Rozdział 1.9

452 48 6
                                    

         Mam tak zjebany humor, że mam ochotę wszystkich uśmiercić. Jugheada, Archiego, Veronicę, Betty... Więc cieszcie się, że tego nie zrobiłam. Bo mam mocno dość wszystkiego.
Ps. Rozdział jest niesprawdzony.

     4 lipca
Zapewne ci z nas, którzy skończyli liceum, wiedzą, jak dziwnym uczuciem jest świadomość, że już nigdy nie wrócimy do tej placówki oświaty. A przynajmniej nie wrócimy, jako uczniowie. Wszyscy wielokrotnie w młodości narzekamy na szkołę. Przecież przynosi ona nam wiele stresu, w postaci sprawdzianów i egzaminów. Ale to tam spotykamy wspaniałych ludzi, przeżywamy pierwsze zauroczenia, nawiązujemy przyjaźnie. Jak się okazuje, czasami spotykamy tam przyjaciół na całe życie oraz tę jedyną miłość. Jughead był idealnym przykładem osoby, która wprost nie znosiła liceum. Nigdy nie był popularny, czy lubiany. Był nikim. Mało kto znał jego inię, a jeśli już ktoś go kojarzył, to jako dziwnego miłośnika języka angielskiego. Co prawda, jego rozpoznawalność nieco wzrosła, gdy zaczął umawiać się z Betty Cooper. Wtedy był znany jako „ten dziwny chłopak idealnej i bezbłędnej dziewczyny". A co dopiero pod koniec liceum, gdy jak już wszyscy wiemy zasłynął, jako gej zakochany w najlepszym przyjacielu, którym dodatkowo był Archie Andrews. A tego rodzaju popularności nigdy nie chciał. Dlatego był naprawdę szczęśliwy, gdy skończył edukację. Lecz pojawiło się pytanie: „co dalej?". I właśnie wtedy, gdy
w końcu je sobie zadał, poczuł to, co czuł niemal każdy jego rówieśnik. Niepewność, lęk przed nieznanym i pustkę. Nie było wyjścia, trzeba było wejść w dorosłe życie. Starał się nie myśleć o przyszłości, ale było to niestety nieosiągalne.  Trzeba było pomyśleć o jakimś college'u. I to go przerażało. Przecież tyle relacji się przez to niszczy, a nie chciał by jego relacje z Archim, czy Betty się rozpadły. Ale mógł się tego spodziewać, jeśli każdy z nich wybierze inne miasto.
Oczywiście Jughead zgodził się na wyjazd. Choć dalej miał wątpliwości, chciał udowodnić i sobie, i Archiemu, że jest w stanie ponownie mu zaufać. Dlatego obecnie znajdował się w swoim pokoju i pakował niezbędne rzeczy. Chciał już teraz wszystko spakować, aby później o niczym nie zapomnieć. Szczególnie, że zaraz miał spotkać się z Archiem. Kto wie, może ten nieszczęsny wyjazd przyniesie nowe, ciekawe wydarzenia w ich relacji, na które Jughead tak liczył?
-Wow, już się szykujesz?- usłyszał za sobą doskonale znany mu głos.
Odwrócił się i z uśmiechem na twarzy podszedł do Archiego, by przywitać się z nim pocałunkiem. Uwielbiał takie momenty. Każda wspólna chwila z Archiem była wspaniała.
-Tak, chcę mieć to już z głowy- odpowiedział zgodnie z prawdą.
-Okej młody, ale lepiej się zbieraj, bo zaplanowałem nam świetny dzień- powiedział Archie uśmiechając się od ucha do ucha.
Jughead spojrzał na chłopaka i jedyne co mógł pomyśleć to, że ma ogromne szczęście, że tak przystojny chłopak należy do niego. Ah tak, jeszcze nie należy. Archie dał znać szatanowi, że schodzi po picie lecz zanim skierował się w stronę drzwi, dał Jugheadowi delikatnego klapsa w tyłek. „Ale to było prymitywne" pomyślał, w duchu śmiejąc się z rudzielca. Czasami naprawdę zachowywał się jak typowy, pusty, popularny dzieciak. Gdy skończył pakować część rzeczy, podszedł do szafy, aby się przebrać i móc rozpocząć wspaniały dzień spędzony z Archiem.
-Jug bo... wow.
Jughead nerwowo odwrocil się w stronę drzwi, gdy usłyszał głos rudzielca. Wszedł akurat w momencie, gdy ten zdjął koszulkę, przez co od razu zrobił się czerwony jak burak. Złapał szybko pierwsza lepsza koszulkę, byleby zakryć kawałek swojego ciała. Wstydził się go bardzo, choć wiedział, że to idiotyczne, bo rudzielec wielokrotnie widział go już bez koszulki. Teraz jednak mógł chyba nazwać go swoim prawie chłopakiem i zależało mu na jego opinii, której pewnie i tak nie wypowiedziałby na głos. Gdy zażenowany spojrzał na Archiego dodatkowo psie zestresował, widząc, że chłopak jest jakby...wściekły? Czyżby był zły na niego za to, jak wygląda? Nerwowo na niego patrzył, a Archie wściekłym wzrokiem na niego. Przez dość długą, jak dla Jughead chwilę, jedynie na siebie patrzyli.
-Arch...- zaczął błagalnym głosem, potrzebował, aby ten teraz cokolwiek powiedział.
Przerwał jednak, widząc, jak rudzielec do niego podchodzi i sam nie wiedział czemu, ale nerowow cofnął się do tyłu, przez co uderzył o ścianę. Archie zatrzymał się, spojrzał niższemu prosto w oczy, po czym złapał jego rękę i uniósł do góry.
-Powiesz mi do kurwy, co to jest?- spytał o dziwo dość opanowanym głosem.
Choć Archie starał się zachować spokój, Jughead widział w jego oczach, jak bardzo zły na niego był. Chłopak spojrzał w dół na swoją rekę, gdyż sam nie wiedział, o co chodzi. Westchnął cicho, całkowicie o tym zapomniał.
-Pociąłeś się? Co ty w atencyjną kurwę się bawisz?- warknął, puszczając jego rękę.
Jughead poczuł, jak w jego oczach zbierają się łzy, a policzki zaczynają niesamowicie go piec. Zabolało. Cholernie go to zabolało. Spuścił głowę, czując, jak nie jest w stanie dłużej powstrzymywać słonej cieczy, która tak bardzo chciała się wydostać. Jednak, gdy chciał już ominąć rudego i wyjść z pokoju, ten złapał go za ramię.
-Kurwa, przepraszam cię Jugg. Ja po prostu nie jestem w stanie przeboleć, że zrobiłeś to przeze mnie. Jestem takim chujem i debilem... Ale chyba nie umiem zadbać o osoby, na których najbardziej mi zależy. Dalej się boję, że jeśli zostaniemy parą cię zranię. Bo jestem po prostu dupkiem, który nie jest w stanie opanować emocji i ciągle się w nich gubi- westchnął, patrząc na młodszego od siebie chłopaka.
Jughead nic nie mógł poradzić na to, że gdy tylko uniósł wzrok na oczy Archiego, przebaczał mu. Był tak bardzo od niego uzależniony, że wybaczał mu każdy jego błąd. Ale jak zawsze sobie powtarzał, każdy z nas je popełnia, czyż nie? Dlatego mimo, że tak bardzo zabolały go jego słowa, miał ochotę go przytulić i pocałować. „Całkowicie straciłem rozum" pomyślał.
-Szczerze cię przepraszam, bardzo bardzo przepraszam- powiedział z widoczną skruchą w oczach.
Jughead pokiwał jedynie głową, a Archie położył dłonie na jego policzkach i zaczął zbliżać się do jego twarzy... Jednak tę chwilę przerwał dzwonek do drzwi, który rozniósł się po całym budynku. Archie nic sobie z tego nie robił i chciał już kontynuować pocałunek, ale Jughead delikatnie go od siebie odepchnął.
-Otworzę- rzucił omijając drugiego chłopaka.
Archie cicho westchnął, ale skierował się za szatynem, aby zobaczyć kto śmiał przerwać mu jego działania.
-Veronica?- usłyszał głos Jugheada.
Dlaczego do Jugheada przyszła jego była dziewczyna? Gdy zbiegł już na dół zobaczył ciemnowłosą nerwowo patrzącą na Jugheada. Miała idealnie ułożone włosy i jak zwykle dopracowany makijaż. Widać było jednak, że cała się trzęście i nerwowo oddycha, co świadczyło o tym, że musiało się coś stać.
-Betty zniknęła i zostawiła to- powiedziała głosem, po którym słychać było, że jest blisko płaczu.
V wyciągnęła rękę i podoła coś Jugheadowi, a rudzielec dopiero wtedy się zorientował, że w dłoni trzymała dwie koperty. Podszedł bliżej, aby zobaczyć co na nich pisze. Na jednym lekko niewyraźnym pismem napisane było „dla Veronici", a na drugim „dla Jugheada". Nie zdziwił go fakt, że nigdzie nie było jego imienia, w końcu ostatnio jego kontakt z Elizabeth znacznie się osłabił i trudno dalej było ich nazwać przyjaciółmi. Jednak trochę zabolał go fakt, że nie został wtajemniczony przez blondynkę. Mimo ostatnich konfliktów znali się od dziecka i uważał, że powinna także go poinformować.
Jughead drżącą dłonią oddał otwartą wcześniej kopertę z listem, który należał do Veronici, a sam odszedł lekko w tył, aby jak najszybciej przeczytać zawartość swojej koperty. Rozerwał kopertę i delikatnie wyjął kartkę, na której jego oczom ukazało się pismo przyjaciółki. Było po nim jednak widać, że dziewczyna się śpieszyła i nie dokładała strań, aby literki prezentowały się idealnie, jak miała to w zwyczaju.
Juggy,
kiedy otrzymałeś ten list, nie jestem już w Riverdale. Była to bardzo trudna decyzja, którą musiałam jednak podjąć. Nie miałam wyjścia, przyrzekam. Ostatnio moje życie dość się pokomplikowało. Wiem, że nie mówiłam ci nic, że coś się dzieje i możesz być teraz zły na siebie, że nic nie zauważyłeś. Ale nikomu nie mówiłam, więc nie miej do siebie wyrzutów. Wiesz, że nigdy z własnej woli nie opuściłabym ani ciebie, ani Veronici, ani nawet Archiego. Chcę po prostu, abyś wiedział, że zmusiła mnie od tego sytuacja i zrobiłam to, co musiałam. Nie chcę, abyście nnie szukali i proszę nie róbcie tego. Chcę tylko, żebyście wiedzieli, że żyje i nic mi nie jest. Nie chcę zniknąć bez śladu. Mam nadzieje, że powiedzie wam się, tobie, Veronice i Archiemu. Że pójdziecie na wymarzone studia, znajdziecie wymarzoną pracę i będziecie żyć najlepszą wersją życia, jaka istnieje. A może jeszcze kiedyś się spotkamy?
Kocham Cię,
Betty.
Jughead poczuł, jak po jego policzku zaczynają spływać łzy, kolejny już raz tego dnia. Nie pozwoli Betty zniknąć. Ona musi wrócić. Odwrociił się w stronę rozpłakanej Veronici i zdezorientowanego Archiego.
-Musimy ją znaleźć- szepnął, a Veronica pokiwała twierdząco głową.
Odwrócił wzrok w stronę Archiego, Archie zauważył wyczekujące spojrzenie chłopaka i pokiwał głową. Skoro Jugg chce jechać, to on także jedzie.
-Najpierw musimy podjechać do Cheryl.
Zarówno Archie, jak i Jughead spojrzeli zaskoczeni na dziewczynę. Dlaczego mają jechać do tej rudej wredoty?!
-Ostatnio u niej była, zanim wyjechała. To Blossom przekazał mi te listy- wytłumaczyła widząc zaskoczone miny przyjaciół.
Ale dlaczego Betty wybrała się do Cheryl? Dlaczego przed nimi wszystko zataiła, a powiedziała rudowłosej? Czyż to nie oni byli jej przyjaciółmi, którym powinna ufać? Nic już nie rozumieli, ale wiedzieli, że czeka ich trudna rozmowa z panną Blossom.

36 dni/JarchieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz