Rozdział 4

384 32 4
                                    


Kolejne dni mijają bardzo szybko. Pogrążona jestem w nowej pracy, która, muszę przyznać, zaczyna mi się podobać. Nigdy nie skupiałam się na książkach, zatopiona w swoim malarskim świecie tak naprawdę nie miałam na nie czasu. Teraz, kiedy przebywam z nimi po kilka godzin dziennie, zaczynam dostrzegać ten specyficzny zapach, zwłaszcza, kiedy książki są nowe, prosto z wydruku. Dostrzegam różnorodne czcionki, jakimi są pisane. Układ stron, grubość papieru. To niesamowite, jak wiele można zauważyć różnorodnymi ludzkimi zmysłami.

Mimo to, nadal żadnej nie przeczytałam. Ostatnio przeglądałam nawet kilka, ale żadna po prostu nie przyciągnęła mojej uwagi na tyle mocno, bym chwyciła ją w objęcia i krzyknęła: "Jesteś moja! Muszę cię przeczytać!".

No po prostu nie.

Za to po wzroku Joe'go widzę, że coś dla mnie szykuje. Pewnie czeka na odpowiedni moment, by przekazać mi stos książek, które według niego powinnam przeczytać.

Co wydarzy się chyba tylko w jego snach.

- O czym tak myślisz, dziewuszko? – pyta Joe, przerywając moje myślenie.

Spoglądam na niego i przewracam oczami.

- Dlaczego musisz mnie tak nazywać?

Odkąd zaczęłam u niego pracę, zgodziliśmy się mówić do siebie po imieniu. Co prawda było to dla mnie trochę dziwne, ale teraz nie wyobrażam sobie mówić do tego staruszka
"Panie Joe". To po prostu do niego nie pasuje.

- A co, jesteś chłopaczkiem? – pyta zaczepnie.

Joe okazał się bardzo zabawnym dziadkiem. Często potrafi żartować, uśmiechać się znacząco, a czasem nawet mówić do siebie pod nosem. Nie jestem pewna, czy mnie wtedy przypadkiem nie obgaduje. Zdążyłam się przekonać, że ten jego sweter, który miał na sobie w dniu, kiedy pierwszy raz tu zawitałam, naprawdę odzwierciedlał jego charakter.

Czyli po prostu wariat.

A mimo to lubię go. Lubię, kiedy zrzędzi. Lubię, kiedy wącha nowe książki po dostawie. Lubię, kiedy przewraca oczami, gdy klient nie może się zdecydować. To dziwne, ale tak jest.

- Wczoraj, kiedy skończyłaś już pracę, przyszła nowa paczka z książkami. Rozpakujesz ją? – pyta, znowu przerywając moje myślenie.

Kręcę delikatnie głową starając się przywołać do porządku i z uśmiechem zabieram się za duże opakowanie. W czasie, gdy wyjmuję poszczególne książki, zaczynam się zastanawiać, co porabia Matt. Zdaję sobie sprawę, że takie myślenie jest trochę niebezpieczne zwłaszcza, że piszemy ze sobą zaledwie parę dni. A jednak nie mogę się powstrzymać. Korci mnie, by nawet teraz zalogować się na forum i sprawdzić, czy przypadkiem nie jest dostępny.

Odkąd pięć dni temu zapoznaliśmy się w Internecie, moje myśli coraz częściej szybują w jego stronę. Lubię z nim rozmawiać, bo bardzo dobrze się dogadujemy. Wciąż mimo wszystko czuję się nieśmiała, ponieważ jest całkiem obcą mi osobą. A jednak z rozmowy na rozmowę czuję się odrobinkę pewniej. I na każdą kolejną pogawędkę czekam z podekscytowaniem.

- Jak skończysz, możesz zmykać do domu – mówi Joe, kładąc mi rękę na ramieniu. – Przyda ci się trochę odpoczynku.

Marszczę brwi i spoglądam na niego spod oka.

- Czy ty sugerujesz, że źle wyglądam?

Joe uśmiecha się tym dziwnym uśmiechem, po czym wzrusza ramionami.

- Nie znam się na tym.

Mrużę oczy, a on zadowolony odchodzi do swojego biurka. A mimo to, czuję rozbawienie. Odkłam na bok nowe książki, po czym sprzątam porozdzierany papier i zabieram swoje rzeczy. Macham mu ręką przed wyjściem, zakręcam lekko szal na szyję i wychodzę na zewnątrz. Chłodne powietrze owiewa moją twarz, a ja z zadowolenia przymykam oczy. Czuję przepływającą przez moje żyły wenę, dlatego pędzę jak najszybciej na przystanek, by wrócić do domu. Mam wielkie pragnienie malowania, poeksperymentowania.

Do JutraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz