Cyjanek potasu

672 40 24
                                    

ANABELL

Przemierzam korytarz, zwracając uwagę na każdą nową twarz. Nową dla mnie. U mego boku jak zawsze idzie Alice. Bez niej nie dałabym sobie rady. Nie potrafię olewać wścibskich spojrzeń oraz szeptów towarzyszących mi na każdym kroku. Nawet tu w szkole, czuję się obco. Wiem jednak, że nie mogę się poddawać. Nikt mi nie obiecywał, że będzie łatwo.

- Panno Adams, co pani tu robi? - przede mną pojawia się dyrektor Morrens. Rosły mężczyzna po pięćdziesiątce, z widocznymi oznakami starzenia się.

– Uczę się, panie dyrektorze. – stwierdzam prosto z mostu. – Czy tylko ja miałam wypadek? Zauważyłam, że bardzo dużo osób ostatnio ma problemy z pamięcią.

– Przepraszamy, ale śpieszymy się na kolejną lekcję. – Alice odciąga mnie, nim zdążę powiedzieć coś głupszego. – Widzę, że wraz z amnezją, powróciła ci chęć pyskowania każdej napotkanej osobie.

– Też by ci wróciła, gdyby wszystko dookoła cię irytowało. – odpowiadam. Zaciskam zęby, dostrzegając niedaleko jak Carmen przymila się do Blackwooda, a on nic sobie z tego nie robi.

Podchodzimy pod salę od matematyki, a ja czuję, że to nie będzie przyjemna lekcja. Nigdy nie przepadałam za tym przedmiotem, a teraz do tego dochodzi mi brak informacji na temat przerobionego materiału. Wredna nauczycielka na pewno to wykorzysta. Profesor Martinez nigdy nie oszczędzała sobie, jeśli chodzi o gnębienie uczniów. Dlaczego miałaby więc zrobić wyjątek dla mnie?

– Z kim tutaj siedzę? – pytam Alice, gdy rozbrzmiewa dzwonek.

– Ze mną. – słyszę przy uchu głos Blackwooda. Zaciskam pięści, ledwie powstrzymując się od przywalenia mu. Przekracza wszelkie granice bliskości i bardzo mi się to nie podoba.

– Zajebiście... – mamroczę pod nosem, ruszając za chłopakiem. Alice unosi oba kciuki do góry, chcąc dodać mi odrobinę otuchy. Będę czuła się dobrze, gdy wyjdę z tego piekła. Teraz nic mi nie pomoże.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jedyna osoba, którą mogłabym winić za to wszystko co do tej pory mi się przytrafiło, codziennie pojawia się w moim lustrze. To nie jest wina tego kogoś kto mnie potrącił, nie rodziców i nie Blackwooda. Sama się wplątałam w jakiś dziwny labirynt, z którego nie potrafię w tej chwili wyjść. Jedyne czego w tym momencie pragnę z całego serca, to obudzić się z tego koszmaru i znów pamiętać wszystko co kryje się gdzieś głęboko w mojej podświadomości. Zbyt głęboko.

Otwieram zeszyt, kolejny raz przeglądając to co w nim zanotowałam, ale nic z tego nie rozumiem. Dziwnych równań jest zbyt wiele. Nic dziwnego, skoro mamy już połowę roku szkolnego.

– Adams, do tablicy. – słyszę, przez co zamieram. Ośmieszy mnie przed całą klasą. Jestem tego pewna.

Powoli podnoszę się z miejsca, biorę zeszyt i ruszam we wskazane miejsce. Droga, którą przemierzam jest dla mnie niczym droga krzyżowa. Żałuję, że siedzę w ostatniej ławce, przez co teraz muszę minąć większą część mojej klasy. Dochodzę na miejsce i wręczam zeszyt nauczycielce.

– Jedynka za brak zadania domowego. – mówi kobieta, ani na moment nie patrząc na mnie. – Co ty tu robisz, Adams, co? Skoro zrezygnowałaś ze zwolnienia, powinnaś przygotować się do zajęć. Brak pamięci cię nie usprawiedliwia.

Wręcza mi niewielką karteczkę z wypisanym zadaniem, które muszę rozwiązać na tablicy. Starannie przepisuję równanie, przełykam ślinę i dochodzę do wniosku, że jestem w czarnej dupie. Wpatruję się cyfry oraz znaki, które nic mi nie mówią. I do tego te bazgroły... Choć robiłam wszystko, aby to wyglądało ładnie, to moje pismo jest paskudne. Lewą ręką nie potrafię zrobić zbyt wiele.

Szklany Dom Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz