Bo... bo go kocham

867 45 36
                                    

Anabell

Nie jestem pewna czy dobrze słyszę oraz widzę. Moja matka, uśmiecha się do mnie w nadzwyczaj naturalny sposób i mówi, że rozstała się ze swoim kochankiem. Może powinnam zacząć się śmiać, a na koniec pogratulować świetnego dowcipu? Chyba nie tym razem. Widzę kobietę, która była najlepszym wzorem dla wszystkich gospodyń w Damford. Kogoś kogo kochałam ponad życie oraz uważałam, że jest najlepszym człowiekiem pod słońcem. Taką Wendy Adams, jaką chciałabym zapamiętać do końca życia.

– Ale jak to? – to jedyne, co jestem w stanie z siebie wydusić.

– Nie chcę ciebie mieszać w moje życiowe porażki. – odpowiada kobieta i sięga po filiżankę, w której zapewne znajduje się kawa. – Udało mi się odkupić nasz stary dom, więc wracam do miasta.

Otwieram usta, lecz milczę. Spoglądam na Blackwooda, który najwyraźniej jest w tak samo wielkim szoku co ja.

– Czy moi rodzice też wracają? – pyta chłopak, zajmując fotel.

– Mary nadal rozmawia na ten temat z twoim ojcem, ale on raczej nie przystanie na powrót. – to chyba dobra informacja dla Shane'a. – Miło widzieć waszą dwójkę w zgodzie. Nie mogłam uwierzyć, gdy Lora zadzwoniła do mnie.

– Lora? – dziwię się. – Po co ona do ciebie dzwoniła.

– Powiedziała, że nie jest pewna czy wzięła rano leki, ale przed sekundą widziała moją córkę w towarzystwie Shane'a, jak trzymali się za ręce i zmierzali w kierunku szkoły. Przez moment też myślałam, że ta stara wariatka, naprawdę zapomniała wziąć leków.

Parskam śmiechem, słysząc jak mama mówi o tej sąsiadce.

– Kiedy Mary zaproponowała przeprowadzkę... – zaczyna kobieta, a ja siadam obok niej, bo obawiam się, że to będzie długa historia. – Nie byłam do końca przekonana, bo wiedziałam, że nie będziesz chciała wyjechać. Mary miała to samo z tobą, Shane. Wiecie... gdy zaszłyśmy w ciążę i dowiedziałyśmy się, że ja urodzę córkę, a Mary syna, bardzo chciałyśmy, żebyście przynajmniej się przyjaźnili. A wy się wręcz nienawidziliście.

– Więc postanowiłyście dać nam wspólny dom. – kończę za mamę, a ona przytakuje. – Gdzie moje rodzeństwo?

– Czekają na mnie w domu. Córciu... jeśli chcesz, to wróć tam ze mną.

– Nie. – stwierdzam stanowczo. – Wybacz, ale tu mi dobrze.

– Nie wątpię. – kobieta znów obdarowuje mnie i Blackwooda, cudownym uśmiechem. – Teraz razem zmierzymy się z twoim ojcem. I obiecuję ci, Anabell, że nigdy więcej nie pozwolę, aby ten drań cię skrzywdził.

Chcę odpowiedzieć, lecz w tym momencie rozbrzmiewa dzwonek do drzwi. Shane idzie otworzyć i krótkim czasie wraca z przerażoną miną. Za nim pojawia się James Adams. No to mam przekichane.

– Wendy? – dziwi się mężczyzna. Mama zaciska zęby. – Co ty tu robisz?

– Nie twój interes. – odpowiada kobieta, a ja już wiem po kim mam ten cięty język. – Twoja obecność tutaj jest zbędna, więc bądź tak łaskaw i wyjdź.

– Przyszedłem do córki, a nie do ciebie.

Ta awantura nie ma końca. Rodzice przepychają się coraz to nowszymi pretekstami do zranienia siebie, a ja stoję między nimi i zastanawiam się co mam zrobić. Nie jestem pewna kiedy przestaję ich słuchać. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię, tak głęboko, by nie słyszeć ich krzyków. Bolesne wspomnienia wracają z podwójną siłą.

– Długo jeszcze? – pytam, wracając do rzeczywistości.

– Co? – ojciec nie wie o co mi chodzi.

Szklany Dom Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz