Cofnij się jeśli nie zdążyłeś przeczytać poprzedniego rozdziału.
2 tygodnie później
W Amsterdamie zadomowiłam się już na dobre. Wszystko układało się cudownie, aż nie mogłam w to uwierzyć. Znalazła genialny lokal na moją cukierenkę i jeszcze lepszą młodą projektantkę, czującą mój styl. Nie mogła się doczekać momentu, w którym w końcu zobaczę zrealizowany projekt. Na dodatek wielkimi krokami zbliżają się moje 20 urodziny i wiem, że Martijn coś planuje, chociaż nie chce się do tego przyznać. Ale widzę jak dziwnie się zachowuje i kończy rozmowy, gdy tylko wejdę do pomieszczenia. Przynajmniej taką mam nadzieje, że nie chodzi tu o jakąś inną laske. Nie miałam jednak czasu by się nad tym głębiej zastanawiać, bo byłam w trakcie domykania terminów trasy. Siedziałam na kanapie z laptopem na kolanach odpisując na maile. Umierałam ze zmęczenia, ale musiałam odpisać na kilka jeszcze tego samego dnia, no prawie bo była 4 nad ranem i w sumie jestem spóźniona te 3 godziny, ale może mi wybaczą. W końcu przed 5 skończyłam pracę, rzuciłam Maca na sofę i leniwie poszłam do sypialni. Tam spał już słodko Martijn, a ja odłożyłam telefon na stolik nocny i położyłam się wtulając w niego. Następnego dnia obudziłam się sama w łóżku, nigdy tego nie lubiłam. Wstałam, zabrałam komórkę i udałam się do kuchni po kawę. Tam stał chłopak oparty o blat kuchenny, uśmiechnął się na mój widok. Uwielbiałam ten widok o poranku, ukochany mężczyzna i panorama miasta. Podał mi kubek pełen kawy, wcześniej upijając łyk.
- Nie masz własnych piżam? - zapytał, spoglądając na koszulkę, w którą byłam ubrana
- Mam, ale wolę twoje t-shirty, są wygodniejsze i pachnął tobą. Nie wiem czy zauważyłeś, ale ostatnio spędzamy razem mało czasu. Cud, że nadal śpimy w jednym łóżku. - powiedziałam ironicznie, on podszedł i złapał mnie w ramiona, cały czas patrząc mi prosto w oczy
- Tak, wiem. Ale nie pozwolę ci spać na kanapie. - powiedział kpiącą
- Jasne, że nie. To ty będziesz na niej spał. - wyrwałam się z jego objęć
- Hej, żartowałem - podbiegł do mnie - Co ty na to, żebyśmy dzisiaj odcięli się od zgiełku miasta i pracy, i spędzili dzień tylko we dwoje, odwiedzili może moich rodziców?
- Chciałabym, ale mam pracę, nie mogę tego od tak zostawić. To są naprawdę ważne sprawy.
- Możesz, ja też mogę. Ludzie poradzą sobie bez nas jeden dzień.
- No, nie wiem.
- Nie daj się długo prosić.
Oczywiście się zgodziłam na jego pomysł. 30 minut później siedzieliśmy w aucie, jadąc do rodzinnego domu Martin'a. W samochodzie panowała cisza, brunet prowadził zamyślony, a ja wpatrywałam się w niego zastanawiając się nad życiem. Zaparkowaliśmy na podjeździe przed domem, który był naprawdę śliczny, taki rodzinny i przytulny. Po tym jak wyłączył silnik, obrócił się w moją stronę.
- Co się dzieje? - zapytał - Serio myślisz, że nie czułem twojego wzroku na sobie przez całą drogę, głuptasie. - zaczerwieniłam się i spuściłam głowę
- Przepraszam. - powiedziałam cicho, na co on prychnął i powiedział
-Nie masz za co, tylko powiedz mi co się dzieje. - podniósł mi głowę i spojrzał głęboko w oczy, na co ja momentalnie uciekłam wzrokiem w bok
- Nic, po prostu ty masz tak idealną rodzinę, która cię kocha, a moja nawet jak każdy spał nie była idealna. Po za tym przypomniało mi się wszystko i zrobiło mi się trochę smutno. To tyle.
- Nie można było tak od razu. To ja powinienem cię przepraszać, nie chciałem ci o wszystkim przypominać, chciałem tylko pokazać ci gdzie się wychowałem i miejsca, które są dla mnie ważne.
CZYTASZ
In the name of love
FanfictionMartin i Zoe poznają się po strzelaninie na koncercie. Zaczynają ze sobą rozmawiać i dowiadują się jak wiele ich łączy. Chłopak widzi w niej coś niesamowitego, a Zoe nie może zrozumieć dlaczego właśnie ona. Życie sprawia im duże problemy. Czy poradz...