Nie uda ci się

765 39 33
                                    

ANABELL

Wyrzucam wszystkie białe sukienki jakie mam w szafie i pojawia się problem. Nie mam ani jednej. Nie noszę białych ubrań. W Damford jest pełno piachu, więc po co komuś ciuchy, które zaraz będą szare? Oczywiście, są tu tacy ludzie, ale ja jestem w pełnoprawnym związku z jednym kolorem. Nie ma nic lepszego niż czerń. Niestety obecność na zimowym balu, zobowiązuje do ubrania się na biało. Już od rana, samorząd szkolny zajmował się przygotowaniem sali gimnastycznej. Wszędzie śnieżynki, sztuczny śnieg i inne zimowe gówna, których na szczęście nie oferuje nasze miasto i klimat panujący tutaj. Muszę jednak przyznać, iż Jenny postarała się. Moja najmłodsza siostrzyczka od niedawna należy do samorządu. Jestem z niej dumna, choć od powrotu mamy, nie miałam nawet okazji porozmawiać z nią czy z Charlie'm. Dopiero wczoraj pierwszy raz zobaczyłam Blair.
Drzwi od mojej sypialni otwierają się z trzaskiem, a ja nawet nie muszę się odwracać, by wiedzieć, że przyszła Alice. Tylko ona ma takie wejście smoka.

– Znalazłam dla ciebie sukienkę. – woła, wyglądając na cholernie dumną z siebie. – Wiedziałam, że na bank nie masz nic białego, więc postanowiłam uratować ci tyłem, żebyś nie ośmieszyła się przed Chrisem.

– Chrisem? – pytam ze zdziwieniem. Czy ona naprawdę myśli, że wybieram się z synem Burmistrza?

– No a z kim niby idziesz? – patrzy na mnie z ciekawością i po chwili orientuje się co mam zamiar zrobić. – O nie! Oszalałaś całkowicie!

– Pokaż mi sukienkę lepiej... – staram się zmienić temat, choć wiem, że i tak wrócimy do tej rozmowy.

Dziewczyna prycha, a następnie otwiera pokrowiec, by wyjąc kreację. Zamieram z każdą kolejną sekundą. Mogłabym iść w tym do ślubu, a nie na bal. Suknia jest naprawdę piękna, ale mam wrażenie, że to lekka przesada. Jest asymetryczna, co dodaje jej wiele uroku. Do tego posiada koronkowe wykończenia oraz gorset.

– Ta koronka mogłaby być czarna. – zauważam, planując w głowie przeróbki.

– Nawet o tym nie myśl! – krzyczy Ice. – Taka jest dużo piękniejsza.

Nie prawda. Gdy tylko przyjaciółka zostawia mnie z kreacją, szukam w swoich rzeczach czarnego barwnika. Muszę mieć na sobie coś w czym będę dobrze się czuła. Poza tym nigdzie nie jest napisane, że strój ma być całkowicie biały. Najważniejsze jest teraz, by nie zafarbować reszty materiału i modlić się, aby koronka wyschła do jutra. Odwieszam kreację, przyglądając się jej z daleka.

Wstaję w miarę wcześnie, by móc w spokoju zjeść śniadanie, a potem zacząć babskie przygotowania do balu. Od wczoraj nie widziałam Blackwooda. W kuchni zastaję Nathaniela.

– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że się wyprowadzacie? – pytam, zabierając mu jeden tost.

– Miałaś ważniejsze sprawy na głowie. – odpowiada blondyn i wzrusza ramionami. – Więc mimo wszystko idziecie razem na bal...

– Wiem, że to idiotyczne, ale Shane jest bardziej uparty niż myślałam.

– Po prostu stara ci się udowodnić, że mu zależy. – teraz już wiem dlatego Alice i Nate tak do siebie pasują. Ten sam wzrok, który mógłby być rentgenem... – Jesteś bardziej skomplikowana niż mi się wydawało.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – unoszę jedną brew w oczekiwaniu na odpowiedź.

– Zawsze robisz wszystkim na złość, a gdy chodzi o uczucia, nagle poddajesz się, bo tak będzie lepiej.

– Nie zrozumiesz tego. – kończę naszą rozmowę i wychodzę z kuchni.

Zajmuję łazienkę na najbliższe dwie godziny. Chyba. Tak naprawdę nie jestem pewna ile czasu tam siedzę. Depiluję nogi, co chwila przeklinając przy tym. Nigdy nie wierzyłam tym uśmiechniętym kobietom z reklam depilatorów. Jak bardzo chorym psychicznie trzeba być, by się przy tym cieszyć? Kąpiel relaksuje mnie, dzięki czemu mniej rozmyślam o wszystkim. Kilka razy słyszę jak zapewne Shane wchodzi do naszej sypialni. Raz wydaje mi się, że ktoś puka w drzwi łazienki, ale ignoruję to. Nakładam trochę odżywki na włosy, mając nadzieję, że ten jeden raz będą wyglądać doskonale. Gdy już prawie jestem gotowa, znów przebiegam przez korytarz, okryta samym ręcznikiem. Muszę jeszcze się pomalować i założyć suknię. Patrzę na zegarek i z przerażeniem stwierdzam, że zostało mi pół godziny. Wyjmuję z kosmetyczki, potrzebne mi rzeczy, dochodząc do wniosku, że jestem beznadziejna. Mój codzienny makijaż to kreski, ewentualnie jakaś szminka. Biorę głęboki wdech, sięgam po telefon i szukam na szybko jakiś poradników. W końcu udaje mi się zrobić coś w czym nie wyglądam ani jak panda, ani jak kretynka. Niestety mam dwie minuty dna ubranie się.
Nie mogę zapiąć suwaka. W tym momencie do sypialni wchodzi Shane. Stoimy w milczeniu, patrząc na siebie. Biały garnitur wygląda na nim doskonale. Do tego ma czarny krawat, więc na pewno musiał widzieć suknię. Wracam myślami na ziemię i znów zaczynam walczyć z suwakiem.

Szklany Dom Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz