Gdyby rok temu ktoś mi powiedział, że będę znów tą samą Anabell Adams, która mogłaby każdemu skopać tyłek, myślę że obśmiałabym go. Nie przypuszczałam, że bez Shane'a stanę na nogi i ponownie ruszę do walki jaką jest życie. A wiadomo, że moje jest tak niesamowicie przewrotne.
Kiedy mama oznajmiła mi, że ponownie wyjeżdża, odetchnęłam z ulgą. Ona oraz moje rodzeństwo i tak nie utrzymywali ze mną stałego kontaktu, a na ulicy udawali, że mnie nie widzą. Tak było lepiej.
Moje relacje z tatą uległy jeszcze większym zmianom, a to za sprawą pewnego zaskakującego powrotu.
Gdy James oznajmij, że do Damford wraca moja babcia, nie wierzyłam własnym uszom. Kiedy miałam około dziesięć lat, zmarł dziadek. Wtedy zaraz po pogrzebie, babcia spakowała rzeczy, wsiadła do bardzo starego auta po mężu i odjechała.
I tak od dłuższego czasu, do moich codziennych zajęć doszło przesiadywanie przed starym domem mamy mojego ojca.
– Anabell! – woła babcia, gdy siedzę na ganku i głaszczę kota. – Chodź zjeść coś dziecko!
Leniwie podnoszę się ze starego bujanego fotela i wchodzę do domu. Wiatrak uporczywie stara się zwalczyć upał, który ledwie daje nam żyć. Tata nie miał nigdy motywacji, by zamontować tu klimatyzację, ponieważ i tak większość dnia spędzał na komisariacie. Jedyne kwiaty na parapetach to kaktusy, bo wszystko zwiędło. Z kuchni dobiega muzyka. Stare radio po dziadku wciąż działa, choć jego żywot już od dawna był osądzony. Białe meble idealnie łączą się z czerwonymi dodatkami, a na stole leży typowa kuchenna cerata w kratkę. I kolejny kaktus... Babcia je uwielbia. Na jednym z krzeseł siedzi właśnie ona. Violett Adams. Wygląda jak typowa staruszka z filmów familijnych. Pulchna, idealnie siwa w kwiecistej sukience i białym fartuszku. Zawsze pomocna oraz uśmiechnięta.
– Jedz, Kochanie. – mówi ciepło, stawiając przede mną talerz z zupą owocową. – Idealne na taką pogodę. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało.
– Smakuje mi wszystko co gotujesz. – posyłam jej uśmiech, a ona wraca do rozwiązywania ulubionej krzyżówki.
Kolejną wielką zmianą w mym życiu jest praca. Najpewniej nie miałabym jej, gdyby nie to, że dawny przyjaciel taty, postanowił odnowić swój stary bar. Dzięki temu mogłam zacząć przygotowywać, aktualnie, najlepsze burgery w Damford. Może to nie jest praca moich marzeń, ale lepsze to niż nic.
– Było pyszne, Babuniu. – stwierdzam, idąc zmyć talerz. – Muszę zaraz iść do pracy. Betty się źle czuje i poprosiła, abym ją zastąpiła.
– Za dużo pracujesz, Słoneczko. – kobieta wygląda na przejętą. – Powinnaś znaleźć sobie jakiegoś przystojnego i dobrego chłopaka. Wiesz, że mamy tyle pieniędzy, że nie musisz pracować. Tata na pewno by ci pomógł.
– Pracuję, bo lubię. Nie mam zamiaru siedzieć całymi dniami w domu. I gdyby tylko w Damford był taki chłopak to uwierz mi, że już dawno byłby mój.
Zabieram torebkę oraz kluczyki od starego Camaro po dziadku i ruszam do wyjścia. Moja miłość do tego auta zrodziła się właśnie przez dziadka. A teraz przez najbliższy tydzień muszę jeździć samochodem babci, ponieważ nie wiem jakim cudem udało jej się namówić mnie na chwilową zamianę.
Posyłam kobiecie ciepły uśmiech, a następnie wychodzę z domu. Upał uderza mnie prosto w twarz. Na starym bujanym fotelu odpoczywa równie stary kot. Leniwie unosi głowę i miałczy, spoglądając na mnie.
– Idź do domu, Fernando. – wołam i wsiadam do auta.
Mija kilka chwil nim udaje mi się odpalić silnik. To wiekowy samochód, na który dziadek wyrwał babcię. Obawiam się, że nawet tylna kanapa pamięta ich czasy młodości.
Po krótkim czasie dojeżdżam na miejsce. Bar jest już otwarty, lecz na podjeździe nie ma ani jednego auta. Związuję swoje brązowe włosy w kucyka i zerkam w lusterko, by podkreślić tuszem do rzęs moje niebieskie oczy. Wysiadam z samochodu i ruszam do pracy.
– Cześć, Billy! – witam mojego szefa. To miły facet po pięćdziesiątce. Wieczny kawaler. W dodatku wydaje mi się, że gej.
– Spóźniłaś się. – uśmiecha się mężczyzna.
– Jak zwykle. Spóźni się na własny pogrzeb. – z zaplecza wychodzi czarnowłosa kelnerka o imieniu Stella. Dziewczyna niesie kilka butelek Brendy.
– Będziesz miała dziś ucznia na kuchni. – stwierdza Billy. – Okazuje się, że Betty nie bez powodu źle się czuła. Jest w ciąży i musi się oszczędzać, a bar to nie jest dobre miejsce dla przyszłej mamy. Ma dziś przyjść ten twój Alex. Pokażesz mu co i jak.
Wraz z Andy'm załatwiliśmy Alexowi posadę tutaj, ponieważ od dawna marudził na swoją pracę. Nate i Alice mają świetne stanowisko w ratuszu.
– Tak jest, szefie. – salutuję do mężczyzny, a następnie znikam za kuchennymi drzwiami.
Włączam radio i sprawdzam co dziś przyjechało z dostawą.
– Woww... krewetki. Billy, zaszalałeś. – mamroczę pod nosem.
Biorę do ręki kredę i idę wypisać dzisiejsze menu. Przy okazji postanawiam zapalić papierosa. Babcia nie popiera mojego nałogu, dlatego też palę, gdy ona nie widzi. Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Kiedy przychodzi Alex, od razu pokazuję mu wszystko co powinien wiedzieć. Jest raczej inteligenty, więc szybko zapamiętuje najważniejsze rzeczy. Myślę, że powinno nam się dobrze razem pracować.
– Bell! – do kuchni wpada Stella. – Wyjdź dyskretnie na salę i zobacz jakie ciacha do nas przyszły. Normalnie aż robię się mokra. Carly właśnie ich obsługuje, bo to jej stolik. Boże jak ja jej zazdroszczę.
Alex parska śmiechem, a wtedy Stella go dostrzega. Robi się natychmiast czerwona i powoli wycofuje się do wyjścia.
– Widzę, że u ciebie też gorąco. – szepcze tak, abym tylko ja to usłyszała.
– Nie przypal niczego. – stwierdzam i ruszam za koleżanką. – Zaraz wracam.
Wchodzę na salę i od razu ich dostrzegam. Siedzą przy stoliku numer trzy i najwyraźniej świetnie się bawią. Siadam na stołku barowym i ukradkiem obserwuję nieznanych mi kolesi. To pewnie licealiści. Już od dawna przestałam kojarzyć sąsiadów i ich dzieci. Z resztą nigdy nie miałam do tego głowy.
– Bell, weź się do roboty i pomóż mi. – śmieje się Carly, wskazując na tacę z piwami. Sama trzyma dwie z jedzeniem. – Stella mnie zabije, ale niestety jest zajęta. Stolik numer trzy, Słoneczko.
Chwytam tacę z piwami i ruszam w stronę klientów. Rzadko robię za kelnerkę, bo zwykle ludzie mnie zagadują, a zamówienia czekają i czekają. Poza tym nie lubię takiej pracy.
– Burgery robione przez nowego kucharza oraz zimne piwo. – stwierdza entuzjastycznie Carly. – A to nasz główny kucharz, Anabell.
Chłopcy spoglądają na mnie, a na ich buziach pojawiają się uśmiechy. Pierwszy raz ich tutaj widzę. Na pewno musieli dopiero się sprowadzić, choć dla mnie to dziwne. Już chcę ich o to zapytać, lecz do moich nozdrzy dociera zapach spalenizny.
– Lerman! - krzyczę. – Miałeś niczego nie przypalić! Zostawić faceta w kuchni...
Szybko idę tam skąd czuć smród, a gdy wchodzę do środka widzę masę dymu.
– Przepraszam, boże już to ugasiłem, ale sam nie wiem jak to się stało. – tłumaczy się chłopak, machając bezradnie rękoma.
– Spaliłeś ostatnią dobrą patelnię. – zauważam i wrzucam naczynie do śmietnika. – Billy nas zabije za zamkniętą kuchnię... ludzie nas zabiją. Zbieraj się i kup nową. Najwyraźniej jesteś tak samo beznadziejnym kucharzem jak... jak Shane.
Przypomina mi się jak Blackwood chciał ugotować makaron bez wody i szczerze mówiąc nie wiem czy mam się śmiać czy jednak płakać.***
Wrzucam jeszcze jeden rozdział z jednego powodu. Mianowicie: SZKLANY DOM MA 3 TYSIĄCE WYŚWIETLEŃ!!!
Wiem, że to nie jest zbyt wiele, w porównaniu do tego co miała poprzednia wersja, ale i tak ogromnie się cieszę. Jesteście wielcy *-*
CZYTASZ
Szklany Dom
RomanceZakochiwałem się w niej. Każdego dnia coraz mocniej. Obserwowałem jak szczęście wchodzi do jej życia i to za moją sprawą. Uczucie nienawiści zaczęło znikać, choć wciąż nie mogłem się pogodzić z tym, że to właśnie Anabell Adams skradła moje serce. W...