Rozdział 1.1

689 74 16
                                    

                                25 czerwca

Przez całą noc Archie i Jughead nie byli w stanie przestać myśleć o zdarzeniu nad rzeką Sweetwater. Czy mogło im coś grozić? Byli w niebezpieczeństwie? Przez natłok myśli zamiast spać, pisali ze sobą niemal całą noc, dyskutując kto mógł chcieć do nich strzelić. Jednak żaden z nich nie chciał przyznać przed drugim, że się boi. Poza tym nie chcieli martwić siebie nawzajem. Dlatego zamiast szczerze wyznać swoje obawy sobie nawzajem, postanowili udawać, że cała sytuacja wcale ich nie przeraziła.

Już poranek nie szedł Jugheadowi po jego myśli. Ledwo przytomny po całej nieprzespanej nocy schodząc po schodach, potknął się, przez co obecnie na jego policzku znajdowało się długie zadrapanie, a na oku ogromne limo. Dodatkowo czekając zgodnie z tradycją na Betty, by pójść z nią razem do szkoły, nie pokoił go fakt, jak późno już jest, a jej dalej nie ma. Próbował się do niej wówczas dodzwonić, ale bez skutku, co trochę go zaniepokoiło. Chwilę jeszcze czekał, ale gdy Betty dalej się nie pojawiła, postanowił ruszyć sam. Niestety, Angela stwierdziła, że idąc na piechotę nie ma szans, by chłopak zdążył, przez co musiał zabrać się samochodem z jego znienawidzonym przyrodnim bratem. Zdziwił go fakt, że przez całą podróż Tony nie rzucił w jego stronę żadnego wyzwiska, ale skłamałby mówiąc, że nie podobało mu się milczenie tego kretyna.

Archie natomiast zaczął swój dzień, tak jak każdy inny. Nic nie wskazywało na to, by wydarzyło się w nim coś niezwykłego. Był przekonany, że będzie to zwykły, kolejny nudny dzień w szkole. A może on chciał tak myśleć? Bo czy po usłyszeniu strzału, który najprawdopodobniej był skierowany do twojej osoby, możesz funkcjonować normalnie? Archie chciał, by nic się zlego nie wydarzyło. Prawda była taka, że bał się iść do szkoły, obawiał się samego wyjścia na ulicę. Musiał jednak iść do znienawidzonego budynku, musiał wyjść z domu, bo wiedział, że zrobi to Jughead, a nie mógł go teraz zostawić samego. Trudno było mu to przed samym sobą przyznać, ale niesamowicie się o niego martwił i nie wyobrażał sobie, że mógłby go na zawsze stracić.

Gdy Archie przekroczył próg liceum, czuł jak wszystkie spojrzenia są skierowane w jego stronę, co było dla niego nowością. Szepty nieustannie roznosiły się między uczniami, a Archie nie miał pojęcia o co mogło chodzić. Kiedy zauważył stojąca do niego tyłem Veronicę, szybko do niej podbiegł i objął od tyłu. Brunetka natychmiastowo się odwrocila. Rudzielec spodziewał się pocałunku, ale zamiast tego dziewczyna posłała mu pełne bólu spojrzenie, poczym otrzymał cios w policzek. Całkowicie się tego nie spodziewając, złapał się za pulsujący policzek. Kątem oka widział, że dokoła nich otoczyła ich już dość duza grupa ludzi, która stale się powiększała.
-Jesteś cholernym dupkiem Andrews. Jugheada też zamierzasz wykorzystać?
Archie chciał protestować, zacząć przepraszać i wypytywać o co chodzi, ale szok mu na to nie pozwolił. Stal jedynie z szeroko otwartymi ustami u patrzył w przekrwione oczy swojej (już) byłej dziewczyny. Czuł się piekielnie źle, że zranił dziewczynę, bo naprawdę ją lubił, a kiedyś nawet zdawało mu się, że ją kochał. Veronica widząc, że ten nie zamierza raczej nic powiedzieć, podkręciła jedynie głową i wyminęła go, by jak najszybciej od niego odejść. Nie była w stanie na niego patrzeć, za bardzo bolało ją to. Gdy udało się Archiemu oprzytomnieć, rozejrzał się dookoła, a to co zobaczył na ścianach zmroziło mu krew w żyłach.

Gdy Jughead wszedł do szkoły, poczuł jak w jego oczach zbierają się niekontrolowane łzy. Od razu w oczy rzuciły mu się wszędzie poprzyczepiane zdjęcia na ścianach, które przedstawiały jego i Archiego całujących się. Fotografia musiała zostać wykonana wczesniejszego dnia, ponieważ była uwieczniona na niej sytuacja znad jeziora. Spuszczając głowę przeszedł najszybciej jak się dało przez korytarz szkolny i doszedł do swojej szafki, z której musiał wziąć podręcznik od angielskiego. Próbował ignorować śmiechy i szepty na jego temat, ale nie potrafił. Każde jedno obraźliwe słowo skierowane w jego stronę, sprawiało mu ogromny ból. Dlaczego ktoś mu to zrobił? Kto poprzywieszał te zdjęcia? Komu tak zależało, by go upokorzyć?
Starał się opanować swoje emocje, ale zobaczywszy napis na jego szafce, nie wiedział już jak wygrać z zbierającymi się w jego oczach łzami. Był to napis wykonany czarnym, wodoodporny markerem "męska dziwka".
-Ej Jones!
Przymknął oczy i mimowolnie zaczął drżeć, słysząc głos Reggiego. Tylko jego jeszcze tutaj brakowało.
-Jak się obciągało Archiemu?- spytał głośno, a wszyscy wokół zaczęli się śmiać.
Jughead pospiesznie zamknął szafkę i chciał ominąć Reggiego i pójść jak najszybciej do toalety, ale gdy próbował przejść Reggie złapał go za skrawek bluzki u z całej siły popchnął na szafkę.
-Odpowiesz mi grzecznie na pytanie? Czy mam ci jeszcze bardziej obić ten obrzydliwy ryj?
Dalej się nie odzywał i spoglądał jedynie na podłogę. Dłonie i dolna warga przeraźliwie mu drżały. Doskonale wiedział, do czego Reggie jest zdolny. Nie chciał być jeszcze większym pośmiewiskiem.
-Zostaw go. Chyba nie chcesz mieć problemów z moim ojcem?
Podniósł do góry wzrok, czując jak Reggie go puszcza. Przed nim stali Kevin i Betty. Mimowolnie jego humor się poprawił, widział, że na nich może liczyć. Równo z odejściem Reggiego, zgromadzony tłum się rozszedł, a Jughead chociaż na chwilę mógł odetchnąć z ulgą.
-Dziękuję- powiedział cicho patrząc na przyjaciół.
Kevin uśmiechnął się do niego, po czym bez słowa poszedł. Betty też chciała już iść, ale Jughead jej to uniemożliwił, łapiąc ją za rękę.
-Betty...
-Jak mogłeś?- przerwała mu Betty.
Dopiero teraz zauważył, że po policzkach blondynki spływają łzy. Jednak nie rozumiał, co zrobił dziewczynie, czym zawinił. Nie mógł patrzeć jak jego przyjaciółka płacze.
-Bets, co się stało?
Blondynka jedynie nerwowo się zaśmiała.
-Co się stało?! Naprawdę Jug?! Przez cały czas ciągle za tobą latałam, dbałam o ciebie jak mało kto. Byłam na każde twoje zachowanie, podczas gdy Archie się do ciebie nie odzywał i udawał, że cię nie zna. Wspierałam cię, starałam się byś był szczęśliwy... Przecież było nam razem dobrze Jughead, byliśmy wręcz idealna parą. Wspólne nocne rozmowy, wyjścia na spacery... I to wszystko nagle przepadło. Mówiłeś, że mnie kochasz do cholery! Że ci na mnie zależy. Nawet nie zorientowałes się, że ja nadal cię kocham. Przez cały czas nie zdawałeś sobie sprawy, że pomagając ci zdobyć twojego przyjaciela, ja cierpię. Ile razy mam ci zlamać serce, byś zrozumiał, że nie jest dla ciebie odpowiednią osobą? Kiedy pojmiesz, że nie jest ciebie wart? Jestem pewna, że jesteś jedynie jego chwilową zabawką. Nie wiem...może chce zobaczyć jak to jest mieć kutasa w ustach? Ale on cię nie kocha Jug i nigdy nie będzie. Przykro jest mi to mówić, ale mam dość Juggy. Nie mam siły dalej za tobą latać i pocieszać cię, po tym, jak Archie znowu cię zranił. Życzę ci, żebym się myliła i żeby nie zranił cię tak, jak zrobił to mnie.
Jughead oszołomiony patrzył na płacząca blondynkę. Nie wiedział co powiedzieć. Był pewny, że dziewczyna już nic do niego nie czuje, że ona też ma go jedynie za przyjaciela. Podświadomie bał się, że Betty miał rację, że Archie znowu go zawiedzie. Ale chciał zarezykować. Bo tak właśnie to działa, gdy kogoś kochasz, nieważne ile razy, by cię zranił, ile razy by cię zawiódł, ty wciąż będziesz potrzebować jego bliskość i będziesz wierzyć, że tym razem się zmieni, choćby zaczynali byście już tysięczny raz wszystko od nowa. Elizabeth jeszcze przez chwilę stała cała zapłakana i patrzyła z nadzieją na ciemnowłosego. Sama nie wiedziała na co liczyła. Że nagle zacznie ja przepraszać i mówić, że to ją kocha? Zdała sobie jednak sprawę, że nic się nie zmieni, że znowu wybierze rudowłosego. Dlatego bez słowa wyminęła Jugheada i poszła na lekcję, starając się po drodze zetrzeć jeszcze spływające łzy. Znowu musiała udawać, że wszystko jest w porządku.

Archie nie poszedł na lekcje, nie miał nastroju, by siedzieć w sali wraz z tymi wszystkimi idotami i słychać, jak się z niego naśmiewają. W przeciwieństwie do Jughead nigdy jescze nie był w takiej sytuacji i nawet nie był w stanie opisać, jak niesamowicie źle się z tym czuł. Archie Andrews nie był pośmiewiskiem. Archie Andrews był popularny i lubiany. Wściekły szedł po pustym korytarzu, patrząc na nadal wiszące zdjęcia. Jakim cudem żaden nauczyciel dalej tego nie zdjął? Patrząc na jedno z dnich, poczuł ogromny przypływ złości. Zaczął zrywać każde napotkane zdjęcie i wyrzucać do kosza. Nawet nie zauważył, kiedy podczas czynności zaczął płakać. Nawet nie starał się powstrzymać łez. I tak go nikt nie widział, mógł sobie pozwolić na chwilę słabości. W pewnym momencie zatrzymał się i z całej siły uderzył pięścią w metalowa szafkę, która pod siła uderzenia, lekko się zgięła.
-Arch?
Od razu odwrócił się słysząc cichy głos. Nie musiał się długo przyglądać, by zauważyć, że oczy Jugheada także są zaczerwienione od łez, a jego włosy są w całkowitym nieładzie. On też cierpiał. Jakiś debil sprawił, że jego Jug cierpi. Wiedział, że musi się dowiedzieć, kto poprzywieszał te zdjęcia.
Jughead natomiast przypatrywał się łzom na policzkach jego przyjaciela. Płaczący Archie był rzadkim, jak i okropnym widokiem. Szybko podszedł do chłopaka i z całej siły go przytulił. Archie wtulił się w ramię Jugheada i starał się uspokoić swój oddech.
-Przepraszam-wyszeptal nagle, a Jughead mocniej go objął.
-Nie masz za co przepraszać, to nie twoja wina.
Po chwili Archie odsunął się od młodszego i spojrzał na niego z bólem w oczach. Bez słowa złożył na jego ustach namiętny pocałunek i nie patrząc na niego, wyminął go.
-To nasz ostatni pocałunek. Lepiej się już nie kontaktujmy, tak będzie dla nas lepiej.

Chudy, ciemnowłosy nastolatek przyglądał się właśnie, jak jego miłość odchodzi. Nie spodziewał się, że kochanie może sprawiać tyle bólu.

Chyba się za dużo działo w tym rozdziale.

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz