Z samego rana obudził mnie przeraźliwy krzyk i jęk. Szybko podniosłam głowę i zauważyłam, jak Dawid miota się na łóżku. Widziałam jego zaciskające się pięści na materiale pościeli i łzy bólu w kącikach oczu. Widziałam, jak zaciskał zęby, powstrzymując krzyk. Zapewne miał jakiś koszmar. Próbowałam go przytrzymać i uspokoić, ale on był silniejszy ode mnie, o wiele.
- Zabij mnie, nie jego!!! Zabij mnie!!! - wciąż to wykrzykiwał.
- Dawid, spokojnie. Jestem tu - powtarzałam, aby go uspokoić i przytrzymywałam mu głowę. - To ja, Magda. Jesteś bezpieczny - byłam na granicy płaczu. Moja bezradność była przytłaczająca w tej sytuacji.
Nagle chłopak wstał w mgnieniu oka i wyciągnął coś spod łóżka. Zauważyłam, że to... pistolet. Mierzył nim we mnie z wściekłą miną. Przestraszyłam się i zaczęłam płakać na całego. Podniosłam ręce w geście poddania. Dawid jakby oprzytomniał, bo opuścił powoli dłoń i przyjrzał mi się z przerażeniem.
- Magda? Co ty tu... - nie dokończył.
Rzucił broń na biurko i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami. Nie rozumiałam, co się właśnie stało. W jednej chwili opiekuje się mną, a w drugiej mierzy bronią w moją głowę. Czy o tym mówił jego ojciec? To się nazywa "Zespół Stresu Pourazowego"?! Boże, to okropne. Co się z nim dzieję?! Nie mogłam powstrzymać łez. Coś się tam stało, musiałam się dowiedzieć - co??
Usłyszałam otwieranie drzwi i trzask. Dawid wparował do pokoju cały rozdygotany.
- Posłuchaj... - zaczął. - Albo nie słuchaj. - Usiadł obok mnie i ukrył twarz w dłoniach.
Nie powiedziałam nic, tylko go przytuliłam. Ujęłam jego szerokie plecy swoimi kruchymi ramionami i położyłam brodę na jego trzęsącej się łopatce. Momentalnie przestał dygotać i wszystkie negatywne emocje znikły. Podniósł na mnie wzrok i zobaczyłam ból w jego błękitnych tęczówkach.
- Wszystko będzie dobrze - powiedziałam i ujęłam jego twarz w dłonie, aby dobitniej oddać wagę tych słów. Wiem, że to tandetny tekst, ale to wszystko, na co w tej chwili było mnie stać.
- Przepraszam - posłał mi smutny uśmiech i wyszedł.
Jeszcze chwilę siedziałam i wgapiałam się pusto w ścianę. Potem zaczęłam szukać moich rzeczy. Dziś sobota, więc nie musiałam spieszyć się do szkoły. Odnalazłam suche już ubrania i przebrałam się w nie. Nie, żeby w ciuchach Dawida było mi niedobrze, było dobrze, a nawet bardzo. Uwielbiam męskie, za duże ubrania, chyba jak każda dziewczyna. Szerokim łukiem omijałam broń leżącą na biurku. Skąd on to w ogóle wziął? Powinnam się bać?
Zeszłam na dół, do kuchni z zamiarem pożegnania się, aby czym prędzej opuścić ten dom. Zastałam tam Dawida, który krzątał się przy tosterze. Robił nam pewnie śniadanie, ale ja raczej nie skorzystam.
- Hej - zagadnęłam, na co on skierował na mnie swój wzrok. - Ja już się będę zbierać.
- Ani mi się waż! - zastrzegł. - Zjemy i wtedy cię odwiozę - skierował na mnie nóż do masła, którego aktualnie używał.
- Jak odwieziesz? Przecież nie masz prawa jazdy - prychnęłam.
- Miałem na myśli motor, ale zapomniałem, że jest zima. Cholera - mruknął bardziej do siebie. - No to cię odprowadzę.
- No dobra - zgodziłam się, bo tosty pachniały tak smakowicie, a ja byłam dość głodna.
- Super - ucieszył się.
Zjedliśmy śniadanie w dość krępującej ciszy. Wisiała nad nami sytuacja z dzisiejszego poranka. Ani on, ani ja nie potrafiliśmy "ugryźć" tematu. Może lepiej, jak pozostawimy to niewyjaśnione. Przynajmniej na razie. Dawid chyba też tak myślał, bo nie odzywał się już do mnie prawie wcale.
CZYTASZ
I love you, my friend
Teen FictionMagda i Dawid niegdyś byli najlepszymi przyjaciółmi, lecz to się zmieniło, kiedy zmarła matka chłopaka. Jej śmierć sprawiła mu ogromny ból, który chciał za wszelką cenę ukryć złością i gniewem. Z dnia na dzień stał się typowym "zbuntowanym nastolatk...