Kolejne tygodnie mijały spokojnie. Nie musiałam unikać nikogo. Chris rzeczywiście odpuścił, jedynie raz dziennie się ze mną witał, jak mijaliśmy się na korytarzu, a potem nawet nie patrzył w moją stronę. Cieszyłam się z tego, bo miałam jeden problem z głowy. Jeśli chodzi o Rudą i Maxa, to tym razem starałam się ich unikać. Nie jeździłam z bratem do szkoły ani do domu. Wychodziłam wcześniej lub później i przeważnie odwiedzałam moich przyjaciół w mieszkaniu albo w pubie u Pabla. W ten sposób weekend zaczęłam z uśmiechem, planując dwa dni wolności.
― Paige? ― Max lekko uchylił drzwi od mojego pokoju. ― Masz jakieś plany na wieczór? ― uniosłam brew, ale zgodnie z prawdą zaprzeczyłam ruchem głowy. ― Masz ochotę pojechać do Ivy? Poznasz wuja i resztę przy okazji.
― Okej. ― odpowiedziałam po krótkim zastanowieniu. ― Ile mam czasu na ogarnięcie się? ― siedziałam przy biurku w szlafroku, z ręcznikiem na głowie i zieloną maseczką na twarzy.
― Dwie godziny Ci wystarczą ufoludzie? ― przytaknęłam, a on zniknął za drzwiami. Od razu wzięłam się za przygotowania. Poszłam do łazienki, gdzie najpierw zmyłam maseczkę i wysuszyłam włosy. Później lekko je zakręciłam lokówką. Zanim wzięłam się za makijaż, wróciłam do swojej świątyni i ubrałam się w czarne mom jeans i tego samego koloru body. Żeby się nie ubrudzić, założyłam jeszcze już noszoną koszulkę i poszłam się umalować.
― Gotowa. ― powiedziałam, schodząc na dół. ― No nie żartuj, że ty w gaciach jeszcze jesteś. Serio myślałeś, że zajmie mi to wszystko dwie godziny? ― chłopak zilustrował mnie wzrokiem.
― Myślałem, że bardziej się odpicujesz. ― zaśmiał się. ― Widziałem Twoje zdjęcia z Janet i Aaronem plastiku.
― Rusz tę dupę i nie oceniaj. ― burknęłam, otwierając lodówkę. ― Dwie godziny mijają za trzydzieści minut, a ty wyglądasz gorzej niż ja z zieloną maseczką. ― on tylko parsknął i ruszył do swojej sypialni. Ja w tym czasie zdążyłam zjeść miskę owoców z orzechami i wypić pół litra wody. Naszła mnie też jedna myśl, bo Max mówił coś o „reszcie", czy to znaczy, że byli też inni kuzyni lub kuzynki? Nie umiałam sobie tego wytłumaczyć, ale jednego byłam pewna, Max z ojcem dużo ukrywają, czego nie lubiłam. Musiałam się dowiedzieć wszystkiego.
― Dobra, możemy jechać. ― kiwnęłam tylko głową i ruszyłam do drzwi.
Przez całą drogę milczałam i obserwowałam krajobraz za szybą. Znałam to miasto bardzo dobrze, wielokrotnie wychodziłam wieczorami na długie spacery. Najczęściej potrzebowałam wtedy samotności, wkładałam do uszu słuchawki i szłam przed siebie do momentu, aż nie zaczęły mnie boleć nogi. Nigdy nie mówiłam o tym swoim przyjaciołom, chcieliby iść ze mną albo nie puścili. Po zmroku nie było bezpiecznie. Wzrastała ilość dilerów i ulicznych gangsterów. Krótko mówiąc, trzeba być głupim lub umieć szybko uciekać.
― Jesteśmy. ― z zamyślenia wyrwał mnie głos brata. ― Tylko się nie przestrasz, dużo ich tam i nie wyglądają na przyjemnych. ― powoli pokiwałam głową, nie byłam pewna tego, że chce tam iść.
Rozejrzałam się dookoła, byliśmy daleko od centrum miasta, wokół nie było praktycznie niczego. Ani sklepu, ani przystanku, ani nawet domu mieszkalnego. Jedynie kilka większych hangarów i garaży.
― Ty jesteś pewien, że to tu? To odludzie! Ani jednej żywej duszy. To wygląda, jakby tu mieszkała zgraja seryjnych morderców! ― Max się tylko głupio zaśmiał i ruszył do bramy. Na nim pojawiło się chyba z dwadzieścia czerwonych kropek, które po kilkunastu sekundach zniknęły. ― Robi się tu coraz bardziej przerażająco. ― odparłam. ― Zabierz mnie lepiej do domu, zanim... ― i drzwi się otwarły, a w nich stanął Chris.
― Spierdalaj, bo ci jaja odstrzelę. ― spojrzał na mnie, a potem na Maxa. ― O! Jesteście już. Chodźcie do środka, Rick i Ivy będą za kilkanaście minut.
Spojrzałam na Chrisa z uniesioną brwią, oczekując wyjaśnień. Co on tam robił? Myślałam, że mieszkają tam członkowie rodziny. Stałam jak wryta i nie chciałam się ruszyć.
― Ruszysz się młoda? ― odezwał się Max. ― Nikt Cię tu nie zje. ― zaczął się śmiać i popchnął mnie lekko.
― Nigdzie więcej z Tobą nie jadę. ― burknęłam zła. ― Zawsze mnie w coś wpakujesz.
Grzecznie weszłam do środka i to, co tam zobaczyłam, całkowicie zwaliło mnie z nóg. W wielkim salonie siedziało chyba z pięciu, potężnych chłopów, którzy grali na konsoli i zachowywali się jak prosiaki. Puszczali bąki, bekali, a nawet jeden z nich latał w samych gaciach.
― Wracam do domu. ― powiedziałam od razu, ale na moje nieszczęście wszyscy to usłyszeli i zaczęli na mnie patrzeć.
― I tak mają lepszy dzień. ― spojrzałam z kpiną na Chrisa. ― Nathana już widziałaś, ten z gołą dupą to Matt, dalej jest Victor, Mark i Colin. A to jest Paige, kuzynka Ivy. ― każdy coś mruknął pod nosem i wrócił do tego, co robił wcześniej.
Max i Chris, weszli w głąb salonu, a ja stałam jak debil przy wyjściu i analizowałam ucieczkę. Zanim jednak zdążyłam się, chociażby odwrócić, to wrota się otworzyły. Odsunęłam się w samą porę, Ivy bez słowa pognała w swoją stronę, a jej towarzysz zamknął drzwi i stanął obok mnie. Dokładnie przeskanował otoczenie, a jego wyraz twarzy zmieniał się z każdą kolejną sekundą. Czekałam tylko na jego ruch, wybuch, cokolwiek, ale on milczał. Jakby czekał, aż go zauważą.
― Ile dajesz im czasu? ― szepnął do mnie. ― Na co dzień mają większą spostrzegawczość. ― spojrzałam na niego z uniesioną brwią. ― Wybacz moją nieuprzejmość, jestem Rick, a ty zapewne jesteś Paige. Miło mi poznać moją najmłodszą bratanicę.
I w tym momencie wszystkie oczy znów spoczęły na nas. Rick oparł się o ścianę i z uśmiechem patrzył, jak ta zgraja zaczęła błyskawicznie sprzątać. I ubierać się.
― Jeszcze raz zastanę tutaj taki syf, to sobie inaczej pogadamy! ― usiadł na kanapie i spojrzał na mnie. ― Usiądź złotko, mamy do pogadania.

CZYTASZ
No one is perfect W TRAKCIE POPRAWY
Fiksi RemajaMOGĄ POJAWIAĆ SIĘ NIEŚCISŁOŚCI! KSIĄŻKA W TRAKCIE POPRAWY Paige od lat musiała zmagać się z nieprzyjemnościami. Jej wygląd dawał wiele do życzenia, jednak nie przeszkadzało jej to do momentu, kiedy jej rodzice odeszli z tego świata. Musiała przenieś...