Rozdział 28

9.6K 365 21
                                    

Stanęłam twarzą w twarz ze Stephanie Williams, kobieta o pięknej figurze, piękne długie czarne loki, piękną twarz zdobił elegancki makijaż, długa sukienka podkreślała idealną figurę.

Elegancka, zadbana i władcza Stephanie właśnie tak mogłabym opisać ją na pierwszy rzut oka. Poczułam delikatne zawstydzenie w swoim ubiorze, jakoś specjalnie się nie wystroiłam.

-Kochana zapraszam cię do salonu, musimy porozmawiać prawda?-spytała uprzejmie. Idealna Luna.

Tak właśnie zawsze wyobrażałam sobie Lunę, opanowana, cierpliwa i mądra taka powinna być Luna czyli matka wszystkich wilków, dobra Luna podtrzymuje stado, wilki żyją w zgodzie i traktują się jak jedna wielka rodzina, zła Luna prowadzi stado na dno.

Weszłyśmy do dużego salonu, styl bardzo wyrafinowany biel i szarość dominowały w całym domu, piękne meble i obrazy zdobiące ściany, duża kanapa na środku i kilka foteli po bokach. Idealnie.

-Chciałam z panią porozmawiać o Willu.-zaczęłam i zajęłam miejsce obok niej. Wydawała się spokojna i tak jakby cieszyła się z tej rozmowy.

-Nie spodziewałam się, że Will pozwoli ci na spotkanie ze mną. -zaczęła i wydawało mi się jakby posmutniała.- William nie chce ze mną żadnego kontaktu.

-Will nie wie, że się z panią spotkałam, nie wie też, że wiem gdzie pani mieszka, sama znalazłam sposób aby dowiedzieć się prawdy.

Luna zaczęła się śmiać i widać, że po tym co jej powiedziałam jest wyraźnie zadowolona, chyba nie tylko ja lubię robić wszystko wbrew woli Alfy.

-Kochanie już cię lubię, widać, że masz charakter i jesteś stworzona dla mojego syna.-Luna skinięciem ręki zawołała służbę, która podała nam filiżanki herbaty. -Mój syn zawsze był trudny, niestety śmierć ojca Williama zmieniła wszystko, miał wtedy czternaście lat, zginął jego ojciec dlatego on musiał przejąć stado i stać się Alfą. -zaczęła.- Brat mojego męża, czyli wuj Willa zabrał go do posiadłości w której teraz mieszkacie i zaczął przygotowywać go do przejęcia roli w stadzie. Z wiekiem William rósł w siłę i tak stał się bardzo potężny, najpotężniejszy.

-To znaczy, że ma dar?-spytałam popijając swoją herbatę.

-Tak. William rósł w siłę, ale nigdy nie opuścił posiadłości, jego Beta wykonywał wszystkie rozkazy Williama, sam się nie pokazał nigdy, od małego jest w posiadłości dlatego dużo osób go nie pamięta z wyglądu, ma również dar maskowania swojej rangi, sprawia to, że może bywać gdzie chce a nikt nie będzie wiedział kim jest. -przerwała pijąc  łyk napoju.- Minęło kilka lat od śmierci ojca Willa, a ja poznałam Henryka człowieka, w którym się zakochałam i zaszłam w ciąże, przez dwa lata Will niczego nie zauważył do momentu w którym kazał mnie śledzić.

-Czyli miał brata człowieka?

-Tak, ale jak dowiedział się o tym, że kocham zwykłego śmiertelnika, wpadł w szał. Zabił Henryka i moje dziecko, odebrał mi drugiego syna, dlatego nienawidzi wszystkich ludzi na świecie. William odbiera szczęście innym, tak zrobił z Mią, pozwolił jej na szczęście, ale za jaką cenę, splamił jej miłość krwią niewinnych ludzi. -powiedziała a z jej oczu zaczęły płynąc łzy.

Łzy matki to coś okropnego.

William jest naprawdę strasznym władcą, jest mordercą i na dodatek bezwzględnym. Zabił swojego malutkiego braciszka, który niczemu nie był winien, to było małe dziecko.

-Wiedziałam, że William jest zły. -powiedziałam i spojrzałam ze współczuciem na jego matkę.- Nie pozwolę zabić niewinnych ludzi, zrobię wszystko aby go powstrzymać, mnie nie zabiję, bo jesteśmy połączeni.

-Kochacie się?-spytała ocierając łzy z twarzy.

Czy się kochamy? Ja kocham Williama, niestety Will nie kocha mnie, nie kocha nikogo. Nie jestem osobą, która wyzna swoje uczucia przy pierwszej lepszej okazji, nie czuję się szczęśliwa i nie czuję abym była mu ważna. Dlatego po co mówić komuś o swoich uczuciach, skoro ten ktoś ich nie odwzajemnia.

-Nie. -piękne kłamstwo z mojej strony.

-Sawa jeżeli zależy ci na nim, nie pozwól mu na to wszystko, uratuj go.-prosiła mnie jego mama.

Żal mi tej kobiety, odebrano jej wszystko, żyje w tej dużej posiadłości całkiem sama, syn ma do niej żal i ją unika, straciła wszystko męża, kochanka, syna i drugiego syna. Sama pośród służby.

-Pomogę mu Luno.-powiedziałam i uśmiechnęłam się szczerze. Jeżeli chce z nim być to na moich warunkach.

Potem już wizyta u Stephanie, bo tak kazała mi do siebie mówić, minęła w naprawdę dobrej atmosferze, zjadłyśmy śniadanie i poznawałyśmy się nawzajem, było przyjemnie i naprawdę czuję ciepło bijące od tej kobiety, było tak dobrze do momentu wściekłego ryku w moją stronę.

William mnie znalazł i widać, że jest wściekły.

-Sawa lepiej uciekaj.-krzyczała do mnie Luna. Wszystko widziałam jak we mgle.

Nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego dźwięku ani ruchu, nie mogę się ruszać, aby uciec jak najdalej stąd.

To Will. To wszystko wina jego wilczego ryku.

 ALFAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz