KSIĘ-ŻNI-CZKO

589 41 13
                                    

SHANE

Kolejny dzień i znów ten sam widok. Anabell wciąż nieprzytomna. Cały czas trzymam jej delikatną dłoń mając ślepą nadzieję, że poczuje mój dotyk i wybudzi się ze śpiączki. Jak mogłem nie zauważyć, że ktoś robi jej krzywdę... Moja mała Bell... Byłem zaślepiony kolejnymi intrygami, kolejnymi grami. Wszystko po to by zobaczyć na jej twarzy złość. Czy tak wygląda miłość? Jeśli tak, to chyba tylko w naszym wykonaniu.
Jedyne co mogę teraz zrobić to być przy niej licząc, że gdy się wybudzi ujrzy mnie – Blackwooda, tego Blackwooda, który od pierwszego spotkania dawał jej w kość. A ona? Ona za każdym razem  odpłacała mi się bez najmniejszego wahania.
Nie mogąc oderwać od niej wzorku, przywracam wspomnienia, w których szczególnie zapamiętałem wyraz złości.

Wiesz przynajmniej czy potrafi pływać? - pyta Andy, podążając za mną do domu Anabell. Wiem, że moja mama jest u Pani Adams, więc to nie będzie dziwne, gdy nagle pojawię się tam ja. Choć moja obecność w tym domu, nigdy nie jest normalna.

– Oczywiście, że potrafi. - stwierdzam z uśmiechem. Doskonale pamiętam jak Szeryf uczył ją tego. Mogłem wtedy do woli rozkoszować się widokiem jej wkurzonej twarzy. – Poza tym, myślisz, że ona przejmuje się tym, że chwilami może mnie zabić?

– Bez obrazy, ale oboje jesteście siebie warci. – żartuje kumpel i klepie mnie po plecach.

Anabell nigdy nie lubiła, gdy coś jej nie wychodziło. Nauka pływania nie przyszła jej tak łatwo jak, na przykład gra na gitarze. Co chwila wychodziła z basenu odgrażając się, że nigdy tam nie wróci.
Widok, gdzie z każdym kolejnym powrotem do basenu połykała jeszcze więcej wody z niego, był wtedy najcudowniejszym widokiem jaki mogłem sobie wyobrazić. Jak na dziewięciolatkę była wyjątkowo nerwowa. Była zawzięta równie tak jak nerwowa, dzięki czemu po kolejnych próbach nauczyła się pływać. Nie zapomnę, gdy dumna z siebie wyszła z basenu i pokazała język w moją stronę, udowadniając swoją determinację. Teraz nic nie stoi na przeszkodzie by zrobić jej wredny dowcip.

– Dalej pójdę sam. - mówię do kumpla, gdy jesteśmy już niedaleko posiadłości Państwa Adams. Andy przybija mi piątkę, a następnie oddala się.

Stoję przed ciemnymi drzwiami i bez wahania wciskam dzwonek. Po chwili słyszę stukot obcasów i w końcu przede mną pojawia się Pani Adams. Jak zawsze wygląda perfekcyjnie, choć wydaje mi się, że wcześniej jej wygląd był bardziej matczyny. Teraz można porównać do jednej z wyidealizowanych gospodyń domowych, rodem z telenoweli.

– Tyle razy ci mówiłam, żebyś wchodził bez pukania – karci mnie kobieta, wpuszczając do środka.

Mimo tego, że ja i Bell nie pałamy do siebie sympatią, to mam wysoki poziom w kontakcie z jej matką. Całe szczęście, bo inaczej musiałbym wymyślić inny sposób na uprzykrzanie życia tej małej wiedźmie.

– Jest Anabell? - pytam, choć doskonale wiem, że jest. Chwilami mam wrażenie, że wiem o niej więcej niż powinienem.

– Jest u siebie na górze. - zostaję pokierowany prosto do jamy lwa. Wbiegam po schodach i już po chwili wchodzę do pokoju dziewczyny.

– Blackwood do cholery! - jej wrzask jest dla mnie niczym smakołyk. - Wypad z mojego domu!

– Nie tak się powinno witać gości. Dopiero co tutaj przyszedłem – odpowiadam z uśmiechem na ustach, wiedząc, że to łatwo doprowadzi ją do jeszcze większej złości. Jej jasna cera, powoli zostaje oblana uroczym rumieńcem.

– Cokolwiek. Rób co chcesz, bo ja wychodzę... - usilnie próbuje zamknąć drzwi tuż przed moim nosem, ale utrudniam jej to. W końcu odpuszcza z teatralnym fuknięciem.

Szklany Dom Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz