39. Just friends?

365 22 2
                                    

#Magda

Rozpoczął się czerwiec. Kończyły się mistrzostwa szkół ponadgimnazjalnych w piłce nożnej chłopców. Byłam właśnie na zapełnionych trybunach w trakcie meczu finałowego. Nie trudno zgadnąć, że znajdowałam się tam tylko dlatego, że nasi chłopcy dostali się! Pierwszy raz w historii szkoły piłkarze zaszli tak daleko. Najwyżej byli na piątym miejscu, za kadencji mojego brata. Obok naszej reprezentacji, nie dziwiąc nikogo, dostała się drużyna z liceum sportowego. Rokrocznie wygrywali z zamkniętymi oczami, teraz chyba poczuli konkurencję. Zostało kilka minut do końca ostatniego meczu. Zawodnicy z obu drużyn byli już potężnie zmęczeni. Coś czuję, że o wyniku rozstrzygną rzuty karne.

Zabrzmiał ostatni gwizdek. Na twarzy trenera również było widać zmęczenie, ale nie poddawał się, tylko zagrzewał "złotą piątkę" i bramkarza do decydujących strzałów. Wśród zawodników wybranych z naszej drużyny był rzecz jasna Dawid, Karol i, co mnie zaskoczyło, Alek. Bardzo dobrze się spisywał w tym turnieju, ale był obrońcą. Miałam nadzieję, że trafi.

- Będzie dobrze, siostra - syknął Maks i ścisnął mnie za ramię.

Praktycznie podskakiwał na miejscu. Podniecał się bardziej niż uczestnicy. Spojrzałyśmy z Anią na siebie znacząco.

Zaczęło się. Pierwsi strzelali nasi przeciwnicy. Nasz bramkarz widocznie zestresowany zajął swoją pozycję. Pierwszy strzał oddawał kapitan tamtej drużyny, trafił. Rozległy się brawa. Potem kolej na nas - również kapitan, którym był Piotrek z drugiej klasy. Celny! Podnieśliśmy się z siedzeń i zaczęliśmy wiwatować.

Wszystkie kolejne strzały również były celne. Nastał czas na nasz piąty strzał. Jeśli teraz Alek trafi, bo to jego była kolej, sędzia powinien zarządzić kolejnych pięć strzałów. Tak mocno trzymałam kciuki, że aż knykcie mi zbielały. Widziałam, jaki był przerażony. Pozornie mój chłopak jest pewny siebie, ale strasznie nie lubi brać odpowiedzialności. To dla niego poważna chwila próby. Oddalił się i szybko podbiegł, strzelając petardę. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie - trafił w sam środek brzucha bramkarza, ten za to złapał piłkę.

Alek złapał się za głowę. Nie udało się! Nasi zawodnicy i kibice wydali ogromny jęk niezadowolenia, za to reszta stadionu ryknęła ze szczęścia. Trener wściekle rzucił swój notatnik na ziemię i poszedł do szatni. Chłopcy to łapali się za głowy, to pocieszali się nawzajem, a szczególnie Alka. Szkoda, ale przecież drugie miejsce też jest bardzo dobre. Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że i tak było dobrze, nie ma co się zadręczać. Alek smutny spojrzał na mnie, a ja posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Niestety nie odwzajemnił. Pobiegłabym do niego, ale na razie nie mogliśmy. Trzeba było czekać na podsumowanie i rozdanie nagród.

~~~*~~~

- Jestem beznadziejny- jęknął Alek, kiedy wracaliśmy do domu po wydarzeniu.

- Nie mów tak, - przytuliłam go - byłeś świetny.

- Ale spudłowałem.

- Nie spudłowałeś, po prostu ten bramkarz był dobry. Z resztą oni trenują dzień w dzień, w końcu to sportowe liceum.

- A Dawidowi jakoś się udało - westchnął.

Temu zawsze wszystko się udaje.

- Przestań się zadręczać. Byłeś wspaniały - zapewniłam i przyciągnęłam go do siebie.

Blondyn upuścił torbę i podniósł mnie. Chwilę tak się całowaliśmy, aż w końcu mnie postawił.

- Przynajmniej przy tobie mam nad Dawidem przewagę - prychnął z wyższością.

I love you, my friendOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz