Rozdział 2

21.2K 972 186
                                    

Patrzyłam na leżący papier na stoliku u mnie w mieszkaniu. Od tego głupiego listu zależało tak naprawde wszystko, wiedziałam na co się piszę i ja tak łatwo się nie poddam.

Wstałam ze swojej skurzanej kanapy i podeszłam do lodówki z zamiarem napicia się jakiegoś zimnego piwa. Musze jakoś się uspokoić, zrelaksować od kilku miesięcy siedzę jak na szpilkach, przyda mi się odrobina wolnego czasu.

Z piwem w ręku wróciłam na swoje miejsce i wziełam list do ręki. Obróciłam go w każdą możliwą stronę, szukając niewiadomo czego.

-Jestem silna. -powiedziałam pod nosem i w końcu ją otworzyłam. Jej zawartość była praktycznie niczym, jedynie malutka kartka. -Cholera jasna.

Spotkanie z Alfą = Śmierć.
Otworzyłaś kopertę a teraz czekaj na spotkanie z samym Diabłem.
Masz czas na zjawienie się do jutra do godziny 22:00.

-No to się wjebałam. -powiedziałam rzucają kartką niedbale na małym stoliku. Sięgnełam po telefon i wybrałam numer mojej matki.

-Halo.-usłyszałam po drugiej stronie.

-Jutro mam ważne spotkanie i nie pojawie się w pracy. -moi rodzice mieli swoją restauracje w której od czasu do czasu pomagałam w robocie. Zawodowo byłam barmanką w najlepszym klubie.

-Sawa my naprawde potrzebujemy twojej pomocy, jutro mamy ważnych gości. -powiedziała z żalem.


-Rozumiem, ale zrozum dla mnie to spotkanie też jest mega ważne i nie spotykam się z byle jakim facetem, tylko wiesz...to wyższa liga.

-Dobra, niech ci będzie.-powiedziała.-Ale za tydzień chce cię widziec w naszej restauracji.

Tsa za tydzień, ciekawa jestem czy w ogóle będę jeszcze żyć.

-Okey, buziaki. -i połączenie się zakończyło.

Następnego dnia wysztkowana wybiegłam z domu i ruszyłam do swojej przyjaciółki, musiałam jej wszystko opowiedzieć od a do z.

Będzie na mnie wkurzona, ale kto by nie był. Ten zasrany pies może mnie zabić.

Jadąc samochodem patrzyłam na tych głupich ludzi nie mających o niczym pojęcia, żyli w takiej niewiedzy, nie mieli zielonego pojęcia, że ich życie było zagrożone.

Było mi ich żal i nigdy żadnego człowieka nie traktowałam gorzej od siebie, no chyba, że zachowuje się ktoś jak dupek.

Zaparkowałam na dobrze znanym mi parkingu i szybkim ktokiem pobiegłam do domu mojej Jess.

-Zgodził się. -powiedziałam odrazu po otwarciu drzwi.

Ta popatrzyła na mnie jak na jakąś debilke.

-Nie gadaj. -w końcu się odezwała łapiąc się przy okazi za włosy.

Popatrzyłam na nią rozbawiona, zdjełam buty i ruszyłam w głąb domu.

-No, wczoraj otworzyłam kopertę i była tam zgoda, zaraz wyjeżdżam. -powiedziałam patrząc na nią uważnie.

Wiedziałam, że się bała. Cholera każdy z nas się bał, jeżeli ja zginę to i ona. A wiadomo każda z nas chce żyć.

Podchodziłam do sprawy na luzie, co ma być to będzie, mogę nawet zginąć, tylko nich moja Jess żyje.

-Boje się o ciebie Sawa. Cholera jasna przecież ty zginiesz. -miała łzy w oczach.

-Laska nie zabije mnie ten gnój, bez walki się nie poddam. -powiedziałam i podeszłam do niej. - Za pewne jeszcze żadna samica nie stawiła mu czoła, więc będę pierwsza.

Ta zaśmiała się i przytuliła się do mnie. Moje życie było praktycznie jej życiem, byłyśmy dla siebie wszystkim i nie wyobrażamy sobie życia bez siebie.

-Ty to mu nawet namiot w spodniach postawisz. -powiedziała śmiejąc się w najlepsze.

-Na bank. Pewnie będzie chciał mnie przelecieć kutas jeden, ale ja się nie dam. -byłam z siebie dumna to ja zawsze zwodziłam facetów nie oni mnie.

Odpowiadało mi życie bez mojego przeznaczonego, byłam singielką i robiłam co chciałam i żyłam jak chciałam. Własna praca, mieszkanie, imprezy, faceci i moja rodzina. Przeznaczony tylko dupe by mi truł, a tego nie chce.

-Wiem, jesteś niezależną kobietą.

-Taka już jestem. Jess ja spadam, musze już jechać. -odezwałam się całując ją w policzek na pożegnanie.

-Uważaj na siebie, Sawa.

Drogi Alfo, szykuj się na spotkanie ze mną.

 ALFAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz