Mała, słodka śmierć

708 41 27
                                    

ANABELL

– W końcu widzę cię w lepszym stanie. – stwierdza Charlie, zaczepiając mnie, gdy siedzę na szkolnym dziedzińcu. – Jak się czujesz?

– Gotowa, by dokopać każdemu, kto wejdzie mi w drogę. – spoglądam na młodszego brata. Kiedy on tak urósł? – Jak w domu?

– Ojciec przychodzi przynajmniej raz w tygodniu... – wzdycha nastolatek.

Jako jedyny z rodzeństwa jest najbardziej podobny do mnie. Choć to śmieszne, bo przecież on i Blair to bliźnięta.

– Brakuje tam ciebie. – wyznaje w końcu. – Dlaczego teraz, gdy nie jesteś z Blackwoodem, nie wrócisz do nas?

Milczę, bo sama nie znam odpowiedzi na to pytanie. Codziennie wracam do domu, w którym nic mnie nie trzyma. Nie mam tam wspomnień, ani osoby, z którą mogłabym porozmawiać w normalny sposób. Co więc tam robię?

– Nie wiem... – odpowiadam cicho. – Może to pomoże przywrócić moją pamięć.

– Wiesz... krążą plotki, że to Carmen stoi za twoim wypadkiem.

– Jest na to za głupia. – parskam. – Jeżeli miałaby maczać palce w czymkolwiek co mi zaszkodzi, to jest po prostu przykrywką dla znacznie sprytniejszej osoby.

– Podejrzewasz kogoś?

– Jeszcze nie, ale uwierz mi, że ta osoba pożałuje, że ze mną zadarła.

Charlie dotrzymuje mi towarzystwa jeszcze przez chwilę, a potem znów siedzę sama, obserwując każdego ucznia, który zjawia się na dziedzińcu. I znów nieprzyjemne uczucie opanowuje moją głowę. Przymykam oczy, gdy obraz przede mną zaczyna się zamazywać.

Myślisz, że my w przyszłości będziemy jak nasi rodzice? Wiesz, ty i Alice wyjedziecie stąd, zostawiając swoje dzieci... a ja i Shane, rozwiedziemy się, niszcząc psychikę, naszym pociechom...

– Naprawdę myślisz, że zrobilibyśmy taką krzywdę im? I poza tym, czekaj... czy ty właśnie zasugerowałaś, że chcesz wziąć ślub z Shane’m?

– Nie! Oczywiście, że nie! To był tylko przykład.

– Więc dlaczego z nim jesteś?

– Bo... bo go kocham.

Zaczynam ciężko oddychać. Powoli robi mi się słabo. Ledwie wstaję, ale nie zachodzę zbyt daleko, bo nogi mi się uginają. Czuję jak ktoś w ostatniej chwili mnie łapie, a wtedy do moich ust napływa obrzydliwa żółć. Nie wytrzymuję i po prostu zaczynam wymiotować.

– Niech ktoś wezwie pogotowie! – słyszę zbyt dobrze znany mi głos, ale nie mam siły by na niego spojrzeć. – Jestem przy tobie...

Chciałabym się z nim kłócić, jednak nie mam na to siły. Nie mogę uwierzyć w to, że byłam tak głupia... Ja go naprawdę kochałam, a teraz pamiętam, że przyznałam się do tego, ale to nic nie zmienia. Nie pozwolę na to, by znów wszedł z butami w moje życie.
Gdy w końcu przestaję wymiotować i mogę spojrzeć na Shane’a, zamieram. Chłopak nachyla się nade mną, będąc zbyt blisko. Oby mnie nie chciał pocałować, bo to będzie obrzydliwe.

– Chodź... – mówi, gdy pomaga mi wyprostować się. – Karetka już czeka, muszą cię zbadać. Co sobie przypomniałaś?

– Nic. – kłamię. Skąd on wie, że wróciły kolejne wspomnienia?

– Przestań ściemniać. Za każdym razem, gdy coś powraca, zaczynasz słabnąć.

Zostaję zabrana do szpitala, by mój lekarz sprawdził czy wszystko jest w porządku. Blackwood upiera się, że jedzie ze mną, choć stanowczo odmawiam mu tego. Jest uparty do tego stopnia, że wszedłby na dach karetki, byleby tylko być przy mnie.
I tak jak myślałam, nic mi nie jest. Nie wiem po co ta cała szopka... Jedyny plus był taki, że dostałam jednorazową szczoteczkę do zębów oraz trochę pasty, by móc odświeżyć oddech.

Szklany Dom Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz