnął jego bliskości. W końcu zdenerwowany rzucił telefon na łóżko. Najwidoczniej nic z tego nie będzie, pomyślał. Nie wiedział co ma z sobą zrobić. Czuł jak ogarnia go panika, gniew, żal i smutek. Stawał się wulkanem emocji, nad którym nie mógł zapanować. Muszę tabletki. Zdecydowanie, musiał wziąć coś na uspokojenie. Przetarł nerwowo dłońmi twarz i otworzył drzwi od pokoju, aby zbiec na dół po opakowanie. Cieszył się, że jakimś cudem udało mu się namówić Angelę, by poszła do pracy. Wiedział, że kobieta chciała go wspierać, ale to nie jej obecności potrzebował. Choć ją uwielbiał, wiedział, że jedynie by mu przeszkadzała. Drżącymi rękoma otworzył opakowanie i szybko, popijając wodą połknął białą pigułkę. Oby zadziałało.

Podskoczył, gdy usłyszał dzwonek do drzwi. Bardzo nie chciał ich otwierać, ale jednocześnie liczył, że to właśnie ten głupi rudzielec go odwiedził i przyszedł wszystko sobie z nim wyjaśnić. Jednak nie był to on. Przed nim stały dwie doskonale znane mu dziewczyny, które z resztą nie wyglądały lepiej od niego. Nawet po Cheryl widoczne było, że jest przemęczona i zmartwiona. Pod oczami pojawiły się ciemne wory, a na ustach nawet nie znajdowała się czerwona pomadka. W oczach Veronici natomiast było widać ślady łez, włosy były lekko roztrzepane, a ubrania zdawały się być pomięte, niewyprasowane. A więc i one wiedziały. Ale przecież to było oczywiste, że zaraz wieści rozejdą się po całym miasteczku, a szczególnie, że dojdą one do nich. W końcu dziewczyny również były bliskie dla blondynki.
-Chyba powinniśmy trzymać się teraz razem-szepnęła smutno brunetka i przekroczywszy próg delikatnie uścisnęła ramię Jugheada w geście otuchy.
Obie bez słowa usiadły na sofie, a ciemnowłosy na fotelu na przeciwko.
-Dlaczego to zrobiła?- spytała prawie, że niesłyszalnie Veronica.
Jug nerwowo przełknął ślinę, czując, jak oddychanie zaczyna sprawiać mu problem. On sam naprawdę chciałby znać odpowiedź na te pytanie. Wciąż czuł się winny za to, że nie zwrócił uwagę na stan blondynki. Z pewnością od dawna musiało dziać się coś złego w jej życiu, skoro zdecydowała się na....samobójstwo. A on będąc jej najbliższym przyjacielem nic nie zauważył.
-Nie ma u ciebie Archiego?- padło kolejne pytanie.
-Nie, dzwoniłem do niego, ale nie odbiera. Wciąż najwidoczniej jest obrażony- stwierdził ponuro Jughead.
-Za co jest obrażony?-spytała widocznie zaskoczona Vera.
Jughead westchnął i już miał tłumaczyć Veronice całą historię, ale na szczęście uprzedziła go w tym rudowłosa królowa lodu.
-Wczoraj jak byliśmy w Pop's posprzeczali się. Nic szczególnego. Głupie związkowe kłótnie. Powinno mu zaraz przejść. A szczególnie w takich okolicznościach.
Chłopak niepewnie pokiwał głową. Szczerze liczył, że Cheryl ma rację. Może to egoistyczne, ale nie wiedział, jak obecnie ma sobie poradzić bez tego rudego dupka, którego tak strasznie kochał.
-Jakbyś nas potrzebował Juggy to dzwoń, pisz, a nawet przyjeżdżaj śmiało. Teraz musimy być nawzajem dla siebie. Trzymaj się. Wiem, że to ciężkie, ale spróbuj odpocząć. Pewnie niedługo się zobaczymy.  A jeśli chodzi o Archa to nie martw się, na pewno niedługo się odezwie. Nie jest aż takim dupkiem- stwierdziła Veronica starając się uśmiechnąć, ale na jej twarzy pojawiło się jedynie coś na wzór grymasu.
Pociągnęła za sobą Blossom, a młodzieniec po chwili został sam. Sam z swoimi myślami.

Ale Archie nie zamierzał się odezwać. Nawet nie dlatego, że nie chciał. Tylko najzwyczajniej nie miał takiej możliwości. Nie miał przy sobie telefonu. A przecież z pewnością jeszcze niedawno go miał. Strasznie bolała go głowa, gdy po długiej chwili udało mu się otworzyć oczy. Dlatego odruchowo przyłożył rękę do swojego czoła, a gdy zabrał ją z buzi zauważył na niej krew. Co do...? Szybko zorientował się, że nie ma pojęcia nawet gdzie się znajduje, a co więcej nie pamięta jak tu trafił.

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz