Rozdział 2.5

180 14 3
                                    

11 lipca
Grali w grę, a przynajmniej Jughead miał takie wrażenie. W jego jedną z nienawidzonych gier, milczenie. Żaden z nich najwidoczniej nie miał zamiaru odezwać się pierwszy. Cała ta sytuacja źle na niego oddziaływała. Omijał Angele i Toniego, unikał jedzenia i ledwo spał. Czuł się po prostu wykończony. Także całkowicie olewał próby skontaktowania się z nim Veronici i Kevina. Jedyną osobą, z którą chciałby się zobaczyć w tych trudnych dla niego chwilach byłaby Betty. Jednak nie było to już możliwe...
Od ostatniego wieczoru Jug w głowie miał jeszcze większy mętlik. Nie rozumiał na czym stoi jego relacja z Archim. Nie pojmował już, czy kiedykolwiek chłopak darzył go szczerym uczuciem, czy jedynie z niego drwił. Dodatkowo szczerze martwiło go, że jego chłopek wciąż nie próbował się z nim nawet skontaktować. Utwierdzało go to w przekonaniu, że tak naprawdę Archiemu nigdy na nim szczerze mu nie zależało.

-Niedługo twoje urodziny.
Jednak Jugheadowi szczerze zależało na rudowłosym, dlatego znalazł się tam, gdzie znalazł, czyli w celi swojego ojca. Może przesadzał, że wciąż martwił się o faceta, który go zdradził, jednak gdy rozpoznał dziwnego bruneta w pokoju swojego chyba już byłego chłopaka nie dawało mu to spokoju. Sam fakt, że należał on kiedyś do gangu jego ojca wystarczył, aby stwierdzić, że jest on zapewne niebezpieczny i podejrzany.
-Tak, ale nie po to tutaj przyszedłem.
Faktycznie, przez ostatnie wydarzenia nawet zapomniał o swoich urodzinach. Niebawem miał wejść w dorosłość, o czym zapewne nie tylko on zapomniał. Betty z pewnością pamiętałaby.
-18 urodzony to wyjątkowe urodziny Jughead, żałuje, że nie mogę spędzić ich z tobą.
Ciemnowłosy zaśmiał się żałośnie. Jeszcze niedawno był przekonany, że tego dnia będzie martwy. I teraz ponownie rozważał tą jakże atrakcyjną opcję.
-Nie udawaj teraz troskliwego tatusia- burknął pod nosem.
Znów czuł, że zbierają mu się łzy. Żałosne. Cholernie żałosne. Jednak nieważne jak się starał, nie potrafił zapomnieć o tym jak gównianym był ojcem. Alkoholikiem, który doprowadził do rozpadu jego rodziny. Człowiekiem, który nie potrafił zapewnić mu domu, ani schronienia.
FP na te słowa jedynie westchnął.
-Jughead...
-Nie przyszedł tutaj po to. Chciałem się dowiedzieć czegoś o twoim dawnym współpracowniku, Brandonie- przerwał mu.
Na twarzy ojca chłopaka widoczne było zdziwienie. Najwidoczniej nie spodziewał się, że go o niego zapyta. Ale Jughead musiał się czegoś o nim dowiedzieć.
-Był bardzo przykładny do swojej roboty, aż za bardzo. Zawsze chciał udowodnić, że we wszystkim jest najlepszy i uwielbiał, jak zlecano mu najcięższa robotę. Dla niego zawsze liczyła się tylko kasa. Chciał jej jak najwiecej, dlatego oczekiwał najcięższych zadań i wiecznych podwyżek. Wiem, że to źle zabrzmi, patrząc na czym polegała jego „praca", ale można powiedzieć, że był niezwykle pracowity u perfekcyjny w tym co robił. Każde zlecenie musiało być wykonane perfekcyjnie, dosłownie. Nawet jak ktoś zapłacił mu już z góry, on musiał dokonać swego. Zły człowiek, ale przerażająco dobry w tym co robi.
Jugheadowi to wystarczyło. Wiedział, że musi ostrzec przed nim Archiego i jakoś go odpędzić. Jednak mimo wszystko wciąż go kochał i nie chciał, aby stała mu się jakaś krzywda.
-Ale dlaczego o niego pytasz? Masz z nim jakiś kontakt?
Oczywiście, bolał go fakt, że Archie go zdradził. Ale dodatkowo, że wybrał okropną osobę. Przestępcę, który niewiadomo co w swoim życiu już zrobił. Dlatego musiał go przed nim ratować.
-Synu nie nawiązuj z nim żadnych relacji, najlepiej od razu zerwij z nim jakikolwiek kontakt. Uwierz mi, wiem co mówię.

Archie także miał mętlik w głowie. Widział, że postąpił źle wobec Jugheada i powinien był wyjaśnić mu sytuacje. Ale również był na niego wściekły, że ten od razu posądził go o zdradę i dodatkowo doprowadził do tego, że jego ojciec dowiedział się prawdy. Wiedział, że ten nigdy nie zrobi mu nic złego i to zaakceptuje. Był to wspaniały i kochający ojciec. Jednak to on powinien mu powiedzieć o tym, a nie powinien dowiedzieć się o tym z jego awantury z chłopakiem. W końcu pierwszy raz był w relacji z mężczyzną i wszystko było dla niego nowe i niezrozumiałe.
-Chciałem ci o tym powiedzieć, przysięgam! Ale nie wiedziałem jak! Sam nie rozumiem, jakim cudem do tego doszło. Zawsze byłem przekonany, że jestem całkowicie hetero. Sam przecież wiesz, że byłem szczerze zakochany w Veronice. To wszystko stało się tak nagle. Chciałem sam się z tym oswoić, zanim powiem o tym tobie... Musiałem sam zrozumieć, czy to naprawdę to, czego chcę i pragnę.
-I czy to jest to czego pragniesz?
Archie sam nie wiedział przez chwilę co odpowiedzieć. Był szczęśliwy z Jugheadem, ale wcześniej z Veronicą też. Widział, że związek z chłopakiem będzie na pewno trudniejszy. Ale tak, wydawało mu się, że to jest czego chciał. Szczególnie, gdy przypominał sobie ostatnie dni spędzone z chłopakiem.
-Tak, myślę, że tak.
Fred odwrócił się do syna i spojrzał na niego niezrozumiałym dla chłopaka wzrokiem. Próbował odczytać z badającego go spojrzenia, jakie emocje towarzyszą ojcu. Ale była to dla niego niewiadoma.
-Skoro tak to lepiej wyjaśnij Jugheadowi ostatnią sytuację i ratuj swój związek.
Archie szczerze się uśmiechnął. Oznaczało to bowiem, że tata już nie był zły i całkowicie zaakceptował jego wybór. Dlatego podszedł do ojca i zamknął go w uścisku.
-Tak, wiem.

Zgodnie z radą ojca to Archie postanowił przerwać milczenie i poszedł do domu Jugheada. Przez całą drogę zestresowany układał przemowę, którą wygłosi przed chłopakiem, aby dokładnie wyjaśnić mu całą sytuację. Nieustannie powtarzał ją w głowie i zmieniał. Chciał po prostu, aby Jughead mu uwierzył i przebaczył.
-Hej...
Jego cała przemowa automatycznie wyparowała mu z głowy, równo z momentem, kiedy Jughead otworzył mu drzwi. Od razu zauważył do jakiego stanu doprowadziła chłopaka jego głupota. Na pierwszy rzut oka widoczne było, że ciemnowłosy jest przemęczony. I Archie od razu poczuł się winny. Nie chciał, aby Jughead już więcej przez niego cierpiał. A znów stał się powodem zapewne jego łez.
-Ja chciałem ci wszystko wyjaśnić...- zaczął niepewnie.
Czuł rosnąca w swoim gardle gule. Stres nie malał, a rósł. Był zaskoczony, kiedy Jughead ustąpił mu miejsca i pozwolił wejść do środka. Był przekonany, że nie będzie chciał nawet wpuścić go do domu. Jednak już nie pozwolił sobie usiąść na jego kanapie. W obecnej sytuacji byłoby to zbyt zuchwale zachowanie. Na pewno nie był miłe widzianym gościem, dlatego postanowił stać.
-A więc mów i się streszczaj.
O ile to możliwe czuł, że jego stres jeszcze się powiększył. To była ta chwila. Moment szansy, od którego wszystko zależało. To on miał zadecydować o wiszącej na włosku ich relacji.
-Nie zdradziłem cię i przysięgam ci to. Ja... Wtedy, gdy się nie odzywałem to nie dlatego, że byłem wściekły, a dlatego, że nie wiem gdzie i jak trafiłem i nie miałam telefonu. Wiem jak to niedorzecznie brzmi, ale chyba ktoś mnie okradł? Tak zgaduje, bo straciłem telefon. Byłem sam, bez telefonu w totalnie nieznanym mi miejscu. Nie miałem pojęcia jak wrócić. Wtedy właśnie zjawił się Brandon. Przejeżdżał i zauważał mój stan. Zaoferował mi, że mnie odwiezie. Nie miałem jak wrócić, dlatego bez wachania przyjąłem jego propozycje. Może postąpiłem głupio, ale jak to mówią głupi ma szczęście. Okazał się nie być żadnym mordercą i dzięki niemu jestem tu gdzie jestem. Znów w domu, z tobą.
Archie po skończeniu mówienia odważył się spojrzeć w stronę chłopaka.  Jednak, gdy to zrobił ten od razu przeniósł spojrzenie z niego na swoje stopy. Jughead nic się nie odzywał, a on zaczynał ponownie panikować. Że chłopak mu nie uwierzył, że to już koniec i zaraz z nim zerwie. Chciał do niego podejść i unieść jego głowę, aby spojrzał mu w oczy, ale czuł, że narazie nie ma prawa go dotykać.
-Byłem cały poobijany, to dlatego był ze mną w domu. Odprowadził mnie i chciał się upewnić, że wszystko jest w porządku. Dlatego był wtedy u mnie w domu. Jug, naprawdę, nie zdradziłem cię i w życiu bym tego nie zrobił.

Jughead odważył się spojrzeć na Archiego. Badał dokładnie jego wyraz twarzy, jakby próbując doszukać się po nim jakichkolwiek oznak kłamstwa, ale nic nie zauważył. Czyżby nie oszukiwał? Czy on naprawdę go kocha? Widział także doskonale jak bardzo zestresowany jest jego chłopak i jak również boi się na niego spojrzeć. Wciąż nie potrafił wyrzucić z głowy obraz półnagiego Archiego, stojącego przed Brandonem. Czy naprawdę to było konieczne? Ale nie chciał już dłużej o tym myśleć, chciał zaufać mu i ponownie być szczęśliwym.
-Ok.
-Ok co?- odparł Archie.
Widać po nim było, że obok niewyobrażalnego stresu pojawiła się również nadzieja.
-Ok, wierzę ci- stwierdził Jughead, wzruszając ramionami.
Wciąż miał wątpliwości, czy postępował słusznie. Jednak liczył, że nie popełnił kolejnego błędu. W końcu zdawało mu się, że w oczach Archiego widział szczerość. I nagle obok szczerości pojawiła się w nich także i radość. Rudowłosy uśmiechnął się i podszedł do ciemnowłosego, aby wbić się w jego usta, a Jughead od razu oddał jego pocałunek. W końcu tak strasznie za nim tęsknił. Ich całusy stawały się stopniowo coraz bardziej namiętne. I pocałunki zamieniły się w seks.
Seks na pogodzenie się. Oznaczał zgodę, i przebaczenie.

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz