Rozdział 1.0

689 69 22
                                    

                                24 czerwca

Archie nie rozumiał. Jego własne zachowanie było dla niego niewytłumaczalne. Dlaczego nie porozmawiał z Jugheadem o jego liście? Czemu nie potrafił zwyczajnie porozmawiać z swoim najlepszym przyjacielem, gdy była taka potrzeba? I co czuł, gdy całował Jugheada? Bo definitywnie COŚ poczuł, tylko nie wiedział co. COŚ, czego nie odczuwał podczas całowania się z Veronica.
Ale przecież on kochał Veronice i przecież nie był gejem!
Przerażał go fakt, że czuł potrzebę pocałowania Jugheada jeszcze raz.

Jughead natomiast cały czas także nie mógł przestać myśleć o tym, co pomiędzy nimi zaszło. W głębi serca liczył, że teraz będzie inaczej i że Archie się za nim wstawi, ale mimo wszystko bał się, że to nic nie zmieni.

Archie miał taki mętlik w głowie odnośnie Jugheada, że postanowił wszystko, albo przynajmniej część sobie poukładać. Poza tym potrzebował się z nim po prostu spotkać i porozmawiać, a wiedział, że w szkole im się to nie uda. Dlatego pospiesznie wyjął telefon i zaczął szukać w smsach rozmowy z Juggiem.

Jughead miał już pakować plecak, gdy poczuł wibracje w kieszeni i wyjął telefon, spodziewając się wiadomości od Betty, gdzie się spotkają, by razem pójść do szkoły.
Od: Rudy złamas
"Idziemy na wagary! I nie ma żadnego sprzeciwu! Za 10 minut nad zabójcza rzeką. Chciałem iść do Pop's, ale stwierdziłem, że na wagary to tak średnio. Streszczaj się lepiej Jughead!"
Ciemnowłosy widząc wiadomość mimowolnie delikatnie się uśmiechnął. Nie przepadał                  za chodzeniem na wagary, ale z jego obecna sytuacja z chęcią z niej ucieknie choć na jeden dzień.              A towarzystwo Archiego jeszcze bardziej go zachęcało. Dlatego już kilka minut później kierował się w stronę rzeki Sweetwater. Gdy ujrzał rudzielca siedzącego nad brzegiem jeziora, szybko do niego podbiegł.
-Dawno nikogo tutaj nie było- odezwał się Jughead, przypominając sobie feralne wydarzenia rodziny Blossom.
Archie słysząc głos Jugheada odwrócił się do niego przodem i uśmiechnął się widząc przyjaciela.
-Jestesmy pierwsi-odparł Archie.
Wstał , przysunął do siebie ciemnowłosego i złożył na jego ustach długi i czuły pocałunek. Jugheada lekko to zaskoczyło, ale  nie zamierzał protestować. Gdy się od siebie odsunęli, Archie z powrotem usiadł, a Jughead naśladując jego poczynania, zasiadł obok niego.
-Musze być naprawdę przekonujący, skoro przeze mnie święty Jones wybrał się na wagary.
Jughead uśmiechnął się pod nosem     i zaczął przypatrywać się tafli jeziora.
W jego głowie pojawił się obraz, który inni uznali by zapewne za niepokojący. Mianowicie, wyobraził sobie jak jego bezwładne ciało pływa po wodzie i musiał przyznać, że wyobrażenie te przypadło mu do gustu.
-Nie było problemu z Angelą?
Jughead natychmiastowo wrócił do świata żywych słysząc pytanie Archiego i skierował wzrok w jego stronę.
-Nie zwróciła nawet uwagi jak wychodziłem, pewnie myśli, że jestem w szkole-odparł Jughead wzruszając ramionami.
Archie jedynie pokiwał głową, po czym sięgnął ręką po mały plecak leżący obok niego i wyjął z niego dwie puszki piwa. Ciemnowłosy spojrzał na niego lekko zaskoczony, a widząc wzrok Jugga, Archie jedynie się uśmiechnął i pomachał przed nim jedną puszką z pytającą miną "chcesz?". Jughead niepewnie spojrzał na alkohol, ale stwierdził, że jak wypije jedną puszkę, to nic się nie stanie. Dlatego jedynie się uśmiechnął do chłopaka i sięgnął reka po niezbędnego towarzysza każdej imprezy.

Czas upływał, a wokół nich znajdowało się coraz więcej pustych puszek. Z każdym łykiem alkoholu stawali się coraz weselsi i problemy   o których dotychczas non stop myśleli, zniknęły. Nawet Jughead śmiał się w niebogłosy i czuł się szczęśliwy jak nigdy dotąd.
- Kiedyś wyjedziemy z tego zasranego miasta i weźmiemy ślub! O tak!- zakomunikował Archie, patrząc rozmarzonym wzrokiem przed siebie.
-A Veronica?- spytał Jughead, nie wiedząc czemu, czując jak zbierają mu się łzy w oczach.
Archie przez chwilę patrzył przed siebie, jakby próbując poukładać swoje pijańskie myśli.
-Zerwę z nią. Wolę być z tobą.
Jughead mimowolnie uśmiechnął się słysząc słowa przyjaciela, które naprawdę zrobiły mu ogromną nadzieję.
Może gdyby nie alkohol, wówczas płynący w jego żyłach, nie zrobiłby sobie głupiej nadzieji. Może potem by mniej cierpiał. Może nie zaufałby pustym słowom Archibalda.
-Poza tym... Zdecydowanie lepiej całujesz od niej.
Zanim Jughead zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, Archie przybliżył się do niego i zaczął namiętnie go całować, a Jughead nie protestował. W końcu skończyli w takiej pozycji, że Jug leżał na ziemi, a na nim rudzielec, który rękami jeździł pod koszulka towarzysza. Przez cały czas nie ustępowali i całowali się, co jakiś czas przestając i odsuwając się od siebie, by móc złapać oddech. Ich rozpalone ciała znajdowały się niesamowicie blisko siebie. Każdy z nich pragnął jeszcze więcej.
W pewnym momencie usłyszeli głośny huk, a Archie natychmiast zszedł z Jugheada i uważnie rozejrzał się dookoła. Jego serce zaczęło niewyobrażalnie szybki bić, gdy zauważył jak w krzakach coś drgnęło.
-Kurwa Arch, co to było?!
Archie spojrzał na przyjaciela wzrokiem, który wręcz krzyczał, by się uciszył.
-Zostań tu- wyszeptał jedynie do równie przestraszonego ciemnowłosego i skierował się w stronę koszmarnego krzaka.
Powoli, z lekko drżącymi rękoma, przybliżał się do rośliny, modląc się, by nie było tam żadnego mordercy, który zaraz na niego wyskoczy              i pozbawi go zycia. Okropne wyobrażenia o jego możliwym końcu płatały mu figle, a on nie był w stanie nic zrobić, by to powstrzymać. Gdy udało mu się zajrzeć do krzaków, zszokowany zobaczył, że nikogo,bani niczego tam nie ma. Ale przecież nie ubzdurala sobie wydarzeń sprzed ostatniej chwili. Odwrócił się przodem do Juga i już do niego zaczął iść, gdy za chłopakiem zauważył ciemna, oddalona postać, która ucieka ile sił w nogach.
-Kurwa- przeklnał pod nosem na myśl, że niebezpieczny osobnik właśnie uciekł im sprzed nosa.
Kto wie jakie były jego zamiary? I kto wie w kogo chciał strzelić? Czy ktoś mógł na nich polować?
-Myslisz, że...ktoś chciał nas właśnie z-zabić..?
Archie spojrzał na przerażonego zajściem Jugheada i lekko się do niego uśmiechnął.
-Nie, coś ty. To był tylko jakiś głupi żartowniś.
Sam rudowłosy nie wierzył w własne słowa, ale chciał chociaż pocieszyć Juga. Nie chciał by on także się tym zamartwiał, w końcu miał już wystarczająco zmartwień. Nie wiedział tylko, czy spodziewać się powrotu tajemniczej postaci. W razie czego musial być na niego przygotowany.
-Wracajmy- stwierdził, a ciemnowłosy od razu przystał na jego propozycje, chcąc uciec jak najszybciej do domu.

Gdyby tylko wiedzieli co czeka ich następnego dnia i kim był ich "napastnik"...

Z lekkim opóźnieniem, ale jest! Mam nadzieję, że ten rozdział przypadnie wam do gustu, a także następne wydarzenia z nim wiążące się...
Miłego wieczoru/dnia i do następnego!

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz