Rozdział 2.2

304 25 7
                                    

8 lipca

Jughead miał wiele do przemyślenia. Jego życie z pewnością nigdy nie należało do najprostszych, ale cóż, ostatnio dodatkowo mocno się w nim pogubił. Jego najlepsza przyjaciółka zniknęła z niewiadomych przyczyn, ktoś chciał najprawdopodniej zabić jego albo Archiego, a dodatkowo wczoraj uprawiał seks z rudzielcem. Spał ze swoim do niedawna 100% heteroseksualnym przyjacielem. Czy to oznaczało, że Archiemu szczerze na nim zależało? Czy może był jego tymczasową odskocznią? Jednorazowym homoseksualnym partnerem? Może Arch chciał spróbować, jak to jest kochać się z kimś, kto ma fiuta? Nienawidził siebie za te myśli, za to w jak okropny sposób był w stanie myśleć o swoim przyjacielu, ale jednocześnie nie był w stanie powstrzymać tworzonych w jego głowie strasznych scenariuszy. Taki już był. Jego nadwrażliwość powodowała, że w głowie pojawiały się liczne, często nieuzasadnione myśli, zazwyczaj o pesymistycznym charakterze. Poza tym, czy nie zachował się jak cham uprawiając seks, zaraz po tym jak jego najlepsza przyjaciółka zaginęła? Czy teraz nie powinien był skupić się jedynie na odnalezieniu dziewczyny? Czy to nie był priorytet, zamiast dawania dupy?
Przepełniony wyrzutami sumienia i z obolałym tyłkiem zszedł do kuchni, by przygotować sobie śniadanie. Cieszył się, że jego „rodziców" nie było w domu i nie musiał im się tłumaczyć z wczorajszej wizyty Archiego. Wolał uniknąć zbędnych pytań. Niestety, w domu wciąż pozostał Tony.
-O kurwa.
Jughead mimowolnie podskoczył, gdy usłyszał za swoimi plecami głos przyrodniego brata. Odwrócił się i od razu zmierzył się z jego wrogim spojrzeniem, które ewidentnie badało jego szyje. O co mu znowu chodziło?
-Nasza niedorajda ma malinkę od swojego chłopaka-zaśmiał się Tony, wyciągając dłoń, by zapewne dotknąć malinki.
Jughead jednak szybko się odsunął, dzięki czemu uniknął kontaktu z dłonią Tonego. Widział jednak, że ten nie chciał pozwolić mu pozostać w spokoju. Zaczął się do niego przybliżać, a przerażony ciemnowłosy odsuwać, w wyniku czego uderzył plecami o ścianę. Świetnie, czyli już nie ucieknie. Tony podszedł do niego tak blisko, ze niemal się stykali.
-Ty tak na serio wierzysz, że mu się podobasz? Zobaczysz, że tylko się wygłupia i złamie twoje serce. Andrews nie jest gejem na pewno, a szczególnie nie wybrałby czegoś takiego, jak ty. Szanujmy się- zaśmiał się patrząc prosto w oczy ciemnowłosego.
Już miał odejść i zostawić go w spokoju lecz Jughead popełnił katastrofalny błąd. Wypowiedział słowa, których od razu pożałował.
-Spierdalaj- powiedział.
Przez chwile nie był pewien, czy te słowa
w ogóle opuściły jego usta. Miał wrażenie, że powiedział to tak cicho, że praktycznie było to nierealne, aby Tony to usłyszał bądź otworzył jedynie usta, a tak naprawdę nic nie wymówił. Okazało się jednak, że zrobił to, bo już po chwili poczuł pięść brata na swojej twarzy. Zszokowany złapał się za obolały policzek i nos, z którego zaczęła kapać krew. Podniósł wzrok na brata stojącego naprzeciwko, który także patrzył na niego z niemałym szokiem. Nigdy nie lubił Jonesa, ale nie spodziewał się, że byłby w stanie zadać mu tak mocny cios. Spanikowany popatrzył jeszcze przez chwilę na swoją pięść, na której zauważył kilka kropelek krwi przyrodniego brata, po czym odwrócił się i bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Jughead mimowolnie lekko podskoczył na dźwięk trzaśnięcia drzwiami. Świadczyło to o słabości Toniego i jak ten zwyczajnie uciekł od prawdy i odpowiedzialności.

-Gdzie ten twój chłopak?- mruknęła znudzona Cheryl, bawiąc się swoim shakem.-Czekamy już na niego pół godziny.
Archie przewrócił oczami i wymienił porozumiewawcze  spojrzenie z Veronicą, która uśmiechnęła się. Żadnemu z nich obecność Cheryl nie była na rękę, ale jeśli mieli rozwiązać zagadkę zniknięcia ich przyjaciółki rudowłosa mogła znacząco się przydać.
Nagle usłyszeli cichy dźwięk dzwoneczka do drzwi, na które w efekcie wszyscy skierowali spojrzenia. Zdezorientowany Jughead lekko uśmiechnął się do przyjaciół i podszedł do ich stolika. Zajął wolne miejsce obok Cheryl, na przeciwko Archiego. Widział, jak Archie z niepokojem bada jego twarz.
-O Boże Jones, kto cię tak zbił na kwaśne jabłko?
Zmarszczył brwi na komentarz Cheryl. Spodziewał się, że rudowłosa palnie coś, ale także był przekonany, że będzie to przepełnione drwiną, której nie spostrzegł jednak w jej tonie głosu. Co prawda troski tam także nie było, ale na to nie liczył. Szczególnie od Cheryl. Jednak brak drwiącego charakteru wypowiedzi dziewczyny był już dużym osiągnięciem.
-Czy możemy skupić się na zniknięciu Betty? Po to się spotkaliśmy, czyż nie?- westchnął.
Archie rzucił mu spojrzenie, które mówiło „jeszcze wrócimy do tego tematu", co dodatkowo zdenerwowało Jugheada. Nie wiedział czemu, ale czuł złość w stosunku do Archiego i nie miał ochoty z nim rozmawiać. Teraz, ani nigdy.
-Betty jest straszliwie mądra. Dlatego bardzo ciężko będzie domyśleć się nam, gdzie pojechała. Jedyne miejsce, którego byliśmy w stanie się domyśleć okazało się błędne. Jesteśmy w cholernie słabej sytuacji- rozpoczęła temat Veronica.
Miała rację i Jug to wiedział, choć bał się sobie to uświadomić. Jeśli Betty nie było w ich miejscu, już nic nie mogło mu przyjść do głowy. Ale on musiał ją odnaleźć. Nie mógł jej zostawić. Coś musiało się stać, a on musiał dowiedzieć się co. W końcu Betty była jego najlepszą przyjaciółką, największym wsparciem. Żałował tylko, że on nie był dla niej wsparciem, gdy ona tego potrzebowała. Przejmował się jedynie sobą, swoimi problemami, całkowicie zapominając o przyjaciółce.
-Skoro nie pojechaliby do miejsca, którego mogliśmy się spodziewać to musiała pojechać gdzieś, gdzie byśmy się nie spodziewali- powiedział Archie patrząc na swoich przyjaciół.
Veronica pokiwała głową, wiedząc, że chłopak ma rację. Musiało tak być, tylko co to było za miejsce?
-Ale nam pomogłeś, przecież to oczywiste. Skoro jesteś takim geniuszem to podaj konkretne miejsce. Jest milion miast o których Betty nie wspominała nigdy, może być nawet w innym państwie! To nie jest kurwa żadna wskazówka- warknął Jughead patrząc wyzywająco prosto w oczy Archiego.
Wszyscy zaskoczeni spojrzeli na Jugheada, który sam był zdziwiony swoim zachowaniem. Nie wiedział dlaczego tak naskoczył na Archiego, przecież tez starał się pomoc. Czuł jednak olbrzymi gniew, nad którym nie mógł zapanować i postanowił wylać go na Archiego.
Znał Archiego i wiedział, że podejmie mu rzucone przez niego wyzwanie.
-Co z tobą do cholery?! To ty byłeś jej najbliższy. Byłeś z nią w związku przez długi czas! Była w tobie zakochana, więc jeśli ktoś spośród nas powinien się domyślić, gdzie znajduje się Bets to ty jesteś tą osobą- odpowiedział gniewnie do swojego chłopaka.
-Wiesz co? Masz rację. Byłem zbyt zajęty uganianiem się za tobą. Byłem takim idiotą, że latałem za moim przyjacielem, który jeszcze robił ze mnie pośmiewisko, zamiast zauważyć, że z Betty dzieje się coś złego.
Veronica lekko otworzyła usta przypatrując się wkurzonym chłopakom. Musiała jakoś zareagować, widząc przeżywający Jugheada i Archiego gniew. Wiedziała, że zdecydowanie padło już o kilka słów za dużo i nie mogła dopuścić, aby ich brutalna wymiana zdań była kontynuowana.
-Słuchajcie, Betty...
-O co ci chodzi? Skoro latanie za mną było marnotrawstwem czasu to nie martw się, jesteś zwolniony już z tego obowiązku.
Veronica nie miała możliwości dokończenia swojej wypowiedzi przez nagły zryw Archiego. Spojrzała na chłopaka, któremu widać, że zaczęły zbierać się łzy w oczach. Zdenerwowany rudzielec spojrzał jeszcze raz na Jugheada i widząc, że ten nie zamierza nic powiedzieć, wstał i wyszedł z kawiarni. Veronica od razu z chwilą zamknięcia się drzwi spojrzała na Jugheada zimnym wzrokiem.
-Co to było? Co ty mu nagadałeś?- westchnęła, mrużąc oczy.
Jughead przewrócił oczami i wstał od stołu.
-Jedynie prawdę.
Po tych słowach poszedł w ślady swojego chłopaka i wyszedł z budynku. I może, gdyby je był wtedy przepełniony gniewem, zauważyłby, ze przez niego nie udało nic się im ustalić w sprawie Betty.

Archie wkurzony spacerował ulicami Riverdale. Zaczęło się robić już ciemno, a z nieba kropił deszcz. Powinien był wracać do domu, ale nie był w stanie. Zdenerwowany sięgnął do kieszeni swojej jeansowej kurtki i wyjął z niej paczkę papierosów. Długo już nie palił, ale teraz musiał to zrobić. A wszystko przez Jugheada. Jego głowę zaprzątało wiele myśli, a wszystkie dotyczyły szatyna. Czy Jughead naprawdę miał na myśli to co powiedział? Wiedział, że był źródłem wielu przykrości nastolatka, ale starał się zmienić i nie chciał, aby Jughead uważał, że jego zabieganie o Archiego było bezcelowe. Chciał wierzyć, że uważa, że jest warty jego miłości. Ale najwidoczniej tak nie było. Cicho westchnął i spojrzawszy na niebo, wyjął z kieszeni spodni telefon. Potrzebował teraz z kimś porozmawiać, a tylko jedna osoba była odpowiednia do tego typu rozmów. Wybrał odpowiedni numer i wypalając papierosa oczekiwał na odzew z drugiej strony.
-Hej Kev, mam problem...tak, chodzi o Jugheada, mogę na chwilę do ciebie wpaść?
Gdy usłyszał twierdzącą odpowiedź, zadowolony chciał już ruszać w stronę domu kolegi, jednak nie było mu to dane. Równo z rozłączeniem się, poczuł uderzenie z tylu głowy i po chwili zaczął tracić przytomność. Upadając na ziemie, udało mu się jedynie zobaczyć czarne addidasy i tego samego koloru spodnie. Potem była już jedynie ciemność.

Jughead zdenerwowany wszedł do domu, trzaskając drzwiami. Przez całą drogę do domu dodatkowo ignorował nieustannie dzwoniący telefon. Nie miał ochoty z nikim gadać. Nie teraz.
-Jughead?- usłyszał niepewny głos Angeli.
Niechętnie spojrzał w stronę dochodzącego dźwięku i ujrzał swoją macochę stojąca w salonie z Alice Cooper. Zastygł i spojrzał na załzawione oczy matki Betty, a cała złość natychmiastowo z niego wyparowała. Przerażony podszedł do Alice, która niemal, że się na niego rzuciła i objęła go.
-Tak mi przykro Pani Cooper-szepnął, przytrzymując kobietę w swoich ramionach.
Alice szybko jednak oderwała się od chłopaka i poprawiając opadające na jej czoło włosy posłała mu smutny uśmiech. A wtedy coś uderzyło w Jugheada. Betty była jak Alice. Starała się zawsze udawać silną, sprawiać wrażenie, jakby nic złego nie działo się w jej życiu.
-Odnajdziemy ją- dodał, chcąc w ten sposób dodać i jej i sobie otuchy.
Jednak jego niepewny ton głosu zdradził wszystko. Jako świetny obserwator zauważył, że z chwilą, gdy wypowiedział te słowa, obie kobiet spojrzały na siebie, wysyłając sobie jakby jakiś sygnał. A Jughead od razu wiedział, że nie będzie to nic dobrego.
-Odnaleźliśmy ją Jughead.
Ciemnowłosy zaskoczony zerknął na Panią Cooper i choć bardzo chciał się cieszyć, od razu zrozumiał, że nie ma z czego. A przecież jego marzenie się spełniło- odnaleziono Betty.

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz