A propos nosa...

752 41 21
                                    

Anabell

Wychodzę z sypialni, od razu wiedząc, że nie chcę być dłużej w tym domu. Olewam zatroskany wzrok przyjaciółki. Albo inaczej... wzrok starający się wyglądać na zatroskany, a mimo to mówiący „a nie mówiłam?". Chwytam kluczyki od auta i opuszczam dom, pozwalając sobie na lekkie trzaśnięcie drzwiami. Gdy wsiadam do samochodu, moim oczom ukazuje się kontrolka informująca o braku paliwa. Wysiadam więc, by kopnąć z całej siły w oponę.

– Pieprzę to miasto! – krzyczę, uwalniając całą złość. – Po prostu je pieprzę!

Biorę głęboki wdech, a następnie powoli wypuszczam powietrze z płuc. Gdybym tylko mogła, wysadziłabym tę cholerną dziurę w powietrze.

– Bell, możemy porozmawiać? – słyszę za sobą głos Andy'ego, przez co momentalnie zastygam. – Chciałem cię przeprosić.

– Za umyślne upicie, by Shane mógł skończyć swój plan czy może za nieumyślne wypicie drinka, który był przeznaczony dla mnie? – pytam, odwracając się w jego stronę. McCollen wygląda na przybitego.

– Wypiłem go, bo wiedziałem co tam jest. Wiedziałem też, że mi pewnie nic się nie stanie, bo nieraz brałem „białe szczęście". – chłopak wzdycha i kontynuuje swoją wypowiedź. – Upijałem cię, bo wiedziałem, że Shane nie jest taki jakiego zgrywał. Byłem pewien, iż zamiast dobierać się do twoich majtek, będzie sprawdzał czy nic ci nie jest.

– Odpieprzcie się ode mnie wszyscy. – wypalam. – Wszyscy.

Noc wydaje się zimna. Mimo wysokiej temperatury na zewnątrz, czuję chłód okrywający moją skórę. Słyszę jego umiarkowany oddech, po drugiej stronie pokoju. Nie mogę zasnąć, bo mimo, że jest niedaleko, czuję jakby był zupełnie gdzieś indziej. I tylko dlatego, że nie leży obok mnie. Carmen wygrała. Oni wszyscy wygrali. Nie mogli znieść tego, że przestaliśmy się nienawidzić. A teraz znów wszystko powróci do normy, za sprawą jednego nagrania. Miałam się nie poddawać. Gryzłam się sama ze sobą, gdy jechaliśmy do domu. Myślałam, że dam radę mu wybaczyć wszystko, bo przecież nie byliśmy wtedy parą i nawet jeszcze żadne z nas nie spodziewało się takiego biegu wydarzeń. Mimo to, czułam ogromne zawiedzenie. Nie przejmował się tym, że mogłam nawet umrzeć. Na tym przeklętym filmiku, widziałam starego Blackwooda. Potwora, który uprzykrzał mi każdy dzień. A potem spojrzałam na mojego chłopaka i zrozumiałam, że to zawsze była ta sama osoba. Nawet jeśli starał się o mnie troszczyć, był nikim innym jak Shane'm Blackwoodem, tym samym, którego nienawidziłam.
Budzik wyrywa mnie ze snu z ogromną brutalnością. Unoszę niechętnie głowę, by zobaczyć puste łóżko, sąsiadujące z moim. Opadam ponownie na poduszkę i liczę do dziesięciu. Nie może być tak źle, skoro jego tu nie ma. W szkole będziemy widzieli się tylko na lekcjach. Przerwy mogę spędzać w innym miejscu. Jestem też pewna, że Alice nie pozwoli mi myśleć o wczorajszym dniu.

– Co ty miałaś w głowie? – pyta przyjaciółka. Czyli jednak nie pomoże mi w zapomnieniu. Jak zawsze niezawodna Alice Frey, gdy trzeba kogoś dobić.

– Gówno... – mamroczę, dostrzegając w oddali Shane'a. Stoi pod salą lekcyjną w towarzystwie innych osób. W tym Carmen. Jak może... Przecież to wszystko przez nią. Postanawiam jednak zignorować to niemiłe uczucie w sercu.

– Nie patrz na niego. – rozkazuje Alice. – Niech wie, że źle zrobił. O zobacz... idź do Chrisa.

– Nie mam ochoty. Wolę posłuchać wykładów przyjaciółki.

Dziewczyna szturcha mnie w ramię, śmiejąc się przy tym. Tego mi trzeba było. Szkoda tylko, że taka sielanka nie może trwać wiecznie. Zawsze się coś spieprzy. 

Szklany Dom Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz