Wróciłam!🤗
2 lipcaJughead obudził się rano z ogromnym bólem głowy. Sam nie był pewien, czym był on spowodowany. Przecież nie pił wczoraj alkoholu. Przetarł zaspane oczy i chciał wstać, jednak coś mu to uniemożliwiło. Mimowolnie uśmiechnął się widząc śpiącego obok niego Archiego. Delikatnie podniósł jego rękę, która oplatała talię Jugheada. Zaskoczony uniósł brwi zdając sobie sprawę, że ubrany jest jedynie w szeroki, długi T-shirt. Nie przypominał sobie momentu, w którym zdjął spodnie. Nie przejął się tym jednak zbytnio. Nie przejmując się brakiem dolnej części garderoby, zbiegł po schodach do kuchni, by wziąć tabletkę na ten nieszczęsny ból.
-Co gejusiu? Przespałeś się z tym swoim chłoptasiem?- usłyszał za sobą głos Tonego.
Przewrócił oczami i odwrócił się w stronę przyrodniego brata.
-Tony daj spokój, zajmij się swoim życiem miłosnym- westchnął i chciał ominąć wyższego od siebie chłopaka, na co ten jednak mu nie pozwolił.
-Serio myślisz, że Archie ciebie chce? Też sam jest żałosny, ale nie aż tak jak ty. Zabawi się, znudzi i odstawi. Już raz tak zrobił, co mu szkodzi drugi? Jesteś taki łatwy Jones, taka z ciebie łatwa, mała dziwka- uśmiechnął się, przyciskając szatyna do ściany.
Jughead przełknął nerwowo ślinę. Chciał, aby Tony już go zostawił. Nie dość, że był od niego silniejszy, to jego słowa niezwykle go bolały. Cały czas w głowie powtarzał sobie, że to nieprawda.
-Przestań. Zostaw mnie- powiedział cicho, próbując wyrwać się z jego żelaznego uścisku.
-Ależ ja się jedynie o ciebie martwię braciszku- zaśmiał się.- Trzeba było się nie wpierdalać do mojej rodziny. Tutaj tez nikt cię nie chce. Matka wzięła cię z litości. To, że nikt cię nie chciał z twojej rodziny, nie oznacza, że ciebie ktoś tutaj chce. Oh Jones, nie wierzę, że jesteś taka ciotą życiową. Archie tez cię nie chce, jak każdy.
Od razu gdy Tony puścił Jugheada i wyszedł z domu, ten zaczął nerwowo oddychać próbując złapać oddech. Było mu wstyd za siebie. Wstydził się, że tak bardzo boi się młodszego od siebie chłopaka. Tony miał jednak rację. Nikt go nie chciał. Nawet jego właśni rodzice go porzucili. Ci, którzy powinni kochać go bezwarunkowo. Ci, którzy powinni być dla niego wsparciem w każdej sytuacji. Nienawidził ich. I matki i ojca. Zawsze był sam, zdany jedynie na siebie. Jedynymi osobami, na których mógł polegać byli Archie i Betty. Właśnie Archie... Czy teraz mógł mu ufać?
-Cześć kochanie.
Przyjemny głos wyrwał Jugheada z rozmyśleń. Odwrócił się w stronę rudowłosego chłopaka. Ten złożył na jego ustach czuły pocałunek, który Jughead z zadowoleniem odwzajemnił. Teraz wszystko było już dobrze i na tym musiał się skupić.
-Matko jedyna, jestem tak straszliwie głodny- wymruczał do ucha Jugheada.
Jughead mimowolnie się uśmiechnął. Nagle, jak na zawołanie jego brzuch zaburczał, uświadamiając mu, że on także jest głodny. O czym, co najśmieszniejsze, sam do tej pory nie zdawał sobie sprawy.
-Ktoś tutaj tez jest głodny- zaśmiał się rudzielec.- Ubierz się to pójdziemy do Pop's.
Jug niepewnie pokiwał głowa, jednak pobiegł na górę, by wykonać polecenie Archiego. Archie został samotny ma dole, zastanawiając się, co tak na prawdę łączy go z Jugheadem? Może nazwać go swoim chłopakiem? Czy dalej przyjacielem? Westchnął głośno, myśląc, jak bardzo chciałaby, aby ich wczorajszy pocałunek był ich pierwszym. Jak bardzo chciałby zmienić bieg wydarzeń. Może wtedy Jug nigdy nie zostałby postrzelony? Zerknął na kuchenny blat, gdy nagle usłyszał charakterystyczny dźwięk iphonea.
-Zobacz kto to!!!- usłyszał krzyk Jugheada.
Archie wykonał posłusznie jego prośbę i dojrzał na wyświetlacz telefonu, na którym znajdował się napis „Betty". Chłopak zmrużył oczy i wziął telefon do ręki, zastanawiając się, czy powinien odebrać. Ostatnio jego relacja z dziewczyną znacznie się pogorszyła. Wiedział, że to była
w pewnym stopniu jego wina i sobie na to zasłużył. Bolał go jednak fakt, że podczas gdy z nim nie utrzymywała kontaktu, z Jugheadem dogadywała się świetnie.
-Kto dzwoni?- usłyszał przy sobie melodyjny głos szatyna.
Nawet nie zorientował się, kiedy zszedł na dół. Dokładnie w momencie, w którym podał telefon Jugheadowi, ten przestał dzwonić.
-Betty dzwoniła- powiedział Arch zgodnie z prawdą.
-Dobra, oddzwonię później, teraz chcę spędzić czas z tobą.Podenerwowana blondynka biegła przed siebie, cały czas rozglądając się wokół siebie. Przecież wcześniej ten cholerny dom był bliżej! Na pewno bliżej! Nie był tak daleko! Nareszcie! Ostatni raz uważnie się rozglądając, zapukała do drzwi przyczepy.
-No nareszcie Cooper- uśmiechnął się wysoki brunet o niebieskich oczach.
Betty natychmiastowo na niego spojrzała po usłyszeniu jego niezwykle niskiego głosu.
-Daj mi wejść, nie chcę, by ktoś mnie tutaj zobaczył- powiedziała podenerwowana, a chłopak odsunął się z uśmiechem wpuszczając dziewczynę.
Blondynka odetchnęła z ulga i zsunęła z siebie kaptur, który do tej pory cały czas miała na sobie. Usiadła na niewygodnej sofie i zerknęła na młodego mężczyznę. Ten uśmiechnięty zamknął drzwi przyczepy i odwrócił się w stronę nastolatki, siadając naprzeciwko niej.
-Proszę, proszę, kto by pomyślał, Betty Cooper.
Dziewczyna głośno westchnęła, na prawdę nie chciała się tutaj teraz znajdować. Jedyne o czym marzyła to móc już stąd wyjść. Sam wygląd chłopaka przyprawiał ją o dreszcze. Przeraźliwie blada skóra świetnie współgrała z jego wytatuowanym wężem na ramieniu. A jego muskularne ciało udowadniało, że z pewnością nikt nie chciał stać się jego wrogiem.
-Sytuacja mnie zmusiła, by do ciebie przyjść. Sama z siebie w życiu bym tego nie zrobiła.
Na twarzy chłopaka pojawił się jeszcze większy uśmiech. Uwielbiał komplikować innym życie.
-Oczywiście Elizabeth. Znasz zasady, żadnych rozmów przez telefon, wiadomości, mówienia komukolwiek o mnie, czy przychodzenia ze znajomymi. Spotykamy się jedynie w cztery oczy. Po sprawie, nigdy już do mnie nie przychodzisz, zapominasz o mnie i gdyby ktoś cię pytał, nie masz pojęcia, kim jestem. Pukasz pięć razy, żebym wiedział, że to ty, z odstępami po 5 sekund...
-Serio? W dzieciństwie musiałeś naoglądać się dużo bajeczek pseudokryminalnych- parsknęła.
-Zamknij się blondi. Oboje wiemy w jakie bagno się wpakowałaś, ja ci mogę pomoc z niego wyjść, ale masz robić to co mówię. Jestem bezbłędny blondyneczko. Nigdy jeszcze nikt mnie nie złapał i nie zamierzam, by przez twoja upartość to się stało, zrozumiałaś?- warknął wstając.
Betty z trudem przełknęła ślinę, widząc, jak brunet się do niej przybliża. Nerwowo pokiwała głową.
-Zrozumiałam- szepnęła patrząc w podłogę.
Chłopak uśmiechnął się.
-Nigdy bym nie sądził, że będziemy mieli okazje rozmawiać. A szczególnie, że przyjdziesz do mnie z tak kusząca ofertą. Sam chce się zemścić na tej samej osobie Betts. A to
z pewnością go mocno zaboli. Niech zobaczy jak to jest i poczuje mój ból.
Betty spojrzała w górę na mężczyznę przerażona. Oni się znali? I co mu zrobił w przeszłości? Czuła jak do jej oczy napływają łzy, ale musiała je powstrzymać. Musiała udawać silną. Wcale nie chciała tego robić. Nigdy nie sadziła, że do tego dojdzie. Jednak było to jedyne wyjście. Było już za późno.
A przynajmniej tak sobie mówiła. Nie mogła zrobić niczego innego.
-Ale zapewne jak wiesz czarna robota sporo kosztuje słońce.
Po policzku blondynki spłynęła pojedyncza łza. Nie chciała tego, tak bardzo nie chciała. Poczuła dreszcze w momencie, w którym zimne ręce dotknęły jej szyi i przerzucały jej blond włosy. Od teraz nienawidziła swoich włosów i skóry. Gdy jej mokre od łez oczy spotkały się z jego oczami wiedziała, co ma zrobić. Drżącymi rękami odsunęła rozporek i zdjęła spodnie. Teraz było już zdecydowanie za późno. Ale ona przecież musiała. To było konieczne
i nieuniknione. Ktoś musiał posprzątać jej bałagan, nieważne za jaką cenę. Nieważne, że po jej policzkach spływała masa łez i zaczynała coraz bardziej siebie nienawidzić. Niczym bohater dramatu znalazła się w konflikcie tragicznym. Musiał wybrać tylko mniejsze zło. A to był słuszny wybór, a przynajmniej tak się jej wydawało.
-Nie becz blondi- usłyszała przy swoim uchu.
Dalej powstrzymywała się od krzyku. Wtedy stawała się obojętna, nie czuła już nic. Co prawda dalej po jej policzkach spływała słona ciecz, jednak nie kontrolowała już tego. Stała się całkowicie bez wyrazu.
Najgorszy był jednak fakt, że nie mogła nikomu o tym powiedzieć i musiała udawać, że wszytko jest okej.