Rozdział 0.2

1K 103 19
                                    

                                   16 czerwca

Milion spojrzeń. To właśnie uzyskał Jughead gdy przekroczył próg budynku szkolnego. Po raz pierwszy był źródłem zainteresowań całej szkoły. Ale tego nie chciał. Bardzo nie chciał. Przy każdym najmniejszym ruchu czuł na sobie wzrok uczniów. Bał się powodu, dla którego nie mógł.. Oh nawet Reggie mu się przygląda z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Spuścił głowę w dół i szybkim krokiem pomaszerował do szkolnej toalety. Nie wiedział jak wygląda, przed wyjściem do szkoły nawet nie spojrzał w lustro. Czy wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle? Czy jest to w ogóle możliwe?
Nie rozumiał. Włosy miał takie same jak zawsze, twarz również. Tylko pod oczami znajdowały się długie wały, swiadczące o kolejnej nieprzespanej nocy. O co więc chodzi? Z trzaskiem drzwi wyszedł z męskiej toalety i udał się w kierunku sali gimnastycznej, na której rozpoczynał lekcje. Czy wspominał już kiedyś jak bardzo nienawidzi wf-u i niedostrzega sensu w głupim lataniu za jeszcze głupszą piłką? Nie? To dziwne.
-Jughead! Juggie! Jug!
Ciemnowłosy od razu oprzytomniał i odwrócił się w stronę nawoływań. Elizabeth Cooper.
-Mamy apokalipsę czy co? Następny wpis w blue&gold powinien być chyba o tobie!- zaśmiała się.
Mu jednak nie było do śmiechu, bo o co do jasnej choinki wszystkim dzisiaj chodzi!? Blondynka najwidoczniej zauważyła jego zdziwienie bo złapała się teatralnie za głowę.
-Czapka. Charakterystyczna czapka znana w całej szkole. Jughead Jones przyszedł bez swojej czapki!
Miałem ochotę się śmiać. Jak mogłem o niej zapomnieć? Jego bolącą głowa nie pozwalała mu jednak nawet na śmiech więc wysilił się na uśmiech. A uwierzcie, uśmiech u Jugheada to już bardzo dobrze. Betty zmarszczyła brwi lustrując go wzrokiem i pociągnęła go w stronę schowka pod schodami. Zawsze tam chodzili, gdy chcieli wyjawić sobie coś tajnego. Otworzył usta by zapytać o co chodzi, ale nagle został opatulony ciepłymi rękami. Betty i oczywiście Archie byli jedynymi osobami, którym dawał się dotknąć.
-Znamy się doskonale Jug, co się dzieje? Czy to przez Archiego?
Bets była jedyną osobą, która wiedziała o uczuciach Jugheada względem Archiego. Kruczowłosy cicho westchnął i zetknął na obserwującą go Betty.
-Arch umawia się z Veronicą- wydukał patrząc na podłogę.
Czemu to tak bardzo bolało? Źrenice blondynki znacznie się powiększyły i zdumiona zakryła usta. Tego się nie spodziewała, zawsze myślała, że Archie mówi jej wszystko. Jednak nie.
Przecież byli jej przyjaciółmi! Powinni jej powiedzieć.
-Skąd wiesz? Powiedział ci tak?
Ciekawość blondynki wygrała. Musiała dowiedzieć się czemu Jughead o tym wie, a ona nie? Przecież przyjaźniła się z Archim od niemowlaka.
-Wczoraj widziałem jak się całują-burknął.
Dziewczyna w głębi duszy odetchnęła z ulgą, no bo halo to oznaczało, że Archie Jugowi również nic nie powiedział! Nie wiedziała jednak co powiedzieć Jugowi, co powinna powiedzieć? Prawdopodobieństwo, że Jughead i Archie będą w związku było bardzo niewielkie. W końcu Archie woli dziewczyny.
-Juggy, może to czas by zapomnieć o Archim?- powiedziała niepewnie przyglądając się przyjacielowi.-Najczęściej zakochujemy się w osobach bez wzajemności. "Romeo i Julia byli wyjątkiem, a nie regułą"-zacytowała słowa, kiedyś skierowane do niej.
To nie tak, że Betty nie wiedziała jak potrafi boleć nieodwzajemnione uczucie, ona doskonale to wiedziała. Zarówno z swoich dawnych przeżyć jak i obecnych. Naprawdę nie chciała, aby Jughead przez to cierpiał, ale najczęściej nic na to nie da się poradzić. To po prostu się dzieje. Jughead pokiwał głową, wiedział, że Betty starała się pomóc. Zawsze to robiła. A to ja niszczyło. Próby bycia idealnym.
-Hey! Nie warto się smucić, jest z pewnością wiele osób, które chciałyby być na miejscu Archiego, więc nie marnuj na niego czasu. Może miłość czeka zza rogiem?
Jughead uśmiechnął się do pięknej blondynki i czułe ją przytulił. Bets była jedyną osobą, której mógł zawsze wszystko powiedzieć i zaufać. Kochał ją najbardziej na świecie i nie wyobrażał sobie jej straty.
-Kocham cię Betty-szepnął dalej ja przytulając.
Ostatni raz się uśmiechnął i skierował się w stronę znienawidzonej hali. Tymczasem Elizabeth przyglądała się jak chłopak znika w tłumie ludzi.
-Też cię kocham Jug.

Umięśnione ciała. To chyba było to co dziewczyny lubiły w sportowcach. Jughead za tym jednak nie przepadał, on lubił jedynie jedno umięśnione ciało. Ciało Archibalda Andrewsa. Jughead naprawdę czuł się głupio że swoim mizernym ciałem, przy umięśnionym ciele Reggiego. To właśnie przez swoją posturę był wyśmiewany. Po prostu jego mizerne ciało przy tych wszystkich wyrzeźbionych klatach, od których nie dało odwrócić się wzroku nie pasowało. Czuł się jak piąte koło u wozu, jak intruz. Zawsze w takich sytuacjach miał wrażenie, że każdy skupia się na jego nieidealnosci.
-Coś tam Jughead? Czemu wczoraj tak nagle uciekłeś?- zagadał właśnie wchodzący do szatni Archie.
-Ja...musiałem wracać bo..Angela wydzwaniała-Angela- przybraną mama Juga.-A wy z Veronica tak się zagadaliscie, a nie chciałem wam przeszkadzać- powiedział po chwili namysłu.
Przecież nie przyzna się, że widok całującego się chłopaka z dziewczyną go zabolał. Archie uniósł brew przez chwilę przyglądając się przyjacielowi. Wiedział, że kłamie. Że coś jest nie tak. Ale również znając już kilkanaście lat Jugheada bał poznać sie, co go tak trapi, gdyż wiedział, że problemy przyjaciela nie są błahe. Obawiał się, że problemy Juga go przerosną, że nie będzie potrafił go pocieszyć, co świadczyło o jego tchórzostwie. Dlatego postanowił nie naciskać i nie zaczynać tematu, wolał aby to los zadecydował o dalszych zdarzeniach.
Podczas gdy nastolatkowie zaczęli się przebierać w sportowe stroje, Jug stał oparty o ścianę i to nie dlatego, że wstydził się swojego ciała, nie. Ból głowy stał się tak nie do wytrzymania, że nie mógł ustać. Czuł, że zaraz eksploduje. A coraz bardziej nasilający się ból ani trochę mu w tym nie pomagał. Miał wrażenie, że zaraz zemdleje.
-Juggy?
Nie miał siły, aby spojrzeć na właściciela anielskiego głosu, ale doskonale wiedział kto to jest. Jego ręce zaczęły się trzęść, a po jego policzku spłynęła samotna łza.
-Jughead! Reggie biegnij po pielęgniarkę!
Czas się zatrzymał, a ciemnowłosy słyszał jedynie przytłumione przez jego głowę krzyki i przeróżne odgłosy, gdy po mały zaczął spadac, poczuł, że obejmują go silne męskie ramiona.
-To tak bardzo boli-zdołał jedynie wyszeptać, zanim całkowicie stracił przytomność.

Wysoki blondyn niepewnie otworzył drzwi.
-Jughead czy mogę..
Przerwał, gdy zobaczył, że nikt w pokoju nie przesiaduje. Najwidoczniej Jughead jeszcze nie skończył lekcji, dzięki czemu mógł spokojnie wziąć ładowarkę swojego przyrodniego brata. Widząc, że jego celu nie ma na biurku młodzieńca, otworzył pierwszą szufladę biurka. Co prawda nie znastał tam kabla, ale jakaś kartka wypadła z biurka i opadła na dywan. Niebieskooki kucnął i zwinnie chwycił kawałek papieru. Zainteresowanie blondyna wygrało i po chwili czytał zawartość papierka. Z każdym słowem jego źrenice się powiększały, a serce biło coraz szybciej. Gdy doszedł do końca, upuścił kartkę i zdumiony zakrył usta ręką.
-O kurwa.

Jeżeli ktoś to czyta to przepraszam za wszystkie błędy.

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz