Rozdział 35

10.7K 366 48
                                    

+18.

Wstałam wcześnie rano, spojrzałam na zegar wiszący na ścianie, który wskazywał piątą rano, świetnie po prostu i w jednej chwili zdałam sobie sprawę, że czuję się świetnie, nie czułam żadnego bólu i zdałam sobie sprawę, że to zasługa Williama.

Spojrzałam w bok i zobaczyłam śpiącego Willa w moim łóżku, cholera. Pewnie to zasługa mojej matki, zadzwoniła do niego i zmusiła go do ratowania mnie, po prostu cudownie. Lepiej poniżyć mnie nie mogła.

Zobaczył jak cierpię przez brak jego osoby i przez miłość do niego, ja prawie umierałam bez niego, a jemu było wszystko jedno, taki już jest wybranek mojego serca, lepiej trafić nie mogłam.

Czułam się wkurzona, zdradzona i jeszcze raz wkurzona na cały świat, na mnie, moją matkę, a najbardziej na niego, idiota bez serca.

Wstałam z łóżka i zauważyłam, że jestem czysta i na dodatek naga, wzięłam koszulkę Williama i założyłam na siebie, postanowiłam iść się czegoś napić, bo całe gardło miałam suche.

Zeszłam schodami na dół do kuchni i zauważyłam zapalone światło weszłam głębiej i zobaczyłam moją matkę i Stephanie siedzące przy stole i pijące herbatkę. Świetnie. Obie były roześmiane i zadowolone, gawędziły sobie dowoli, za to ja robiłam się coraz bardziej wściekła.

-Ehem.-obie spojrzały na mnie jakby zobaczyły ducha. Serio? Ludzie co jest z wami nie tak? Szybko wstały ze swojego miejsca i podbiegły do mnie łapiąc mnie w uścisku.

-Tak się cieszę, że nic ci nie jest kochanie.-powiedziała moja mama odsuwając się ode mnie.

-Też się cieszę, że żyje.-odpowiedziałam sarkastycznie. Byłam wściekła, że znów upokorzyłam się przed Williamem.

Stephanie i moja mama spojrzały na mnie, a potem znów na siebie i bez słowa ruszyły do stołu. Postanowiły ignorować moją osobę, wiedziały, że lepiej teraz nie wchodzić mi w drogę i zapewne domyślały się, że nie chciałam tu Willa. Nie w takich okolicznościach do cholery.

Wzięłam butelkę coli i ruszyłam znów na górę, jeżeli mój ukochany myśli, że teraz wszystko będzie dobrze, bo się łaskawie zjawił i mi pomógł, to się pomylił. Ja chciałam, aby przyszedł tu z własnej woli, żeby powiedział mi, że mu zależy, a co dostałam gówno za przeproszeniem.

Weszłam do pokoju w którym smacznie spał Will, podeszłam do łóżka odkręcając butelkę i wylałam na niego połowę, bo jednak chciało mi się też pić.

-Co do kurwy...-krzyknął zrywając się z łóżka, był zdezorientowany po chwili spojrzał na mnie i na butelkę którą trzymam i wszystko zrozumiał.-Okaj należało mi się.-powiedział i usiadł na łóżku.

Naprawdę? Żaden samiec nie pozwala swojej partnerce na tak długą nieobecność, nie wyobrażają sobie życia bez siebie, wszędzie są razem, a jak już dochodzi do sytuacji awaryjnej, czyli jakaś podróż, to wyjeżdżają na maks kilka dni, a nie ponad tydzień. Jest Alfą i dobrze wie, że samice cierpią najbardziej, a co on zrobił? Miał mnie w dupie, dlatego jeżeli myśli, że oblanie colą mu się należało to jest idiotą.

Bez słowa i bez jego jakiejkolwiek reakcji, zamachnęłam się nogą, kopiąc go z całej siły w kroczę, widok zwijającego się z bólu Alfę uszczęśliwił mnie. Zadowolona zdjęłam jego koszulkę i ruszyłam do łóżka.

-Sawa, kochanie proszę porozmawiajmy.-odezwał się po chwili kiedy mógł wstać z ziemi.

-Nie.- odpowiedziałam i zgarnęłam swoje włosy do tylu odsłaniając nagie piersi, niech zdycha.

Podszedł do mnie i ściągnął ze mnie kołdrę, odsłaniając moja nagie ciało, które podziwiał. Tego się nie spodziewałam, patrzył na mnie, ale nie dotykał.

-Sawa kochanie, to nie tak, że nie chciałem cię odwiedzić, czy zadzwonić, po prostu wziąłem sobie twoje słowa do serca i zacząłem się zmieniać, zmieniłem wszystko w moim życiu dla ciebie.-powiedział.-Buduję nawet dom głowy dla stada, wszystko abyś do mnie wróciła.-powiedział masując w delikatny sposób moje nagie kolano.

Jego dotyk wywołał natychmiastową gęsią skórkę, dotykał mnie w delikatny sposób i tak bardzo brakowało mi całego jego. Aż go zapragnęłam, wyczuł moje pożądanie, bo jego wilk odrazu zawarczał. Cholera.

Sawa opanuj się, nie miałam pojęcia o tym, że buduję dom główny dla stada, wiem, że zmienił wszystko na lepsze, zrobił to co chciałam, ale wciąż nie powiedział mi tego co chciałam usłyszeć, co przekona mnie do natychmiastowego powrotu.

-Fajnie.-odpowiedziałam i strąciłam jego dłoń z mojej nogi.-Widzę, że bawiłeś się świetnie.

-Sawa brakowało mi ciebie rozumiesz, tęskniłem tak bardzo, że nie byłem wstanie spać, bo twoja osoba nawiedzała mnie nawet we śnie, brakowało mi całej ciebie, nawet naszych kłótni, wszystkiego.-powiedział i wziął mnie na ręce i posadził ma swoich kolanach.

On mówi prawdę, czuję to William, za mną tęsknił, zależy mu na mnie, poczułam się taka szczęśliwa jak nigdy dotąd, czy to znaczy, że mnie kocha?

-Will czy ty...-już chciałam spytać, czy darzy mnie takim samym uczuciem co ja jego, ale zamknął moja usta pocałunkiem.

Całował mnie z tęsknotą i smutkiem, ale i szczęściem i pożądaniem wszystkie swoje uczucia wylewaliśmy w tym namiętnym pocałunku, który jeszcze bardziej pogłębiliśmy. Pragnę jego ciała.

-Will.-wyjęczałam w jego usta, kiedy zaczął ściągać bokserki, był gotowy na mnie. Rozchylił moje uda i wbił się mocno w moje wnętrze, wypełniając mnie całą, było mi tak dobrze, to właśnie to, czego pragnęliśmy. Zaczęłam go ujeżdżać nie przestając całować, nasze płytkie oddechy mieszały się z naszymi jękami. Szybsze ruchy naszych złączonych ciał wywołały jeszcze głośniejsze jęki, zapewne słyszeli nas rodzice, ale mieliśmy to gdzieś, całowałam jego nabrzmiałe usta, szczękę i szyje oddając mu się cała, byłam jego, a on mój. Czułam, że jestem blisko i chyba Will też to czuł, bo wstał nie przestając mnie pieprzyć i oparł mnie plecami do ściany jeszcze mocniej przyśpieszając swoje ruchy.

-Kocham cię..-wyjęczałam mu w usta dochodząc. Kilka mocnych pchnięć i Will zalał mnie całą dochodząc.

-Ja ciebie też kocham.-powiedział i pocałował mnie w czoło.

/
Kochani zbliżamy się do końca tej powieści, zostały jeszcze tylko dwa rozdziały. Pozdrawiam!

 ALFAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz