Pamietaj o przeczytaniu wcześniejszych rozdziałów jeśli je przegapiłeś.
- Naprawdę?
- Tak, zamieszkam z tobą w Amsterdamie. - uśmiechnęłam się podekscytowana
- O ja pierdziele, ale zajebiście. To jak tylko stąd wyjdę, spakujemy twoje rzeczy i polecimy do Holandii. - uśmiech nie schodził mu z twarzy
- Okej, ale teraz się prześpimy bo ja padam na twarz, a ty miałeś odpoczywać.
- To dobranoc. - pocałował mnie w głowę, a ja oparłam ją o jego tors
Kilka dni później
W końcu Martijn dostał wypis ze szpitala. Louis przywiózł mu normalne ciuchu, w które właśnie się przebierał, a my czekaliśmy na niego. Już nie mogłam się doczekać wyjścia stąd. Spędziłam tu ostatnie twa tygodnie i tyle mi wystarczy, mam nadzieje, że już do końca życia nie będę musiała zostawać w szpitalu.
- Gotowy? - zapytał blondyn, kiedy dj wyszedł z łazienki
- Tak, możemy iść. - objął mnie w tali i ruszyliśmy do wyjścia
Szybko znaleźliśmy się pod drzwiami mojego apartamentu. Przekręciłam klucz, ale bałam się wejść, jednak fotograf nie widział problemu, przepchał się do przodu i jak gdyby nigdy nic wszedł do środka. Podążyliśmy za nim, a ku mojemu zdziwieniu, wnętrze było w całkowitym porządku i nie było żadnych śladów po tamtej nocy. Za to na środku salonu znajdowały się kartonowe pudła, przygotowane na moje rzeczy. Coś mnie chyba ominęło, ale okej.
- To co pakujemy? - zapytał van Baar
- Yyy na pewno możesz spakować wszystkie nike z mojej garderoby, a my za chwilę do ciebie dołączymy. - wziął jeden karton i zniknął w korytarzu
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
- Tak, chyba jeszcze niczego nie byłam tak pewna, jak tego. - pocałowałam go - Tylko nie wiem co powinnam zabrać.
- Weź wszystko czego potrzebujesz, nie ma ograniczeń. Jak chcesz możesz wziąć nawet meble i tak samo w Amsterdamie, jeśli ci się nie spodoba wystrój możemy zrobić remont.
- Ooo dziękuje. - przytuliłam go
- Dla mojej księżniczki wszystko. - mwah!* cmoknęłam w powietrzu
- Okej to chodźmy do sypialni, bo stamtąd będzie najwięcej rzeczy. - zabraliśmy po pudle i poszliśmy do mojego pokoju
Kiedy połowa pudeł była już zapełniona, zrobiliśmy sobie przerwę, usiedliśmy na kanapie i czekaliśmy na zamówioną pizze.
- Jak ja kocham pizze. - powiedział Martijn z ogromnym uśmiechem
- Wiemy. - powiedzieliśmy równocześnie z Louim, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. Uwielbiam ich
Najedzeni i szczęśliwi wróciliśmy do pakowania. Koło 5 nad ranem w końcu skończyliśmy, sypialnia i garderoba były opustoszałe, stały tylko puste meble. Kartony ustawiliśmy przy drzwiach i wszyscy położyliśmy się do łóżka, wiem to dziwne, i wiem też, że w tym apartamencie jest sporo sypialni, ale Louis uparł się, powiedział, że się boi i nie będzie sam spał. Dlatego skończyłam śpiąc między nimi, a rano byłam przytulana przez nich obojgu. Na szczęście udało mi się wydostać z łóżka, nie budząc ich przy tym. Przebrana wzięłam telefon, kasę i poszłam po kawę, i jakieś śniadanie. Jestem fatalną kucharką więc zawsze coś zamawiam albo wychodzę na miasto. Po 20 minutach byłam z powrotem z trzema dużymi latte, jedną mocną czarną, gorącymi croissantami i różnymi bajglami na słono. Chłopcy tak jak sądziłam, jeszcze spali, więc postanowiłam ich obudzić. Wzięłam butelkę pełną wody i powoli wylewałam ją na nich, a potem zakrętka odpadła, i zalało ich trochę. Obudzili się z przekleństwami na ustach. Widząc w ich oczach chęć mordu rzuciłam się do ucieczki. Loui dał sobie spokój i poszedł się wysuszyć, jednak Martijn nie mógł mi tego odpuścić, i zaczął mnie gonić. Biegł za mną przez całe mieszkanie, aż mnie złapał, przerzucił przez ramię i pomaszerował do najbliższej łazienki. Wiadomo nie chciał mnie puścić, sprawdził tylko czy nie mam czegoś w kieszeniach i wszedł pod deszczownice od razu włączając wodę. Dopiero jak byliśmy cali przemoczeni, postawił mnie na ziemi.
CZYTASZ
In the name of love
FanficMartin i Zoe poznają się po strzelaninie na koncercie. Zaczynają ze sobą rozmawiać i dowiadują się jak wiele ich łączy. Chłopak widzi w niej coś niesamowitego, a Zoe nie może zrozumieć dlaczego właśnie ona. Życie sprawia im duże problemy. Czy poradz...