Albus & OC

1.6K 46 13
                                    

Mam nadzieję, że ta miniaturka się wam spodoba, bo powstała dla arctus_ i to dzięki niej i jej pomysłowi 💚💙💜💛 To także ona zainspirowała mnie do stworzenia nowej książki 😍😘💖

~°~°~°~°~°~°~°~°~

W Hogwarcie panował względny spokój. Uczniowie oraz nauczyciele wybrali się do pobliskiej wioski - Mogsmeade. Każdy cieszył się na dzień wolny od nauki. W drodze, jak i podczas zwiedzania sklepów i pubów towarzyszyła wszystkim radosna atmosfera. Bo niby dlaczego mieliby się smucić? Wrzesień w tym roku był wyjątkowo ciepły, więc popołudnia każdy spędzał na błoniach lub nad jeziorem. Nauczyciele jeszcze nie zadawali ton prac domowych, chociaż wiadomo co czekało wkrótce siódmy rocznik. Dla niektórych ten czas wydawał się tak odległy, że na razie nie mieli zamiaru zaprzątać sobie tym głów. Inni jednak bardzo się tym denerwowali, bo w końcu od tego zależała ich przyszłość, a czas szybko zleci, a do powtórzenia jest sporo materiałów. Jedną z takich osób był Albus Dumbledore. Młody mężczyzna był bardzo ambitny i wierzył, że dzięki swojej pracowitości i intelektowi osiągnie wiele. Miał zamiar związać swoje przyszłe życie zawodowe z transmutacją. Wszak bowiem to do niego zgłaszały się młodsze roczniki, jak i jego rówieśnicy prosząc o pomoc z tym przedmiotem. Mieli całkiem miłego nauczyciela transmutacji, ale nic poza tym. Ten człowiek nie miał kszty talentu w zakresie kontaktów z uczniami. A takowe cechy posiadał panicz Dumbledore. Umiał każdemu wytłumaczyć bardzo dobrze materiał z jakim dany osobnik miał problem. Nie krzyczał, był cierpliwy i nad wyraz spokojny oraz zawsze pogodny. Z jego ust praktycznie nie znikał dobrotliwy uśmiech. Może dzięki temu zaskarbił sobie względy u nauczycieli oraz sympatię pozostałych uczniów. Ale teraz wróćmy do tego pięknego dnia. Hogwart jednak całkowicie nie opustoszał i nie chodzi tu o duchy, czy sławnego poltergaista. Wśród murów ogromnego zamku błądziły dwie niewinne duszyczki. Jedną z tych osób był właśnie uwielbiany już za czasów szkolnych Albus Dumbledore. Z tą drugą osóbką sprawa nie była tak prosta, jakby się mogło wydawać. Była to śliczna szóstoroczna Krukonka, Penrose McCain. Dziewczyna o pięknych kasztanowych włosach, których nikt nigdy nie widział spiętych. Dziewczyna nawet na eliksirach stosowała zaklęcia, aby jej nie przeszkadzały, ale nigdy nie użyła gumki, aby je związać. Nikt nie miał nawet jej tego za złe. Każdy chłopak uważał, że świętokradztwem byłoby nie eksponować jednego z jej największych atutów. Ona sama uwielbiała swoje włosy. Były do połowy pleców, nie specjalnie za gęste, lecz idealne. Dziewczyna uwielbiała detale i często stosowała przeróżne odrzywki. Nie dziwota, że później całe dnie przeczesywała i przegarniała swoje włosy. Miała także niebieskie oczy. Niektórzy porównywali je do morza, podczas sztormu, inni do nieba podczas burzy, a najbardziej podobało się jej określenie, że ma oczy równie piękne i mądre, niczym Rowena. Jak na prawdziwą Krukonkę przystało kochała książki. Mogła całymi godzinami siedzieć w szkolnej bibliotece, która posiadała nie małe zasoby przeróżnych ksiąg. Tylko one były jej przyjaciółmi. Wiele osób chciało się do niej zbliżyć, zakolegować, albo przynajmniej porozmawiać. Ona skutecznie każdego zbywała i robiła to w taki sposób, że już nigdy więcej taki ktoś nie zaczynał z nią ponownie konwersacji. Nawet w dzień wyjścia do Hogsmeade zaszyła się wśród ogromnych regałów szkolnej biblioteki. Wybrała dwie pozycje które ją zaciekawiły i swoje kroki skierowała do Wieży Ravenclaw. Po drodze uważnie wertowała jedną z książek i tak się zaczytała, że nie zauważyła blondwłosego chłopaka. Albus szedł właśnie do biblioteki z naręczem wielu starych i grubych ksiąg, aby je oddać i wypożyczyć nowe. Okładki zasłaniały mu widoczność, więc bardzo się zdziwił, gdy uderzył w coś, a może kogoś? Wszystko co trzymał wylądowało z wielkim hukiem na podłodze. Po chwili dostrzegł zdziwioną twarz dziewczyny z którą się zderzył, a właściwie to ona na niego wpadła. Bez słowa zabrała jakąś książkę blisko niej z ziemi. Albus nie mógł uwierzyć, że dziewczyna nawet go nie przeprosiła, ani nie pomogła mu zbierać książek, chociaż w głównej mierze była to jej wina. Gdy w końcu usłyszał jej głos liczył na jakieś "przepraszam", a jakie było jego zdziwienie, gdy tajemnicza postać stwierdziła, że...
- Albusie powinieneś bardziej uważać, jak chodzisz. Ale nie martw się nic mi się nie stało - spojrzał na twarz dziewczyny. Uśmiechała się. Co za bezczelność - pomyślał. Zacisnął zęby i skończył zbierać książki. Wstał i przyjrzał się dziewczynie. Miała niebieski krawat, czyli jest Krukonką. Postanowił nie skomentować jej uwagi.
- Cóż skoro znasz moje imię, wypadałoby, abym i ja poznał twoje - uśmiechnął się, ale wciąż myślał, skąd ona go zna?
Czyżbym był tak bardzo popularny?
- Tajemnica - puściła mu oczko i poszła w nieznanym kierunku. Dumbledore stał jeszcze chwilę w miejscu wpatrując się w korytaż w którym zniknęła dziewczyna. Zastanawiał się czy ta komiczna sytuacja zdarzyła się naprawdę, czy to był tylko wytwór jego wybujałej wyobraźni. Po krótkim zastanowieniu stwierdził, że nie. Krukonka była zbyt...osobliwa? żeby sam mógł ją stworzyć w swojej głowie. Zostawił księgi na biurku bibliotekarce z krótkim liścikiem i już miał wychodzić, gdy uświadomił sobie, że tej książki w zielonej oprawie nie miał. Zabrał ją, zapewne należała to tej całej Tajemnicy. Dziewczyna mimo, że ją widział tylko kilka minut już go zacząła irytować, ale także intrygować.
Następnego dnia na śniadaniu Albus miał przy sobie własność Krukonki, gdyż chciał ją jej, jak najszybciej zwrócić, chociaż może to własność szkolnej biblioteki? Mniejsza z tym. Dziewczyna zabrała jedną z książek, które musiał oddać. Prześwietlał wzrokiem stół Ravenclawu, ale nigdzie jej nie dostrzegł. Popytał kilku kolegów i dowiedział się, że na nazwisko ma McCain, ale imienia nie pamiętali. Zdawało im się, że jakoś na P, ale nie byli na sto procent tego pewni. Podobno chodzi do szóstej klasy.
Przynajmniej coś.
Nie widział jej także między lekcjami, ani na obiedzie.
Czy ona w ogóle coś je?
Chciał załatwić tę sprawę i nie musieć więcej myśleć o tej dziewczynie. Chociaż zdawało się to bardzo trudne, zważywszy, że wciąż nie poznał jej imienia i to go strasznie nurtowało. Udał się do wieży Ravenclaw, ale tam także spotkało go rozczarowanie. Kilka osób siedzących w Pokoju Wspólnym stwierdziło, że widziało ją, jak gdzieś wychodziła. Niestety nie mieli pojęcia dokąd się udała. Z westchnieniem Albus Dumbledore postanowił ruszyć na dalsze poszukiwania. Pierwszym miejscem, jakie mu przyszło do głowy była biblioteka, w końcu z jakiegoś powodu musi chyba być Krukonką. Skinieniem głowy powitał miłą, starszą kobietę - panią Weenlog i szybkim krokiem przemierzył całą bibliotekę. Jak można się domyślić tam też nie spotkał Tajemnicy. Przeszukał praktycznie cały zamek, a dziewczyna przepadła, jak kamień w wodę. Był zły, sfrustrowany i zrezygnowany. Tyle godzin stracić na szukanie tej głupiej dziewuchy. Pozostała mu już tylko Wieża Astronomiczna, ale wiedział, że podczas, gdy on był w innej części Hogwartu ona mogła znów pójść, gdzie indziej. Był akurat na siódmym piętrze, więc pomyślał, co mu szkodzi. Wyczerpany ruszył do celu i nawet nie spodziewał się zastać tam podobno McCain, więc wyobraźcie sobie emocje jakie nim targały, gdy spostrzegł kasztanowe włosy i szczupłą sylwetkę osoby numer jeden na jego liście poszukiwanych. Z wrażenia musiał podeprzeć się ściany.
No wreszcie. Ile można bez sensu łazić po Hogwarcie? Nogi mi zaraz wejdą tam, gdzie kończy się odcinek lędźwiowy kręgosłupa i nie żartuję.
- Dzień Dobry Albusie - dziewczyna odwróciła się i posłała mu uśmiech.
- Dzień Dobry P...? - podniósł jedną brew. Miał nadzieję, że ta irytująca dziewczyna skończy to przedstawienie i wyjawi, jak się nazywa.
- Mówiłam już, że Tajemnica - spojrzała na niego pobłażliwie - Myślałam, że prędzej mnie znajdziesz, ale widzę, że cię przeceniłam. Proszę twoja książka. Powiem ci, że nawet ciekawa. Masz dobry gust - cały czas się uśmiechała, co według Albusa było niezmiernie irytujące. Miły wyraz twarzy i głos, w ogóle nie pasowały do wypowiadanych przez nią słów.
Co za bezczelność. Ja musiałem jej szukać, jakby sama nie mogła tego zrobić i jeszcze stwierdziła, że wolno mi to poszło i mnie przeceniła. Ona chyba sobie żartuje. Za kogo ona w ogóle się uważa?
- Dlaczego, więc sama nie przyniosłaś mi książki? - uniósł jedną brew.
- Cóż...tak jest o wiele zabawniej, bo ja bym znalazła cię od razu, a tak...przynajmniej miałam frajdę czekając i myśląc, kiedy sławny Albus Dumbledore znajdzie mnie w tej wieży - dziewczyna patrzyła na niego z dziwnym błyskiem w oczach.
- Czyli robiłaś to dla zabawy? - ona potwierdziła skinieniem głowy - A swoje imię też ukrywasz dla zabawy? - ponowne skinienie głową.
- Każdy lubi tajemnice - stwierdziła - Ja, Ty też na takiego wyglądasz. Zagadki mają w sobie pewien urok. Wspaniałe jest odkrywanie nowych kawałków, nowych części. Te emocje i uczucia, gdy dokłada się kolejne puzzle do całej układanki, aż w końcu przychodzi moment, gdy ukazuje nam się pełen obraz i cały sens temnicy wychodzi na jaw - gdy to mówiła miała błogi wyraz twarzy, najwyraźniej bardzo lubi kryminały i zagadki. Albus patrzył na nią ze zrozumieniem, sam dobrze rozumiał to o czym mówi dziewczyna.
Jest w niej coś wyjątkowego - pomyślał Dumbledore.
- Oko za oko. Tajemnica za tajemnicę - puściła mu oczko.
- Czyli jeżeli powiem ci coś o sobie, to zdradzisz mi swoje imię?
- Oczywiście panie Dumbledore.
- Cóż może...moje pełne imię to Albus Percival Wulfryk Brian Dumbledore.
- Twoi rodzice chyba kilka godzin wymyślali ci imiona - zaśmiała się perliście - myślę, że w takim wypadku mogę uchylić ci rąbka tajemnicy. Penrose, nazywam się Penrose McCain. Do jutra - zanim Gryfon się zorientował dziewczyny już nie było.
- Do jutra - szepnął w pustą przestrzeń.
Następnego dnia widział brunetkę, ale ta nawet na niego nie zwracała uwagi.
Ona chyba uważa się za centrum wszechświata.
Około 18 udał się znowu na Wieżę Astronomiczną, liczył, że znowu ją spotka. Chciał odkryć kolejny kawałek tajemnicy. Mimowolnie się uśmiechnął, gdy zobaczył sylwetkę Krukonki.
- Witam paniczu Dumbledore - odwróciła się i posłała mu uroczy uśmiech, który ujawnił słodkie dołeczki w policzkach.
- Witam panienko McCain - odwzajemnił jej gest - Jaki kawałek temnicy dziś odkryjemy? - w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki.
- Ten kawałek nazywa się dzieciństwo - jej twarz jakby posmutniała.
- Kto zaczyna? - podniósł jedną brew.
- Ten kto pyta - posłała mu w powietrzu buziaka. Ten niespodziewany gest zaskutkował pojawieniem się delikatnych rumienców na jego twarzy.
- Mam siostrę Arianę i brata Aberfotha. Mój ojciec siedzi w Azkabanie - ciężko te słowa przechodziły mu przez gardło. Krukonka widząc Albusa smutnego usiadła obok i objęła go ramieniem. Początkowo był spięty, ale później się rozluźnił.
- Ja wychowałam się w sierocińcu. Nie znam rodziców, nic o nich nie wiem poza tym, że byli mugolami - uśmiechała się smutno, tym razem to Gryfon objął Penrose ramieniem.
- Przykro mi - chciał ją pocieszyć.
- Mi nie - machnęła ręką - szesnaście lat radziłam sobie bez nich to i resztę życia dam radę - Albus nie wiedział czy chce przekonać jego, czy siebie.
Następnego dnia akcja toczyła się w podobny spósb, następnego i jeszcze następnego i wiele, wiele innych dni.
- Co mam ci jeszcze powiedzieć? Przecież wszystko o mnie wiesz - dziewczyna zaśmiała się i szturchnęła chłopaka w ramię.
- Jesteś zakochana? - zapytał poważnie.
- Nie - Albus nie wiedział czy ma płakać, czy się cieszyć.
Czemu uczucia są takie skomplikowane? Nie mówiąc już o wyrażaniu i okazywaniu ich, a co dopiero mówieniu.
- Nie jestem zakochana. Ja kogoś kocham. A to różnica - uśmiechnęła się do przyjaciela. Dumbledore od jakieś czasu myślał tylko o tym uśmiechu, oczach, ustach, jak bardzo chciał ich zasmakować...
- W kim? - zacisnął mocno oczy.
Czy ja na pewno chcę znać na to pytanie odpowiedź?
- W tobie Albusie - otworzył szeroko oczy i napotkał jej spojrzenie pełne miłości i ufności.
- We mnie? - Dumbledore nie mógł uwierzyć we własne szczęście.
- W tobie przecież głuptasku - delikatnie dotknęła jego ust swoimi. Wydawało mu się, że śni.
Jeżeli tak, to już nigdy nie chcę się obudzić.
Szybko odwzajemnił pocałunek przekształcając go w coś na pograniczu pragnienia, a pożądania.
Penrose zawsze będzie miała w sobie nutkę Tajemnicy.
Nie mieli zamiaru jeszcze długo przerywać tej chwili.
Ona jest centrum wszechświata. Mojego świata...

~°~°~°~°~°~°~°~°~

(Pięćdziesiąt lat później)

Albus Dumbledore siedział w swoim fotelu dyrektora w swoim gabinecie w swojej ukochanej szkole w Hogwarcie, a w oczach miał słone łzy.
- Kochanie idę na spotkanie z Gellertem - młody dyrektor zawołał, a w pomieszczeniu zjawiła się kobieta. Jego kobieta. Jego ukochana Penrose.
- Znowu? - zmarszczyła czoło - Nie uważasz, że widujecie się stanowczo za często? Nie podoba mi się on Albusie - młody mężczyzna zaśmiał się tylko i przytulił Rose.
- Pennie to dobrze, że ci się nie podoba, bo byłbym zazdrosny - posłał kobiecie uśmiech, a ta dała mu kuksańca w bok.
- Ale ja mówię poważnie - tupnęła nogą udając obrażoną.
- Ja też - pocałował ją w czoło i otworzył drzwi - wrócę niedługo.
Albusowi spłynęło kilka łez. Mimo upływu lat pamiętał to bardzo dobrze i żałował. Strasznie żałował, że wyszedł. Że w ogóle przyjaźnił się z Grindelwaldem.
Pomiędzy dwoma czarodziejami wybuchła walka. Rzucali zaklęciami i nie zauważyli, że pomiędzy nimi aportowała się niebieskooka kobieta.
- Albusie zapomniałeś... - nie dane jej było dokończyć, ponieważ ugodziło w  nią fioletowe światło z różdżki Gellerta. Obaj mężczyźni szybko otrząsnęli się z szoku. Jeden z nich uciekł. Uciekł, jak zwykły tchórz. Mógł chociaż powiedzieć co to za zaklęcie. Mógł zostać, mogli ją jeszcze uratować - myślał dyrektor. Młody Dumbledore podbiegł do ukochanej i chciał już rzucać jakieś przeciwzaklęcia, gdy powstrzymał go ten cudowny, melodyjny głos.
- Albusie proszę...- widać było ile kosztuje ją każde słowo.
- Nie, ja dam radę, uratuję cię... - zaczął się jąkać ze strachu i niewiedzy.
- To bez sensu, w-więc posłuchaj mnie uważnie - spojrzała w jego oczy, które w tej chwili nie potrafiły być wesołe - Będziesz kimś wielkim kochanie, wyjątkowym, już jesteś nawet - posłała mu nikły uśmiech - Pamiętaj, zawsze się uśmiechaj i bądź sobą. I najważniejsze broń słabszych, a w sercu zawsze pozostań dzieckiem...- nie dokończyła, gdyż jej czas na tej ziemi minął. Albus ostatni raz spojrzał w te piękne oczy, które już nic nie wyrażały, po czym delikatnie zamknął jej powieki.
- Byłaś, jesteś i będziesz zawsze całym moim światem. Tak bardzo tęsknię - szepnął dyrektor, ale jego słowa mogły usłyszeć jedynie portrety poprzednich dyrektorów oraz feniks.
- Robię to co chciałaś. To wszystko dla ciebie. Mam nadzieję, że gdy ponownie się spotkamy będziesz ze mnie dumna - już nie starał się hamować płaczu i nawet w tej smutnej chwili Fawkes uronił kilka łez, niestety nie mogły one zaleczyć tak głębokiej rany w sercu dyrektora...

~°~°~°~°~°~°~°~°~
Hej Kochani! 2320 słów 😊🏆💪
Jak obiecałam, tak rozdział jest. Zmieściłam się w czasie mam 20 minut zapasu😊😂💪 Piszcie co myślicie po przeczytaniu tego i do zobaczenia 💚💙💜💛❤💖😍😘

Miniaturki HP ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz