Rozdział 0.1

1.3K 118 21
                                    

                               15 czerwca

-To tylko oceny. Jedynie oceny.
Jughead przelotnie zerknął na siedzącą obok niego Betty, która wpatrywała się w wielką literę 'F' na kartce z testem z chemii. Przetarła oczy i sztucznie się uśmiechając, wróciła do rozmowy z przyjaciółmi.
-Ja i Jug mamy wam coś do powiedzenia- rzuciła uśmiechając się szeroko.
Jughead zmarszczył brwi, wiedząc co się szykuje.
-Oświadczył​ ci się?- zaśmiała się Veronica.
No i się zacznie...
-Nie, zerwalismy- odparla Cooper
i jeszcze raz posłała mu uśmiech.
Nagle poczuł czyjeś lustrujace spojrzenie. Archie.
-Ha! Mówiłam że nasz król mroku to gejuś- usłyszał za swoimi plecami.
Za nim bowiem stała Cheryl. Stolica wredoty. Przewrócił oczami i poczuł jak ktoś go pcha, by ta osoba mogła zająć miejsce przy stole.
-No przesuń się grubasie- przewróciła oczami.
-Chery..
-Zamknij się Archie. Ja bym na twoim miejscu zmieniła towarzystwo.
Jughead poczuł uścisk w klatce piersiowej, co było cholernie samolubne, bo przecież on nie był jedyną osobą siedzącą przy stoliku z Archim. Nie miał prawa więc uważać że konkretnie o nim mówi, przecież nie jest pępkiem świata.
-Chciałam was zaprosić na niedzielną imprezę w moim nowym domu. Adres wyślę wam potem. Do zobaczenia przegrywy!
Rudowłosa posłała im przerażająco szeroki uśmiech i przerzucając włosy na bok, odeszła od stolika.
-Ona serio spaliła ten dom?- zaśmiała się Veronica przeszywając Cheryl wzrokiem.- Z nią serio coś jest nie tak.
Betty i Kevin zaczęli zawzięcie opowiadać o wszystkim brunetce, jednak Jughead nie zwracał na ich słowa uwagi i pogrążając się całkowicie w swoich myślach, odizolował się od świata. Nie był typem imprezowicza, ale skoro i tak niedługo będzie martwy, to co mu szkodzi? I tak nic już bardziej nie zniszczy jego psychiki. Kto wie, może nie pożałuje pójścia na takie wydarzenie? W końcu przyda mu się zobaczyć jeszcze kilka ciekawych akcji przed śmiercią.
Chłopiec tak był pochłonięty tym co dzieje się w jego głowie, że nawet nie zauważył, że jego najlepszy przyjaciel przypatruje mu się właśnie z zmartwieniem wymalowanym na twarzy. Archie cholernie się martwił o niższego chłopaka. Jug nigdy nie był wesołym człowiekiem, ale teraz zdawał się być jakiś jeszcze bardziej przygaszony. Jego oczy były jakby wyblakłe, a pod nimi ciągnęły się długie wały. Ponadto kruczowłosy ostatnio dość sporo zgubił na wadze. To przez zerwanie z Betty? Przez ojca? Rudowłosy patrząc na ewidentnie wykończonego psychicznie młodzieńca odczuł ogromną potrzebę by z nim porozmawiać, jak najszybciej.
-Juggy, chcesz ze mną pójść do Pop's?
Brunet lekko podniósł głowę, słysząc aksamitny głos. Poczuł jak blondynka obok go szturcha i zrozumiał, że za długo przyglądał się chłopakowi.
-Jasne- odparł cicho, blado się uśmiechając.
Rudzielec odpowiedział mu szerokim uśmiechem i oboje wcześniej żegnając się z przyjaciółmi, ruszyli w stronę swojego ulubionego niegdyś lokalu.
-Nie wspominałeś, że zerwaliście z Betty- Archie przerwał panującą ciszę.
Ciemnowłosy głośno westchnął. Czy nikt nie rozumie, że nie ma najmniejszej ochoty o tym rozmawiać? A już szczególnie z Archim. Wiedział, że chłopak zaraz zacznie się go wypytywać czemu to zrobił i co mu wtedy odpowie? Przecież nie powie, że to dlatego, iż poczuł coś niepokojącego go do Archiego, coś co nie pozwala mu być z Betty. Nie chciał by przyjaciel obwiniał się za ich nieudany związek.
-Uznałem to za mało istotne. Ludzie ze sobą zrywają, to normalne. Odkryliśmy z Betty, że to przyjaźń, tylko przyjaźń.
Rudy pokiwał głowa, by pokazać Jugowi, że na serio to rozumie i nie ma nic przeciwko. Poczuł jednak dziwny uścisk w klatce piersiowej, czy Jug mu nie ufał? Betty mu nie ufała? Zawsze myślał, że są zgrana paczką i mówia sobie o wszystkim, jednak najwidoczniej się mylił. Archie chciał już zacząć wypytywać się chłopaka co się dzieje, gdy podszedł do nich doskonale znany im mężczyzna i zaczął wypytywać co takiego pragną zamówić. To co dość zaniepokoiło rudzielca, to zamówienie Jugheada. Ciemnowłosy zamowił sobie tylko kawę, on NIGDY PRZENIGDY nie zamawiał tylko kawy. ZAWSZE ALE TO ZAWSZE zamawiał co najmniej dwa hamburgery. Gdy siwowłosy odszedł, Archie przybliżył się w stronę Jugheada, jakby miał zaraz wyjawić mu jakąś tajemnicę.
-Coś się dzieje Jug, coś bardzo złego- wyszeptał, a ciało Jugheada z niewiadomych przyczyn zadrżało.
-O czym ty mówisz Arch?- zapytał słabo, mrużąc zmęczone oczy.
-Nie wiem Juggy, ale mam zamiar się dowiedzieć, a ty mi w tym pomożesz. Ok?
Ciemnowłosy jedynie pokiwał głową. Pomógłby we wszystkim Archiemu, dosłownie we wszystkim, w końcu był w nim szaleńczo zakochany. Nie chciał przyjąć tego do wiadomości, ale taka była prawda. Poświęcił by swoje i tak mało wartościowe życie, jedynie po to aby wyższy był szczęśliwy. Co było naprawdę niebezpieczne, bo przecież nieodwzajemnione uczucie na to nie zasługiwało, ale cóż poradzić, miłość zrobiła z Jugheada kolejnego niewolnika. Bezlitosna zlapała go w swoje sidła, a on nie był w stanie samodzielnie się z nich uwolnić. Nikt z nas nie jest.
-Nie mam pojęcia co się dzieje Jughead i wiem, że nie będziesz chciał mówić, ale wiedz, że jestem tu i możesz mi wszystko powiedzieć. Wszystko. Widzę, że jest źle u ciebie i cię to wykańcza, ale nie pozwól, aby mrok wygrał, bo jesteś cholernie silny. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. Serio, podziwiam cię. I jeżeli się glodzisz Jughead, to wiedz, że nie jesteś ani trochę gruby.
Jughead spojrzał niepewnie na siedzącego naprzeciw chłopca. Czy mówił prawdę? Serio tak uważał? Czy to jest tylko sen? Gdy do Juga dotarło, że to naprawdę się dzieje posłał szczery uśmiech rudemu. Był już pewny, chciał wszystko mu powiedzieć, wierzył, że przyjaciel go nie odrzuci. Pragnął powiedzieć mu co czuje, teraz był idealny moment.
Po prostu czuł, że albo teraz, albo nigdy.
-Widzisz ja..
Dzwonek oznaczający że ktoś wszedł do środka. To to właśnie nie pizwoliło chłopcu dokończyć swojej wypowiedzi. To właśnie ten durny dzwonek, a właściwie osoba, która weszła przez zardzewiałe drzwi odebrała mu odwagę i pewność siebie, raz na zawsze, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W drzwiach stanęła przepiękna brunetka, a wzrok rudego od razu skupił się na jej osobie, jakby zapomniał, że przyszedł z Jugheadem. Już sam ten fakt sprawił, że już i tak zniszczone serduszko ciemnowłosego nagle boleśnie się skurczyło. Ale najgorsze miało dopiero nastąpić. Zgrabna niewiasta posłała uśmiech dwójce przyjaciół i z gracją podeszła do rudowłosego. Już w samych ich spojrzeniach widać było te uczucie.. Te, które tak Jug nienawidził. Te, które przeznaczone u niego było dla rudego. Ale najwidoczniej nie tylko on je dla niego zarezerwował. Brunetka schyliła się i wspięła się w usta Archiego. Usta, które miał całować jedynie Jug. Tylko on mógł to robić. W oczach młodzieńca mimowolnie zaczęły się zbierać łzy. Ból, który mu obecnie towarzyszył był nie do wytrzymania, jakiś dziwny żar wypalał mu serce.
Zrozumiał. Pojął, że jedynie przeszkadzał. Że jest przylepną i przeszkodą. Że on zwyczajnie na miłość nie zasługuje.
Znienawidził. Siebie. Świata. Veronici Lodge. Archiego. Miłości. Swojej naiwności, że Archie mógł go pokochać.
I zapewniam was, że jedyne o czym wtedy marzył to zniknąć. Zniknąć, by nie musieć patrzeć jak Veronica Lodge zabiera mu cały jego świat. Została mu brutalnie zabrana nadzieja. Co prawda, mógł uciec, ale wyszedłby wtedy na dziwaka. W sumie..nim był. Co mu szkodziło? Musiał uciekać. Kochał, więc musiał biec...

Szkoda, że ani Archie, ani Veronica nie zdawali sobie sprawy, że przez ich zachowanie klamka zapadła. Klamka, która nigdy zapaść nie powinna


Nie wiem, czy opowiadanie te ma sens, bo nikt tego gówna nie czyta..

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz