Rozdział 1.8

452 47 11
                                    

3 lipca

-Wszystko się nagle ułożyło. Zapewne nie na stałe. Wiem, że sądzisz, że nie powinienem mu zaufać ponownie. Tak, zranił mnie. Ale zapewnia mnie, że mnie kocha i nigdy nie pozwoli mi już cierpieć. Chce mu wierzyć. Marzyłem o tym bardzo długo i teraz moje marzenia się spełniają. Sądzę nawet, że zaczynam rozumieć, co znaczy być szczęśliwym, wiesz Betty? Arch jest wspaniały
i chciałbym móc zatrzymać go dla siebie na zawsze. Wczoraj byliśmy razem w Pop's. Słyszałem, jak mówił Popowi, że jestem jego chłopakiem! Ale formalnie żaden z nas o to nie spytał. Mogę się wiec nazywać jego chłopakiem? To tak pięknie brzmi! Mój chłopak. A może powinienem się spytać, czy chce zostać moim chłopakiem? Albo nie. Jest za wcześnie. Może za jakoś czas. A może nawet on mnie wkrótce spyta? Jak sądzisz? Może to prezent na moje urodziny? W końcu one już niedługo. Ah, przysięgam Bets! Archibald Andrews to najpiękniejszy prezent pod słońcem.
Jug w końcu przerwał swój monolog i sięgnął po herbatę stojąca przed nim na stoliku. Betty jedynie się krótko uśmiechnęła. Bolało ją, jak jej Juggy jest szczęśliwy. On go kochał. Kochał. Ona nigdy nie mogła liczyć na ta miłość. Oczywiście, że Jughead ją kochał i doskonale
o tym wiedziała. Jednak kochał ją jak siostrę, jak przyjaciółkę. A ona nie tej miłości u niego potrzebowała. Nie tego pragnęła.
-Cieszę się, że w końcu jestes szczęśliwy Juggy-powiedziała delikatnie zbierając ze stołu swój pusty już kubek.
Wszystko byleby nie zauważył jej załzawionych oczu. Wszystkie jej złe czyny zaczynały do niej docierać z ogromna siłą. Zaczynała rozumieć, co takiego zrobiła. To nie była ona. Elizabeth Cooper była idealną dziewczyną z sąsiedztwa.
A może jednak zło miała już we krwi? I nie była w stanie nad nim zapanować? Straszliwie wszystkiego żałowała, wiedziała jednak, że jest już za późno by cokolwiek naprawić. Zawaliła. Musiała się tez pogodzić z faktem, że niedługo straci swoich przyjaciół. Straci Archiego. Straci Veronicę. Straci Kevina. Straci Jugheada. Musiała zapłacić za swoje czyny.
-Myślę, że powinnaś pogadać z Archim. Widzę, że oboje za sobą tęsknocie. Ja mu dałem szansę, ty też mu ją daj.
Betty przełknęła głośno ślinę i odwróciła się w stronę stojącego za nim Jugheada. Sztukę kłamstwa miała opanowaną idealnie, więc spokojnie mogła jej użyć.
-Dam Jug, dam- powiedziała patrząc mu prosto w oczy, dzięki czemu na jego twarzy pojawił się uśmiech.

-Dzwoniła do mnie Veronica. Pytała się, czy nie chcielibyśmy wyjechać na tydzień na wieś do domu jej babci. Podobno jest tam przepięknie. Z reszta myślę, ze przydałoby nam się na moment stad wyrwać i odprężyć. Co o tym sadzisz?- spytał Archie, gdy tylko Jughead przekroczył próg jego mieszkania.
Chłopak zmarszczył brwi i niepewnie spojrzał na swojego chłopaka. Oczywiście, fajnie byłoby gdzieś pojechać, uciec chociaż na chwilę. Ale z Veronicą? Tak w trójkę? Nie miał nic przeciwko, że Arch dalej utrzymywał kontakt z Veronicą, bo rzeczywiście wyglądało na to, że dziewczyna zaakceptowała łączące ich uczucie. Jednakże, serio? Ma jechać z swoim chłopakiem i jego byłą dziewczyną? Starał się budować swoje zaufanie do rudowłosego lecz po tych wszystkich feralnych wydarzeniach, nie był to wcale takie łatwe.
-Okej, nie jesteś zadowolony...
Ciemnowłosy głośno westchnął i zerknął na Archiego.
-Ja... Wiesz, że uwielbiam V...
-No dobra, w czym rzecz? Mów- powiedział, gdy Jughead zaczął nerwowo patrzeć w podłogę.
-To twoja była dziewczyna Archie. Kiedyś was coś łączyło... To nie jest tak, że ci nie ufam, ale skąd mam mieć pewność, że znowu was coś nie połączy? Może dalej coś do ciebie czuje. Po prostu...boję się. Przepraszam Archie- westchnął siadając na kanapie.
Rudzielec zaskoczony słowami chłopaka, poszedł za nim do salonu. Wiedział, że popełnił liczne błędy w relacji z Juggiem, jednak bolał go fakt, że mu nie ufa. Wiedział, że teraz będzie ciężko odnowić zaufanie, którym niegdyś nieustannie się dążyli. Nie zmienia to mimo wszystko faktu, że czuł się trochę rozczarowany słowami Jugheada.
-Serio myślisz, że mógłbym cię z nią zdradzić? Na kilkudniowym wyjeździe? Chciałem tam z tobą pojechać, aby odbudować naszą relacje. Zależy mi na tobie i chcę ci to udowodnić, ale musisz mi na to pozwolić. Wiem, że popełniłem wiele błędów i byłem cholernym dupkiem, ale musisz mi wybaczyć. Bo jeśli tego nie zrobisz nigdy nie uda nam się zbudować zdrowej relacji.
Jughead niepewnie podniósł wzrok na Archiego, który klęknął przed nim i położył swoje dłonie na jego kolanach. Miał racje, musiał jakoś ponownie mu zaufać. Nie chciał go stracić, tak bardzo mu na nim zależało, dlatego nie mógł tego zepsuć.
-Ej, kocham cię, okej?
Archie delikatnie podniósł brodę chłopaka, aby ten spojrzał mu prosto w oczy i nie unikał jego wzroku. Jughead chciał uwierzyć, że tak jest. Szczerze na to liczył. I choć chciał zapewnić ukochanego, że wie to, nie potrafił. Bo gdy ktoś już wiele razy nas zranił, doszczętnie rozerwał nasze serce na malutkie kawałeczki i wielokrotnie nas oszukał, mimowolnie ciężko jest mu wierzyć. Jednak miłość potrafi wszystko wybaczyć i tak już dawno temu zrobił Jughead, on wybaczył. Naprawdę to zrobił.
I przecież Archie żałował, i przecież zapewniał, że się zmieni, więc czy nie głupie byłoby kazać mu odejść przez jego błędy? Czy nie jest tak, że każdy z nas je popełnia?
-Zapewniam cię, że tak jest- dodał.
Jughead niepewnie pokiwał głową i blado się uśmiechnął.
-Oczywiście, że kochasz- powiedział, jakby chcąc przekonać w ten sposób samego siebie.
Archie uśmiechnął się szeroko i złożył na ustach szatyna czuły pocałunek.

Blondynka wyszła z domu, nie dbając nawet o rozmazany makijaż i rozczochrane włosy. Zawsze zwracała uwagę na swój wygląd. Zawsze zwracała uwagę na wszystko. Całe życie starała się udawać idealną. Pokazywać każdemu dookoła, że nie ma rzeczy, którą nie jest w stanie osiągnąć. Wszystko miała na wyciągnięcie ręki. Każde jej marzenie i ambicje musiały zostać spełnione. Teraz jednak po raz pierwszy nie miała żadnego planu, a wszystkie pragnienia zniknęły wraz z zawarciem umowy z Brandonem. Nigdy nie powinna była do niego pójść. Sama nie rozumiała dlaczego tak postąpiła. Czy aż tak złą osobą się stała?
W dłoni trzymała cztery koperty. W jednej
z nich znajdowała się dosyć spora suma pieniędzy. Drżącymi nogami starała się jak najszybciej dojść na miejsce. Czuła się fatalnie. Nie mogła spać, ani jeść. Dodatkowo ciagle męczyły ją wyrzuty sumienia.
Gdy dotarła na miejsce, wzięła głęboki oddech
i przybliżyła rękę do drzwi, aby w nie zapukać, jednakże zatrzymała ją w połowie drogi. Wciąż miała wątpliwości, czy wybrała dobre rozwiązanie. Oh, Bets tu nie można mówić o dobrych rozwiązaniach! Tu nie ma dobrego rozwiązania! To jedyne rozwiązanie! Już nawet nie próbowała powstrzymać łez, wiedziała, że musiała działać. Teraz albo nigdy. I zapukała...
-Elizabeth? Co cię do mnie sprowadza?... Oh, wyglądasz koszmarnie.
Betty spojrzała na rudowłosą błagalnym wzrokiem. Cheryl była jedyną osobą, którą chciała poinformować o przyczynach swojej decyzji. Musiała to zrobić. Wiedziała, że jeśli dziewczyna ich nie pozna, nie uda się jej zniknąć z Riverdale.
-Cheryl, błagam cię, musimy porozmawiać, jak najszybciej. Z dwa dni nie będzie mnie już w Riverdale- powiedziała zapłakana, najciszej, jak tylko potrafiła.
W tym momencie rudowłosa zrozumiała, w jak wielkich i poważnych problemach musiała się znaleźć. Dlatego złapała blondynkę za rękę i wpuściła do domu, następnie zamykając go na klucz. Nie było wyjścia, musiały odbyć poważną rozmowę. Choć nie chciały tego przyznać, łączyła je straszna więź i tylko one mogły zrozumieć siebie nawzajem. Dlatego Betty nie poszła do Veronici, czy Kevina. Wiedziała, że oni nie zrozumieją jej decyzji.
-Potrzebuję twojej pomocy. Cholernie jej potrzebuję.

No cóż, kolejny rozdział😅

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz