Epilog

13.1K 402 67
                                    

Jestem w ciąży. Zostanę mamą w tak młodym wieku, gdy ginekolog potwierdził przypuszczenia Williama byłam w szoku i nie docierało to do mnie. Przez dłuższą chwilę nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdzie iść, co powiedzieć, dlatego teraz siedzie w parku na jedną z pobliskich ławek i myślę.

Wiem, że z Williamem się nie zabezpieczaliśmy, ale miałam nadzieję, że ciąża nastąpi trochę później, chciałam nacieszyć się wolnością i związkiem z Willem. Teraz gdy wszystko się układało, pojawiła się ciąża. Z jednej strony się cieszę, w końcu może stworzymy prawdziwą rodzinę, może nasza więź wzmocni się jeszcze bardziej, ale bałam się, że Will nie będzie chciał tego dziecka, że nie będzie chciał nas.

W końcu dopiero od niedawna się zaczął zmieniać na lepsze, wcześniej nikt go nie obchodził i robił dużo złych rzeczy, a teraz jest zakochany, ma stado które go szanuję i dziecko w drodze.

-Cholera.-i znów zaczęłam płakać ze szczęścia, jeżeli William pokocha mnie i dziecko, to nie będę miała żadnych obaw, dla mnie osobiście to duży szok i do tej pory nie dowierzam.

Oczywiście miałam kiedyś marzenie założyć rodzinę, z kochającym partnerem i zamieszkać w przytulnie urządzonym domku i wychowywać swoje dzieci, myślałam, że to marzenie spełni się, ale trochę pózniej, ponieważ, ja jakoś bardzo nie pragnęłam spotkać swojego mate, ale weszłam w związek z Williamem, pokochałam go i mam nadzieję, że nas zaakceptuję.

Wybrałam numer Williama i czekałam aż odpierze, muszę z nim porozmawiać.

-Halo, Sawa gdzie jesteś?-usłyszałam jego zaniepokojony głos.

-W parku obok galerii, przyjedź proszę.-mój głos się załamał na koniec. William nic nie odpowiedział i wiedziałam, że za chwilę tu będzie.

Proszę niech wszystko się ułoży, czułam się wyczerpana i nie wiedziałam jaka będzie reakcja Williama, gdy mówił mi o swoich przypuszczeniach w samochodzie, nie wyglądał na zadowolonego. Bałam się.

-Sawa!-usłyszałam krzyk z oddali. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam Williama biegnącego w moją stronę, bez zastanowienia pobiegłam w jego stronę i rzuciłam mu się w ramiona. Płakałam.

-Sawa kochanie, dobrze się czujesz?-spytał ocierając moje łzy. Spojrzałam na jego twarz i widziałam jak się martwił o mnie.

-To trzeci tydzień.-powiedziałam po cichu. Jestem w ciąży trzy tygodnie. Poczułam, jak ciało Williama zrobiło się spięte, by po chwili chwycić mnie w ramiona i zacząć kręcić mną jak głupi. Cieszy się do cholery!

-Jestem szczęśliwy!-krzyknął.-Zostanę ojcem!-wydarł się tak, że zapewne wszystkie wilkołaki go usłyszały.

-William tak się bałam, że nie będziesz mnie chciał i że sobie nie poradzę, spanikowałam.-powiedziałam skruszona, ale i czułam jak kamień spadł mi z serca. Będziemy rodzicami.

-Kochanie nie martw się, teraz wszystko będzie idealne.-powiedział i pocałował mnie w usta. -Kocham cię.

-Ja kocham ciebie William.-odpowiedziałam uradowana.

Postanowiliśmy pojechać do naszej posiadłości, sprawdzić jak idzie budowa domu głównego i poinformować o naszej nowinie wszystkie wilkołaki i nasze mamy.

-Sawa jesteś dla mnie stworzona.-powiedział przerywając ciszę gdy byliśmy już blisko naszej posiadłości.

-Tak?-spytałam z uśmiechem.

-Tak i zapewne gdybym znalazł cię wcześniej, to okazałoby się, że jesteś moją mate.-odpowiedział poważnie. William niestety nigdy nie znalazł swojej mate i jego lata minęły na znalezienie tej jedynej, dlatego pojawiłam się ja.

-Naprawdę tak myślisz?-spytałam.

-Oczywiście, dlaczego ty jeszcze nie znalazłaś swojego wybranka serca?-spytał.-Bo byłaś mi przeznaczona, a niestety jestem już za stary na mate, dlatego nie odczuwamy tej więzi tak jak inni.

-Zdajesz sobie sprawę, że jednak może gdzieś tam na świecie jest wybranek mojego serca?-spytałam ze śmiechem, chciałam go trochę po wkurzać.

-Zabiłbym go.

William zaparkował samochód i ruszyliśmy do domu głównego, sprawdzić jak się sprawy mają i zobaczyć zarys budynku, dowiedziałam się też, że nasze mamy są w naszej posiadłości i kilkunastu innych wilkołaków.

-Gotowa?-spytał. Byłam gotowa na wszystko.

-Tak.- odpowiedziałam pewnie. William złapał mnie za rękę i ruszyliśmy w stronę naszej posiadłości. Wszystko wyglądało inaczej, bardziej domowo. William wszystko odświeżył, nasza posiadłość nie wyglądała już tak strasznie jak za pierwszym razem, tylko bardziej przytulnie i rodzinnie. Cieszyłam się jak głupia, jednak stado bardzo mu pomogło.

Ruszyliśmy do wejścia, wszędzie kręciły się jakieś wilkołaki pracując i widać, że wszyscy traktowali się jak jedna wielka rodzina, każdy kto obok nas przechodził oddawał nam szacunek, a najbardziej Williamowi i wiem, że na niego zasłużył.

-Chce zobaczyć dom główny Will.

-Za chwilę.-powiedział i wszedł do domu, a ja zaraz za nim i to co zobaczyłam, mocno mnie zszokowało. Była tam moja mama, tata, Stephanie i Jess, wszyscy patrzyli na nas z zadowoleniem.

-Kochanie gratulacje.-każdy z nich zaczął mi gratulować, nasze mamy uroniły kilka łez, a ja razem z nimi. W końcu jestem szczęśliwa, nawet William uściskał wszystkich po kolei ze szczęścia.  Czy tak nie może być już zawsze?

-Jutro impreza, uczcimy wasze szczęście.-powiedziała Jess widać, że cieszyła się moim szczęściem.-Osobiście wszystkim się zajmę.

Mama i Stephanie poszły po kieliszki i szampana, każdy wzniósł toast za nasze szczęście i nasze dziecko, wszyscy byli ucieszeni, każdy z każdym rozmawiał. Ja stanęłam z boku i przyglądałam się im, William rozmawiał z moim tatą, Stephanie i mama trzymały się razem, a do mnie zmierzała Jess.

-Stara jestem dumna.-powiedziała i przytuliła mnie.-Od nienawiści do miłości, jak to zwą.-powiedziała i obie wybuchłyśmy śmiechem.

-O tak, była to ciężka droga, ale daliśmy radę wytrwać.-odpowiedziałam i cały czas przyglądałam się Williamowi. Był taki szczęśliwy i wyluzowany. Kocham go.

-Chce być kurwa chrzestną.

-Masz to jak w banku.-i kolejny wybuch śmiechu. Życie jest piękne.

-O twój Alfa idzie.-szepnęła mi na ucho Jess i ulotniła się w stronę mojej mamy.

William podszedł do mnie i przyciągnął mnie do swojego idealnego ciała, jego ręce wylądowały opiekuńczo na moim brzuchu.

-Czujesz się dobrze?-spytał z troską.

-Teraz już tak Will.-powiedziałam i położyłam swoje dłonie na jego rękach.

-Kocham cię.-powiedział przy moim uchu.

-Ja ciebie też psie.

                               ♾

Kochani to koniec. Dziękuje wszystkim, którzy wytrwali do końca tej książki, mam nadzieję, że wam się podobała. Dziękuje za gwizdki i miłe komentarze.
Pozdrawiam❤️

 ALFAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz