Zanim ktoś to przeczyta, informuję, że ten rozdział to taki trochę „cringe" i Archie jest w nim niezwykle uczuciowy.
7 lipca
Gdy jakąś osobę znamy od lat i towarzyszy mam na niemal każdym kroku, trudno uwierzyć, że kiedyś mogłaby odejść. Przestać być częścią naszego życia. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do jej obecności i zarazem od niej uzależnieni, że automatycznie mamy wrażenie, że nigdy jej nie stracimy. Jednak życie nie jest takie dobroduszne. Nie możemy kogoś „posiadać" na zawsze. Prędzej, czy później musimy go stracić lub on musi stracić nas. Różne bywają okoliczności straty. Poważna kłótnia, zdrada, śmierć... Jednak najgorszym rodzajem straty jest strata, gdy nie znamy powodów. Gdy bliska nam osoba odchodzi z dnia na dzień nie mówiąc nic. Gdy nagle osoba, którą znamy od przysłowiowego wózeczka, znika. Tak, tak po prostu znika, jak gdyby nigdy nie istniała, nigdy jej tu nie było. My zaczynamy odchodzić od zmysłów, czemu jej nie ma. Co zrobiliśmy? Czy wróci? Może coś się stało? Czy to moja wina? Zasypujesz ją smsami, telefonami i nic, i cisza.
Taką stratę właśnie przeżywał Jughead, choć chciał wierzyć, że to nie jest strata. Że niedługo Betty wróci i wyżali się Jugheadowi, zamiast uciekać. Co chwilę wybierał numer Betty i próbował się do niej dodzwonić, co kończyło się , jak zwykle niepowodzeniem. Co chwilę zerkał w stronę leżącego obok niego Archiego, by upewnić się czy ten się nie obudził. Tak, spędzał u niego noc i nie chciał go niepokoić. Już i tak było mu głupio, że poprosił go, aby mógł u niego spać i to jeszcze razem z nim w łóżku. W końcu jest już prawie dorosły i powinien umieć o siebie zadbać, bez niczyjej pomocy. Nie wiedział jednak, że Archie także nie śpi. Nie był w stanie zasnąć. Udając, że śpi, przysłuchiwał się licznym dźwiękom poczty głosowej i cichemu płaczu szatyna. Sam przez to płakał. Tak bardzo bolał go ból chłopaka, współuczestniczył w nim. Oczywiście, także dotknęło go zniknięcie Betty i nawet niech nikt nie pomyśli, że tak nie było. Ale ciche łkanie jego miłości jeszcze bardziej go bolało. I wiedział, że musi jakoś odnaleźć blondynkę nie tyle dla siebie, co dla swojego szatynka. By wywołać na jego twarzy uśmiech, aby zabrać ten okrutny ból.
Koło 4 nareszcie Jugheadowi nareszcie udało się usnąć, co trochę uspokoiło Archiego. Jednak on nie był w stanie już usunąć. Dopóki nie wybiła 8 chłopak bezczynnie leżał na łóżku, gapiąc się w sufit. Co jakiś czas jedynie przewracał się, poszukując wygodniejszej pozycji. Robił to na tyle cicho, by nie obudzić Juga. Widząc na zegarku cyferek w kształcie dwóch brzuszków, natychmiast wstał i skierował się w stronę kuchni. I tak by już nie zasnął, więc zamiast nic nie robić, mógł sprawić radość swojemu chłopakowi. Aj, chwila, jednak nie chłopakowi! „Trzeba to zmienić" pomyślał rudowłosy. Wiedział bowiem, że Jug nie spyta się pierwszy, bo jest zwyczajnie na to za bardzo nieśmiały. Rozejrzał się po pomieszczeniu, drapiąc się nerwowo po głowie. Chciał zrobić mu śniadanie, tak jak w tych wszystkich komediach romantycznych, ale był jeden problem. Nie wiedział kompletnie jak się do tego zabrać, był beznadziejny w gotowaniu. Gdy był z Veronicą, która czytała multum romansów, udało mu się zaobserwować, że praktycznie zawsze w tych książkach partnerzy na śniadania przygotowywali sobie naleśniki z nutellą. Ale on i tego nie potrafił zrobić! Dlatego w końcu zrezygnowany zdecydował się na tosty. To przecież powinno udać mu się wykonać, czyż nie? Otóż nic bardziej mylnego. Jak się okazało nawet durnych tostów nie potrafił zrobić, gdyż gdy je wyjął były całe czarne.
-Kurwa, jesteś takim debilem! Takim durnym nieudacznikiem! Jaką trzeba być amebą, żeby nie poradzić sobie z tostami? No tak, przecież tak wszytko zepsuć umie tylko Archie!- zaczął nerwowo do siebie gadać, katem oka spoglądając na spalone tosty. Zakrył twarz dłońmi, mając wrazenie, że zaraz wybuchnie.
Gdy odsłonił je, jeszcze raz spojrzał na położone na talerzu tosty i z całej siły popchnął talerz, który spadł na podłogę i rozbił się, wydając przy tym okropny hałas.
„Już totalnie spierdoliłeś"
-Kurwa, kurwa, kurwa!- krzyknął, uderzając pięścią w blat.
-Arch?
Słysząc głos Jugheada, czerwony już z zawstydzenia Archie odwrocil się w stronę chłopaka. Widział po jego minie, że musiał przyjść tutaj już nieco wcześniej, gdyż na jego twarzy widniało duże rozbawienie. Lecz jego wzrok zatrzymał się nieco niżej. Jak się okazało Jughead musiał przed chwilą brać prysznic, gdyż wstał przed nim jedynie w owiniętym wokół bioder ręczniku, a z jego włosów kapała woda. Nigdy nie rozumiał, dlaczego w szkole chłopaki z jego drużyny gnębili Jugheada z powodu figury. Przecież była idealna. Okej, nie miał takich mięśni jak oni i był znacząco chudszy. Ale czy to już powód, by uważać, że jest gorszy? Jak dla Archiego figura Juga była znacząco lepsza niż Reggiego. Po prostu wolał swojego chudzielca.
-Długo tutaj stoisz?- spytał zestresowany.
Czuł się głupio z myślą, że Jughead mógł widzieć go w takim stanie. Nie chciał, by chłopak był świadkiem jego nerwów.
-Nie, dopiero, co przyszedłem, ale widzę, że coś się stało, bo jesteś podenerwowany- odpowiedział.
Skłamał. Już dłuższy czas obserwował poczynania Archiego, ale nie chciał go tym stresować. Wiedział doskonale, jak bardzo rudzielec się wówczas krępuje, gdy ujrzy się w niekorzystnych dla niego sytuacjach.
Archie spojrzał na chłopaka i pomimo, że myślał, że ulży mu, gdy okaże się, że chłopak nie widział całej żenujacej sytuacji, mylił się. Wcale mu nie ulżyło.
-Bo chciałem ci zrobić śniadanie, ale nic mi kurwa nie wychodzi i tosty się spaliły i teraz jeszcze zrzuciłem ty talerz, a ty zdarzyła się już obudzić i tu przyjść i aaa...
Jughead uśmiechnął się na wypowiedź chłopaka. „Słodkie" pomyślał. Zerknął na niego i widząc jego zaczerwienione twarz i zaszklone oczy, szybko do niego podszedł. Nie przejmując się, że ma na sobie jedynie ręcznik, objął chłopaka od tyłu i złożył delikatny pocałunek na jego policzku.
-Nie wiedziałem, że z ciebie jest taki słodziak- zaśmiał się, powodując, że Archie spalił jeszcze większego buraka.- Oh, no nie krępuj się! Przecież nic takiego się nie stało! Jesteś prze kochany, ale pozwól, że to ja zrobię nam śniadanie.
Archie jedynie pokiwał głową i chciał się już schylić, aby zacząć zbierać szkło z podłogi, ale w tym momencie zauważył, jak błękitny materiał opada na jego stopy. Niepewnie podniósł głowę do góry, a jego oczom okazał się Jughead w pełnej okazałości, przez co mimowolnie zaczął uważnie badać każdy element jego ciała. Role się odwróciły i w tym momencie to Jughead poczuł, jak fala zażenowania ukazuje się na jego twarzy w postaci rumieńców. Czuł na sobie wzrok partnera i miał ochotę zapaść się pod ziemię. Upokorzył się przed osobą, którą darzył tak ogromnym uczuciem. Gdy Archie podniósł wzrok na jego twarz, od razu schylił się po ręcznik i zawinął go ponownie wokół pasa. Robił wszystko, byleby nie napotkać spojrzenia rudego.
-Prze...
-Ale ty jesteś piękny- wyszeptał chłopak, a Jughead podniósł głowę,
Zaczął przyglądać się oczom chłopaka, poszukując w nich ślad kpiny i ironii. Niczego jednak nie znalazł, a wręcz mógł powiedzieć, że rudzielec powiedział to szczerze. Jednak nie był w stanie w to uwierzyć, kto normalny nazwałby go „pięknym"? Przecież jego wygląd całkowicie odbiegał od obecnego ideału piękna.
-Czy możesz pozwolić na to, abyś ty dzisiaj był moim śniadaniem?
Gdyby nie przerażenie, które przejęło kontrole nad chłopakiem, z pewnością uznałby jego tekst za straszliwie żenujący.
-C-co?- spytał cały podenerwowany.
-Nie masz ochoty się dzisiaj pieprzyć?
Jughead otworzył szeroko usta, nie mając pojęcia co ma odpowiedzieć.
-Archie..-mruknął cicho niepewnie przyglądając się chłopakowi.
Pomimo, że teoretycznie już uprawiał seks z chłopakiem, nie czuł się na siłach aby zrobić to obecnie. W końcu wtedy był całkowicie pijany i nic do niego nie docierało. A teraz, na trzeźwo, wróciły do niego wszelkie wątpliwości. Sprawiały one, że czuł się coraz bardziej niepewnie.
-Co młody?- spytał uśmiechając się zalotnie i przesuwając się bliżej do chłopaka, tak, że niemal stykali się nosami.
Wówczas Jughead wpadł na pomysł, który postanowił natychmiast zrealizować.
-Mam zasadę...- zaczął, przyglądając się oczom rudowłosego.
-Jaką zasadę?- spytał, zjeżdżając ręką w stronę męskiego przyrodzenia Jugheada.
-Uprawiam seks jedynie z kims, z kim jestem w związku. A my nigdy nie zostaliśmy oficjalnie parą.
Archie lekko odsunął się od chłopaka, a Jughead w jego oczach zauważył iskrę złości, przez co od razu zaczął żałować swojego planu. Obawiał się, że zamiast pozytywnego skutku, skończy się stratą chłopaka. Widząc, że Archie nie spieszy się z odpowiedzią, poczuł jak w jego oczach zbierają się łzy i marzył wówczas, aby móc zapaść się pod ziemią.
-Myślałem, że odpowiedz jest oczywista- w końcu odpowiedział Archie.
Archie widząc, że do chłopaka nie dociera, co ma na myśli, oddalił się w stronę salonu. Zdezorientowany Jughead odprowadził go wzrokiem i nerwowo spojrzał na swoje buty. Czyli są czy nie? Po chwili chłopak wrócił z kwiatami w dłoni, które wcześniej wyjął z wazonu (ale liczą się intencje, czyż nie?). Złapał delikatnie rękę szatyna i uklęknął przed nim.
-Jugheadzie Jonsie, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz najwspanialszym chłopakiem najgłupszego Archibalda Andrewsa?
Ciemnowłosy radośnie zachichotał i dał znak Archiemu, aby wstał.
-Oczywiście, że tak to zaszczyt- powiedział uśmiechając się szeroko, po czym złożył pocałunek na jego ustach.
Mimowolnie jednak zastanawiał się, czy gdyby nie zadałby mu tego pytania, kiedykolwiek zostałby jego chłopakiem. Czy Archie szczerze tego pragnął? Nie znał odpowiedzi, ale starał się cieszyć chwilą.
Cieszyć się swoim chłopakiem, bo nigdy niewiadomo ile wspólnego czasu im zostało. A może on być zaskakująco krótki.
-Skoro już jestes moim chłopakiem to możemy się kochać?
-Okej.
-Okej?
-Możemy.