Dziewczyno... to Damford

986 55 34
                                    

Anabell

Budzę się przez dotyk na moim policzku. Mimowolnie uśmiecham się, ponieważ to bardzo przyjemne uczucie. Pamiętam, że jak byłam mała, mama tak mnie kładła do snu. To jednak nie moja mama, a Shane. Nie jestem pewna czy moja gotowość osiągnęła dostateczny poziom, bym mogła otworzyć oczy i zmierzyć się z rzeczywistością.

– Cześć. – chłopak postanawia odezwać się jako pierwszy.

– Jeszcze nie. – odpowiadam cicho. – Pięć minut.

Shane przerywa głaskanie, więc otwieram jedno oko, by spojrzeć na niego. Od razu żałuję, bo wygląda jak zawsze świetnie, czego zapewne nie mogę powiedzieć o sobie.

– Głaszcz. – rozkazuję, co wywołuje u niego rozbawienie.

– Głaszcz? Żadnego... idź do piekła, Blackwood?

Przymykam ponownie powieki, starając się nie myśleć o dziwnych rzeczach, które krążą w mojej głowie. Co jeśli Nathaniel ma rację? Całkiem możliwe, że Shane Blackwood to tak naprawdę świetny koleś. Idealny kandydat na chłopaka... na mojego chłopaka. Na samą myśl o tym, serce zaczyna mi szybciej bić.

Shane idzie przygotować śniadanie, a ja w tym czasie postanawiam się ogarnąć. Włosy pozostawiam rozpuszczone, ponieważ w końcu udaje mi się, doprowadzić je do ładu. Bycie posiadaczką burzy drobnych loków, nie należy do największych przyjemności. Mama nigdy na nie, nie narzekała, bo jej włosy zawsze były idealne. Moje są marną podróbką.

Schodzę do kuchni, skąd dobiega śmiech i dość głośna rozmowa chłopaków.

– Mówię wam... – słyszę głos Shane'a. – Spadł jej ręcznik... i te jędrne piersi. Matko, mógłbym z nimi zrobić tak wiele.

– Śnij dalej. – stwierdzam, wchodząc do pomieszczenia. – Rozumiem, że dzielicie się wszystkimi nowinkami. Andy... serio? Oczy mam wyżej.

– No właśnie. – Blackwood momentalnie pochmurnieje. Andy natomiast wyciąga dłonie w geście obronnym.

W południe ruszam z Alice na zakupy. Prawdopodobnie i tak nic nie kupię, bo szkoda mi będzie pieniędzy, ale moja przyjaciółka to totalna zakupowa wariatka.

– Nate mi coś opowiedział. – na buzi dziewczyny pojawia się ten przebiegły uśmieszek, informujący o tym, że ona wie wszystko. Dosłownie wszystko.
Przed Alice nic się nie ukryje. To naczelne centrum informacji w Damford. Jeśli coś do niej nie dotarło, to znaczy, że wcale tego nie było.

– Co właściwie jest między tobą, a Nathanielem? – pytam, ponieważ jeszcze nie poruszałyśmy tego tematu, a też chcę odciągnąć naszą rozmowę o moich uczuciach do Blackwooda, na dużo później.

– Sporo rozmawiamy. – odpowiada dziewczyna. – Jest taki opiekuńczy i delikatny. Totalnie inny niż ci wszyscy kolesie, z którymi się spotykałam. Wiem co właśnie robisz, Anabell. Zmieniasz temat, bo boisz się niewygodnej rozmowy. Nate mówił, że jeśli by was znaleźli trochę później, to by was zastali w mocno prywatnej sytuacji. Czy to nie przed tym miałaś wczoraj uciekać?

– Możliwe... – wzruszam ramionami. – Obawiam się, że nie żałuję.

Alice zatrzymuje się nagle, by dokładniej mi się przyjrzeć.

– Kim jesteś i co zrobiłaś z Anabell Adams? – pyta, ukazując zdziwienie. – Bell, którą znam, z resztą nawet całkiem dobrze, nigdy by nie dała się dotknąć Blackwoodowi. Nie wiem co wy dwoje ostatnio ćpacie, ale wasze zachowanie jest dziwne.

Wracam do domu, starając się nie myśleć o niczym, choć w mojej głowie kłębi się wiele rzeczy. Już od korytarza, czuć spaleniznę. W drodze do kuchni otwieram wszystkie okna, które w ogóle da się otworzyć. W pomieszczeniu jest mnóstwo dymu, a Blackwood macha ścierką, by go rozwiać.

Szklany Dom Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz